Artykuły

Otworzyć się, z wiosną roztopić lód

- Ruch w tym spektaklu nie jest popisem, jeśli ktoś tego oczekuje od tańca, to będzie zawiedziony. Poza tym to, czy jakiś znak pojawi się danego wieczora, zależy od dyspozycji aktora, który może coś zrobić i może nie zrobić. Jeśli coś się nie uda, nie będzie błędem, ale prawdą - mówi choreograf EWA WYCICHOWSKA przed premierą spektaklu Polskiego Teatru Tańca "Wiosna- Effatha" w Łodzi.

Na XI Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej - niezwykła premiera. Polski Teatr Tańca - Balet Poznański w studiu Filmówki da premierę projektu "Wiosna- Effatha". Zostanie ona zarejestrowana na wideo i wydana na płycie DVD.

Rozmowa z Ewą Wycichowską [na zdjęciu]:

Leszek Karczewski: Co znaczy "effatha"?

Ewa Wycichowska: Otwarcie. Przemiana na oczach widza. Prawie 20 sezonów prowadzę w Polskim Teatrze Tańca przemianę ciała zewnętrznego. Teraz chcę z grupą tancerzy otworzyć się jak dzieci albo jak przyroda, która odradza się na wiosnę. Zamykam to w pytaniu: "Co to znaczy roztopić lód?". Co sprawia, że zimno taje, nadchodzi nowe życie? "Effatha" w przestrzeni teologicznej to poczucie wieczności, odrodzenia się po, mówiąc krótko, śmierci.

Spektakl powstaje na zasadzie improwizacji?

- Błąkamy się po Poznaniu, w którym nie mamy sali widowiskowej; wynajmujemy studio. Więc to proces na godziny. Dochodzimy do jakiegoś miejsca, po czym musimy porzucić pracę. A rozwiązań szukamy wspólnie na próbach. Wiele biorę wprost do aktorów, z ich ciał, z ruchu, jakim dysponują Rozbijam rutynę. Nie pozwalam używać ruchu, który ich ciała łatwo uzyskują, dzięki wciąż rozwijanym umiejętnościom, ruchu, który jest ekonomiczny, języka, który stał się mechaniczny. To, co czynią automatycznie, co przychodzi bez wysiłku,

przestaje być prawdziwe. Jak w teatrze postdramatycznym stawiam aktorów blisko, daję widzom do oglądania ich prawdziwe ciała - takie, jakie są. I przemianę, która się dokona w czasie spektaklu lub nie.

Tyle że teatr postdramatyczny demonstruje widzom ciało niedoskonałe, często ułomne. Pani zespół jest cieleśnie doskonały!

- Z perspektywy estetyki tańca klasycznego wcale nie! Moi tancerze mają inne warunki, nie szukam idealnych klonów, lecz indywidualności, doskonałych technicznie, ale wrażliwych współtwórców spektaklu. W moim zespole liczy się coś innego: prawda. Teatr tańca to gatunek, który może, ale nie musi posługiwać się słowem, nie opowiada, ale wyraża i interpretuje rzeczywistość. W tej konkretnej sytuacji stajemy wspólnie wobec widza i w jego obecności - lub nawet bardziej - z jego obecnością mówimy "Effatha". Ruch w tym spektaklu nie jest popisem, jeśli ktoś tego oczekuje od tańca, to będzie zawiedziony. Poza tym to, czy jakiś znak pojawi się danego wieczora, zależy od dyspozycji aktora, który może coś zrobić i może nie zrobić. Jeśli coś się nie uda, nie będzie błędem, ale prawdą.

Mówi Pani o znakach: czyżby istniał kod tańca?

- Jeśli już mówić o "języku" tańca, to byłby to język metafor i idiomów. Ruch może być najbardziej nawet abstrakcyjny, może narodzić się w nieświadomości. Ale znaki, które mają zostać nadane przez taneczne działanie, muszą przejść świadomą selekcję i analizę. Choć z różnych względów między tancerzem a widzem może wyrosnąć mur i przekaz może nie zostać odczytany właściwie. Ale powinien zostać precyzyjnie skierowany.

To przeciwieństwo różnych tańców z gwiazdami...

- Widziałam fragmenty "Tańca z gwiazdami", "You can dance - Po prostu

tańcz!", "Gwiazdy tańczą na lodzie". Był moment, w którym zapraszano mnie do jury. Na szczęście się w nim nie znalazłam.

Brzmi jak werdykt.

- Czy głosujący sms-ami widzowie rzeczywiście są spragnieni tańca? Czy oglądają sam taniec, czy raczej sławnych ludzi, ich upadki, łzy przegranych? Te show są zaprzeczeniem pojęcia tańca, które wpajam od 14 lat na Międzynarodowych Warsztatach Tańca Współczesnego, które przekazuję młodym twórcom działającym w Atelier Polskiego Teatru Tańca, by szukali prawdy i nie upajali się sukcesem zbyt szybko.

A jaką swoją prawdę umieściła Pani w "Effatha"?

- Oprócz muzyki Jacka Wierzchowskiego, kompozytora, z którym już kilkakrotnie pracowałam w Logosie i Polskim Teatrze Tańca, pojawi się także archiwalne nagranie "Dettingen Te Deum" nr 17 Georga Friedricha Haendla w wykonaniu Idy Haendel zl935 r. Dostałamje w prezencie od Andrzeja Wituskiego, prezesa Towarzystwa Muzycznego im. Henryka Wieniawskiego. Zostało nieco oczyszczone, ale wciąż słychać na nim patynę czasu i niezniszczalność tej niezwykłej muzyki. Ona daje mi effatha.

Ta aluzja jest czytelna dla aktorów?

- O nie. Tancerzy z młodego pokolenia Haendel raczej nie otwiera (śmiech).

A co z jeszcze młodszym pokoleniem? Mówiła Pani o otwartości dzieci.

- Zaprosiliśmy dzieci na próbę. One potrafią dawać bardzo konkretne uwagi, na przykład bezwzględne "wolniej!". Czyich rady i teksty będą wykorzystane w przedstawieniu, tego jeszcze nie wiem. Nasz sposób pracy często nie pozwala mieć celu postawionego a priori.

To oznacza, że znane są tylko instytucjonalne ramy: koprodukcja PTT, Logosu i Filmówki. Premiera będzie rejestrowana i wydana na DVD.

- Zamierzałam dać premierę z okazji 20-lecia Logosu, rozmawialiśmy o tym od kilku lat z ks. Waldemarem Sondką. Dzięki porozumieniu z Szkołą Filmową zagramy w nowoczesnym studiu, gdzie elementem scenografii staną się projekcje wideo Marceliny Wojciechowskiej, nie - rzutowane konwencjonalnie na ścianę, lecz na podłogę ascetycznej scenografii Bogdana Cieślaka. Wideo będzie oddziaływać na aktorów, a aktorzy - na wideo... Będziemy mieli tylko dwa dni prób kamerowych. Cóż. Zakładam, że nie każdy dostąpi otwarcia. Także nie każdy widz będzie miał effatha. Albo po prostu mnie może się nie udać. Ale to będzie prawda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji