Kultura po europejsku?
Szczecińscy radni poparli pomysł przystąpienia miasta do konkursu o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. O opinię na ten temat poprosiliśmy przedstawicieli szczecińskiej kultury i sztuki - czytamy w Kurierze Szczecińskim.
Adam Opatowicz - dyrektor Teatru Polskiego:
- Z jednej strony to fantastyczny pomysł, z drugiej - można mieć wątpliwości. Ja doceniam wielkie wyzwania i uważam, że tylko one mogą spowodować jakieś zmiany i przeobrażenia. Warunkiem jest to, by za wielkimi hasłami poszły wielkie i odważne decyzje, np. o budowaniu nowych siedzib dla szczecińskich instytucji - filharmonii czy opery. Bardzo chciałbym, by powstała nowa opera, to skumulowałoby życie i siły artystyczne, co z kolei wpłynęłoby korzystnie na tworzenie środowiska. Może dzięki temu stworzono by program wsparcia instytucji kulturalnych. Aspirowanie do bycia europejską stolicą kultury wymaga też przygotowania oferty interdyscyplinarnej, wykraczającej poza lokalny wymiar. Trzeba mierzyć siły na możliwości, a uważam, że te Szczecin ma akurat całkiem duże. Tak czy inaczej, jeśli udałoby się nam zostać stolicą kultury, to będzie to wielki skok jakościowy i zaspokojenie aspiracji artystycznych, a miasto z pewnością odniesie z tego wielkie korzyści.
Monika Petryczko - dziennikarka muzyczna, didżejka:
- To nie jest zły pomysł, o ile do tej pory ci wszyscy, którzy pokątnie tworzą, zdecydują się wyjść z ukrycia. Na pewno nie ma sensu, abyśmy czuli się gorzej od innych miast, takich jak Wrocław, Poznań czy Kraków. Nie zapominajmy, że to tu narodziła się kultura klubowa, za co np. szanują nas we Wrocławiu. Mamy świetne teatry, dobre festiwale, coraz więcej stowarzyszeń zawiązuje działalność organizując interesujące zdarzenia z pogranicza kultury, również offowej. Szczecin ma szansę stać się prawdziwym tyglem kulturowym i to w dobrym znaczeniu. Jeśli weźmiemy wszystkie instytucje kulturalne, takie jak kina, teatry, muzea, dodamy to tego działalność klubów muzycznych oraz to, co dzieje się na pograniczu tzw. kultury alternatywnej, to wyjdzie, że mamy aspiracje i szansę stać się taką stolicą.
Mieczysław Podsiadło - prezes Chóru Politechniki Szczecińskiej, były dyrektor Szczecińskiej Agencji Artystycznej:
- Podpisuję się obiema nogami i rękami za pomysłem! Przyznam, że jakiś czas temu dyskutowaliśmy o tym w gronie raczej nieformalnym i wtedy uznaliśmy, że jeśli wyszły nam regaty Tall Ships' Races, to trzeba iść za ciosem i wziąć udział w kolejnym dużym przedsięwzięciu. Zwłaszcza że jest ku temu dobra atmosfera w mieście. Uważam, że już teraz w Urzędzie Miejskim powinien powstać specjalny zespół, który zajmowałby się wyłącznie naszym udziałem w konkursie. A jeśli nawet ostatecznie nie wygramy tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, to i tak warto w tym uczestniczyć. Sam udział jest promocją miasta, a przy okazji "zinwentaryzuje się" szczecińską kulturę.
Marcin Kowalik - didżej, prowadzi portal imprezowy clubbing.szn.pl:
- Na pierwszy rzut oka pomysł świetny. Regaty pokazały, że jak chcemy, to możemy. Proponuję jednak sprawdzić, które miasta wygrywały dotąd, co możemy zaoferować jako kulturalna stolica, no i czy nie jest już za późno? Oczywiście, mamy cykliczne wydarzenia mniejszej i większej rangi, Music Fest, Festiwal Artystów Ulicy, Zmagania Jazzowe kilka już festiwali kina niezależnego. Ale Szczecin, jako produkt kulturalny, nadal nie istnieje w świadomości odbiorców.
Co zabawne - poznawani w Polsce, młodzi, potencjalni adresaci tego przekazu o Szczecinie, często widzą go jako miasto klubowe i zazdroszczą nam, przekonani, "że u nas to się dzieje". Prawda jest taka, że wraz z wycofaniem się poważniejszych sponsorów, chwilę później profesjonalnie redagowanych tytułów, traktujących o kulturze, miasto zdaje się bardziej zwijać niż rozwijać. Na oddolnych inicjatywach zapaleńców i miłośników własnej muzy bazować w tak poważnym przedsięwzięciu nie można. Na koniec - smutna rzeczywistość. Jak zwykle, jeżeli chodzi o terminy, jesteśmy daleko z tyłu. Łódź już teraz promuje się jako kandydat.
