Artykuły

Ostre rozstrzygnięcia

- Zostaniemy w nurcie off, cokolwiek on oznacza. Profesjonalni aktorzy zgłaszają się do nas z tęsknoty za takim modelem pracy. Chcą być w zespole, który robi coś, czego nie robi się powszechnie. Chcą pracować w zespole, który jest poza mainstreamem na każdym poziomie. Proponujemy ostre rozstrzygnięcia - o sobie i swoim teatrze Scena Witkacego mówi SEBASTIAN MAJEWSKI.

Małgorzata Ćwikła: W notce prasowej, w której po raz pierwszy trafiłam na Scenę Witkacego, Małgorzata Matuszewska napisała, że ten teatr tworzą młodzi aktorzy pod wodzą zapaleńca Sebastiana Majewskiego. Dziś Scena Witkacego jest coraz bardziej widoczna we Wrocławiu, a jak z zapałem?

Sebastian Majewski: Z zapałem coraz lepiej, bo Scena Witkacego nie jest już grupą pod wodzą jednego zapaleńca, jest nas więcej. Scenę Witkacego tworzą aktorzy, którzy pracują tutaj od początku, jak i nowe osoby. W zespole są profesjonalni aktorzy z Teatru Współczesnego, z krakowskiej Groteski, scenografka Joanna Howańska i Marcin Juraszczak, który opracowuje muzykę. Scena Witkacego funkcjonuje nie tylko zapałem Sebastiana Majewskiego, ale też energią tych osób. Mamy też wrażenie, że nasze spektakle są coraz ważniejsze i wykraczają daleko poza popularne myślenie o repertuarze. Jesteśmy grupą zapaleńców, którzy chcą coś nowego powiedzieć. Wszyscy jesteśmy gotowi są na przygodę i szaleństwo, na nocne próby i trzy spektakle dziennie.

Jaki jest i o czym myśli Sebastian o poranku?

- O poranku myślę o tym, że coś się ze mną stało dziwnego. Codziennie budzę się o siódmej, nie ważne czy się wcześnie położyłem, czy nie, wstaję o siódmej. Już wtedy czuję, że coś jest ze mną nie tak. Potem myślę, że życie jest smutne. Codziennie wstaję, muszę się umyć, ubrać, wyprasować ciuchy, wyjść. Nuda powtarzających się czynności. Staram się wprowadzać pewne urozmaicenia. Np. najpierw się umyję, a potem wypiję kawę. Albo najpierw ubiorę, a dopiero później umyję. A wcześniej znowu będę musiał się jeszcze rozebrać. Albo przed tym wszystkim włączę telewizor. I pogapię się w poranną "Kawę czy herbatę", w której różne mądrale mówią o wszystkim: o kulturze, społeczeństwie, gospodarce, religii, polityce. I wszystko to mówione jest w ten sam sposób. Łatwo, prosto i krótko, przede wszystkim krótko. A w tle przejedzie wóz strażacki albo jakiś dziewczęta fikają nogami. Papka i gówno. Chociaż ta telewizja to znak mojej kreatywności. Najpierw tv, a potem się ubieram. Staram się walczyć z powtarzalnością. Na razie mam wrażenie, że tej walki nie przegrałem, ale to wrażenie.

Południem?

- Popołudnia najczęściej spędzam u mojej przyjaciółki Agnieszki ze sklepu z papierem na Jatkach. Jak dwie najlepsze przyjaciółki oglądając gazety i plotkujemy. Południem wydzwaniają wszyscy, którym jestem winien pieniądze. Czy już wpłynęły, czy jestem w stanie spłacić wszelkie długi. Między 12 a 14 jak dzwoni do mnie ktoś z nieznanego numeru, to wiem, że to pracownik banku, chce mi uprzejmie przypomnieć o kredycie zaciągniętym na jakiś spektakl, który dawno już jest na afiszu, albo obsada się już zmieniło, albo już go nawet nie gramy. A kredyt nadal nie jest spłacony.Widzę się wtedy w szerokiej przestrzeni globalnego rynku finansowego i przestaję czuć się niepowtarzalny.

Wieczorem?

- Wiele wieczorów to są spektakle albo próby. Najlepszy czas do myślenia o teatrze. I to myślenie ma wiele poziomów. Myślę o konkretnych rozwiązaniach i scenach, nad którymi pracuję. Zastanawiam się w jakim miejscu jestem, co osiągnąłem, i czy moja droga jest spójna, czy układa się w jakąś całość. Zastanawiam się też, co spowodowało, że się zajmuję teatrem. Co mnie zdeterminowało. I wtedy często przypomina mi się rok 1984, kiedy to moja mama zaprowadziła mnie do teatru. Zabrzmi to pewnie banalnie, ale wtedy stało się dla mnie jasne, że teatr to jest to miejsce, w którym chcę się znaleźć. Nie wiedziałem jeszcze w jakim charakterze, czy jako reżyser, czy jako aktor, czy może pracownik techniczny. A teraz wieczorami, kiedy pracuję z aktorami, albo kiedy przychodzą widzowie to myślenie wraca do mnie najczęściej. Tamten październikowy wieczór, Teatr Kameralny we Wrocławiu, przedstawienie "Świętoszka", Eliasz Kuziemski jako Orgon i Jerzy Schejbal jako Tartuffe. I ta jego peruka. Kosmiczna...

Zawód dramaturga to de facto sztuczny twór. Możesz to jakoś uściślić? Czujesz się dramaturgiem?

- Nie, nie czuję się dramaturgiem. Nigdy nie piszę tylko dla samego pisania. Zawsze za każdą sceną stoi jakiś obraz i jego sceniczne przeniesienie. Bardziej interesuje mnie działanie niż literacki zapis. Zatem nie słowa, nie zdania tylko sensy, które są pomiędzy... Nie filologia ale kreacja, najbardziej szalona i wieloznaczna, ale zawsze teatralna. W tym sensie nie piszę dramatów i nie czuję się dramaturgiem.

W takim razie jak byś określił, dosłownie w jednym zdaniu, pracę przy "Transferze"?

- Literacki i teatralny zapis indywidualnych historii i przeżyć.

Poza współpracą dramaturgiczną z Janem Klatą, tłumaczysz teksty pisane dla Sceny Witkacego przez Andreasa Pilgrima. Potem je inscenizujesz i często też sam grasz. Ile jest Sebastiana w tych tekstach, o których polskim charakterze ostatecznie Ty decydujesz?

- Pisanie o Polsce jest trudne, bo Polska to skomplikowany kraj. Strasznie nadęty i smutny, z ogromnym poczuciem misji i wiarą w nieustanną potrzebę ofiar, jakichkolwiek. O Polsce łatwiej pisać z jakiegoś oddalenia. Dlatego tak potrzebna mi jest perspektywa Niemca - Andreasa Pilgrim, dramaturga z Drezna. Jego refleksje odzierają naszą rzeczywistość z napuszonej mitologii. Pilgrim potrafi zadać proste i dręczące pytanie, które relatywizują polskie uniesienia, dumy i honory. Muszę przyznać, że rozmowy z Pilgrimem uświadamiają mi, że Polska jest prowincjonalnym, małym i niechlujnym krajem. Niestety. Dlatego każdy tekst, który dotyczy Polski i Wrocławia stara się polemizować z naszymi przyzwyczajeniem i dobrym samopoczuciem.

Siedzimy w ogródku kawiarenki Małgosia, w kościele Garnizonowym jest ślub, Sebastian mówi:

Ślub w niedzele, a kiedy wesele? Może było wczoraj? Jak zwykle wszystko na odwrót. A jakiego panna młoda ma kwiata, w postacie czterech opadających dzwonów. I ta nietwarzowa suknia z kapy.

Teatr. Polski teatr.

Wracając do twojego pytania. Reżyserowanie jest bardzo intymną czynnością. I nie wyobrażam sobie, żebym mógł dystansować się, albo nie utożsamiać się z tym, co robie. Z tego powodu reżyserując daję wiele z siebie. Nawet więcej: reżyserowanie staję się mną... O aktorstwie nie chcę mówić. Zagrałem w dwóch własnych spektaklach i zawsze były to nagłe zastępstwa. Te role nie były pisane dla mnie. Aktorzy pierwotnie grający nie mogli kontynuować pracy, a próby były na tyle zaawansowane, że trudno było szukać kogoś nowego. Wyjściem było przejecie tych ról przez mnie. Tak było w "Na Zachód od Sao Paulo" i w "Zabawach pod kocykiem". Rozwiązanie awaryjne, poprzedzone konfliktem ale korzystne dla utrzymania właściwego rytmu w pracy nad przedstawieniem.

Twój zespół dorósł, stał się profesjonalny. Myślisz, że wpłynie to na charakter teatru, czy też wolicie celowo zostać w niszy teatru offowego, w którym tak dobrze już zapuściliście korzenie?

- Myślę, że zostaniemy w nurcie off, cokolwiek on oznacza. Profesjonalni aktorzy zgłaszają się do nas z tęsknoty za takim modelem pracy. Chcą być w zespole, który robi coś, czego nie robi się powszechnie. Chcą pracować w zespole, który jest poza mainstreamem na każdym poziomie. Proponujemy ostre rozstrzygnięcia. Nie zadajemy pytanie o oczekiwania i powinności. Podążymy za pewną energią, nowatorstwem, poszukiwaniem tego, co może irytować i prowokować do kłótni. Nie potrzebujemy poklepywania po ramieniu. Dla nas istotniejsze są pytanie pozostające w głowie widza. Tematy, które mnie interesują, od początku są te same i generalnie dotyczą tożsamości: tożsamości kraju, miasta i ludzi. Ale bardziej w perspektywie przestrzeni i czasu niż psychologii. Staram się mówić o historii i polityce. A unikam filozofowania. Tym samym wywołuję ostrzejszą dyskusje, bo przecież wszyscy Polacy mają świadomość historyczną i znają się na polityce. Tak samo jak na teatrze. Nie lubię zajmować się duchowością. Nie lubię spektakli w stylu Krystiana Lupy, oprócz spektakli Krystiana Lupy. Dla mnie ważniejsze jest opisywanie człowieka jako elementu w układzie polityczno-społecznym.

Odkrywacie przestrzeń Nadodrza, który z tamtejszych zakamarków należy do Twoich ulubionych?

- Z tym Nadodrzem mam pewien kłopot. Lubię tę dzielnicę, fascynuje mnie, ale jednocześnie wkurza. Mam dni, kiedy sobie myślę: kurwa, co mnie tu interesuje, ten brud i syf... Ciekawa jest niewątpliwie wielkość zabudowy. Często przesiaduję na Dworcu Wrocław Nadodrze, zupełnie bezinteresownie. Ale dlatego, że lubię pociągi. Miałem ulubioną kamienicę przy ulicy Świętokrzyskiej, secesyjną. Ale teraz została odnowiona i rzadziej tam bywam. Na Nadodrzu jest życie, w którym raz chcę, a raz nie chcę uczestniczyć. Uwielbiam to migotanie pomiędzy pięknem i brzydotą. I tę wszechobecną niemieckość. Lubię też plac Strzelecki. Z jednej strony industrialne kominy elektrociepłowni, z drugiej ulica puste miejsca po kamienicach na ulicy Ptasiej i Sroczej. Takie wyrwy, w przestrzeni, w tożsamości miasta i w jego pamięci. No i mieszkańcy Nadodrza. Specyficzni. Często słyszę za sobą: ale pedał... Dziękuję im, że tak czule dbają o moją tożsamość.

Wystawiane przez Was teksty były w zeszłym roku nagrodzone na konkursie dramaturgicznym w Radomiu, istnieją więc teraz w szerszym obiegu. Możesz sobie wyobrazić, że ktoś inny je wystawi?

- Tak, mogę to sobie wyobrazić, chociaż mam złe doświadczenia. W Radomiu odbyło się czytanie "Na Zachód od Sao Paulo". Robiła to Natalia Babińska. Co prawda Babińska jest reżyserką, ale kompletnie nie zrozumiała tekstu. Przeprowadziliśmy krótką rozmowę, w czasie której pytała mnie o jakieś mało istotne niuanse filologiczne. Nie potrafiła otworzyć się na to, co jest między słowami. W przypadku tekstów Pilgrim potrzebna jest wizja. Konkretny mechanizm, który uruchomi zawarty w tekście świat. I nie ma go opisanego w didaskaliach. To jest właśnie zadanie reżysera. Niestety bez wyobraźni nic się nie da zrobić. Ja trafiłem na reżyserkę, która nie dała rady, która reżyserowała "Na zachód od Sao Paulo" bo takie miała zlecenie. Dlatego czekam na reżysera, który zrozumie z Pilgrim coś więcej, niż to, że można na tym coś zarobić.

Tematy wojenne bywają drażliwe, a Wy uparcie do nich wracacie.

- To prawda. Interesują mnie sytuacje ekstremalne, w czasie których z dnia na dzień przestaje obowiązywać rzeczywistość. Wojna jest takim tematem. Dla teatru to ogromne wyzwanie zrobić mądry i uniwersalny spektakl o wojnie. Tym trudniejszy, że wojna jest albo nudnawym wspomnieniem [II Wojna Światowa] albo natrętną publicystyką [Bałkany, Irak, Afganistan]. I z tych powodów nie interesuje. Ale dla mnie to niezwykle ważny temat i możliwość zapisania współczesności, ale również uchwycenia mechanizmów rządzących światem. Bo wojna uświadamia, że tak naprawdę nic się nie zmieniło a człowiek nie jest mądrzejszy. Przecież tragedia holocaustu niczego nas nie nauczyła, skoro zdarza się Srebrenica i Darfur. Irytuje mnie to, że jeżdżę do Chorwacji, zachwycam się słońcem i wyspami a nie zdaję sobie sprawy z masowych zbrodni i wysiedleń, które zdarzyły się 15 lat wcześniej a położyły się cieniem na całe życie wielu Chorwatów, Bośniaków, Serbów. Nie jestem żołnierzem - nie walczę. Nie jestem politykiem - nie demonstruję. Jestem reżyserem - robie o tym spektakle. Ale cały czas czuję się winny, że mój głos jest taki słaby.

Jaka by była Twoja twórczość gdybyś urodził się powiedzmy w Rzeszowie albo w Olsztynie. Przeszłość Wrocławia jest ważnym składnikiem Sceny Witkacego. Czym dla Ciebie jest to miasto?

- Co by było trudno powiedzieć. Na szczęście nie urodziłem się w Rzeszowie. Urodziłem się we Wrocławiu. To miasto mnie ukształtowało. Jestem germanofilem i jestem też wrocławiofilem. Nie potrafiłbym żyć w innym mieście. Tu jest wiele napięć, na które jestem wrażliwy. W PRL-u istniał we Wrocławiu rozdźwięk między propagandą o piastowskich dziejach a odczuwanym niemieckim klimatem miasta i jego europejską architekturą. Takie sterowane przez państwo kłamstwo, w które mało kto wierzył. Ja odkrywałem tę bujdę chodząc po Wrocławiu. Przepuszczam miasto przez siebie i oczywistym było dla mnie, że polskość Wrocławia to tylko pragnienie, nic więcej. Dzisiaj obserwuję wybuch lokalnego patriotyzmu i mody na Wrocław. Ale czuję też, że miasto oddaje tę miłość, więc jestem przekonany, że moje bycie we Wrocławiu jest relacją obopólną. Wrocław jest potrzebny mi, równie silnie, jak ja mogę być potrzebny Wrocławiowi, że użyję takiej symbolicznej figury.

Jeszcze tak dla formalności, na zakończenie. Jakie plany?

- Nowy sezon rozpoczęliśmy wyjazdem do Warszawy, gdzie w Teatrze Wytwórnia, podczas Praskiego Przeglądu Teatralnego pokazaliśmy trzy przedstawienia: "Zabawy pod kocykiem" i dwie części trylogii goebbelsowskiej: "Wasza wolność jest naszą decyzją" i "Prawy lewy na obcasie". Wszystkie zostały świetnie przyjęte i zostaliśmy zaproszeni na przyszłoroczny Hajdpark. Planuję przygotowanie trzech premier. Już w listopadzie "Żałoba pod paznokciem", o tragedii, która rozegrała się w darkroomie, w czasie której zginęło 111 gejów a prezydent waha się, czy ogłosić żałobę narodową. Jest to sztuka o tym, co się dzieje w Polsce, o relatywizmie, a także o rodzącej się tożsamości i dumie gejowskiej. W listopadzie również nowa odsłona przedstawienia "VNYL" - "VNYL SIDE C". W kwietniu zobaczyć będzie można 3. część trylogii goebbelsowskiej - "Wujka z Luandy". Spektakl opowiada o wizycie tajemniczego wujka z Luandy, który jest emanacją Józefa Goebbelsa. Trzecią premierę: "Luxemburg 18 m" pokażemy na przełomie czerwca i lipca w ramach Wrocławia Non Stop. Tekst opowiada historię osób starych i chorych, stojących na progu życia. Dotyczy ich wyobrażeń o świecie, do którego za chwilę przejdą. A jednocześnie jest relacją o świecie, który tworzyli w młodości, o komunizmie. Przewodnikiem po tej historii będzie Rosa Luxemburg. Dodatkowo grać będziemy pozostałe przedstawienia będące w repertuarze teatru: "Córki Audrey Hepburn", "Na Zachód od Sau Paulo", "Zabawy pod kocykiem", "Wasza wolność jest naszą decyzją" i "Prawy Lewy na obcasie". I pewnie przygotujemy jeszcze wiele nowości, o których teraz jeszcze nikt z nas nie ma pojęcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji