Artykuły

Doskonały Borys Godunow

"Borys Godunow" w reż. Yurija Aleksandrova w Operze Wrocławskiej. Pisze Magdalena Talik w portalu Kultura online.

"Borys Godunow", nowa superprodukcja Opery Wrocławskiej, to świetny spektakl. Okazuje się, że historia cara z XVI wieku nie tylko trzyma w napięciu i wzrusza, ale jest wciąż aktualną opowieścią o zbrodni i karze. Wzmocnioną fantastyczną obsadą wokalną.

Reżyser Jurij Aleksandrow przed premierą drobiazgowo objaśniał, jak zamierza zinscenizować w Hali Ludowej operę Modesta Musorgskiego. Dzieło nie było we Wrocławiu wystawiane od 35 lat, a poprzednią premierę utrzymano w stylu historycznym z tradycyjnymi kostiumami i dekoracjami. Z przyczyn oczywistych taka koncepcja nie sprawdziłaby się w olbrzymiej przestrzeni Hali, więc pomysł Aleksandrowa, by akcję umiejscowić na dworcu (który będzie punktem odniesienia dla całej historii), okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.

Widzowie zobaczyli budynek dworca przypominający twierdzę obronną, przed który zajeżdżały wagony z kolejnymi pasażerami - bohaterami danej sceny. Oszczędziło to solistom i chórowi czasochłonnych i nudnych przemarszów i nadało akcji dynamiki.

Doskonała była zwłaszcza otwierająca spektakl scena wyborów cara Rosji, na które pociągami ściąga do stolicy cały lud - biedacy, bogacze, decydenci. Na dworcu panuje ożywienie, karty do głosowania szeleszczą w dłoniach, wódka krąży z rąk do rąk. Kiedy wreszcie omamieni obywatele zbliżają się do czerwonej urny, z jej wnętrza wydobywają się dłonie, które skutecznie odpychają karty i rzucają je dookoła. Wynik i tak jest przesądzony. Carem będzie Godunow, a lud nie ma tej sprawie nic do powiedzenia. Polityka to wszak brutalna gra bez skrupułów, w której stawką jest władza.

W swojej operze Musorgski skupił uwagę na moralnych dylematach człowieka sprawującego najwyższy urząd w państwie. Borys, by sięgnąć tronu, kazał zamordować (nie wszyscy historycy są zgodni, czy to prawda) małego Dymitra, syna poprzedniego cara Iwana Groźnego. Okazało się jednak, że okupiona tyloma wyrzeczeniami pozycja nie daje psychicznego komfortu. Godunow żyje tak naprawdę przeszłością a wizja martwego dziecka coraz silniej go prześladuje, doprowadzając na skraj szaleństwa i wreszcie do śmierci.

Janusz Monarcha w tytułowej partii zachwyca od pierwszego momentu. Jego Godunow to raczej car batiuszka niż surowy przewodnik narodu. Charakterologicznie przypomina ostatniego z Romanowów- Mikołaja II, który przedkładał życie rodzinne nad rządzenie krajem. Godunow także kocha swoje dzieci - Ksenię i Fiodora, którego przygotowuje na swojego następcę. Ale władca niegdyś pożądający tronu czuje się znużony życiem na Kremlu i ciągłymi knowaniami wrogów. Ukojenia nie znajduje wśród ludu. Odseparowany od normalnego życia nie wie, że zdesperowani obywatele chcą tylko chleba i przyjdzie moment, kiedy się zbuntują. Nowy car - zbiegły z klasztoru prawosławnego mnich Griszka (dobry Leonid Zachożajew) - już czeka za granicą Polski, by przejąć władzę. W chwili zgonu Borysa widać, że stoi z tyłu sceny. Przecież podobnie Stalin pochylał się nad grobem Lenina.

Scena śmierci Godunowa, mistrzowsko rozegrana i zaśpiewana przez Monarchę, obrazuje namiętności, jakie targają człowiekiem, który nie jest w stanie zagłuszyć sumienia. Solista wiedeńskiej opery dysponuje nie tylko doskonałą techniką wokalną, ale, co być może ważniejsze, umiejętnością wykreowania dowolnego nastroju - od czułości wobec dzieci po srogość wobec swoich podwładnych, od odwagi po strach, od stanu pełnej świadomości po szaleństwo. Trzeba jednak przyznać, że obsada jest w ogóle największym, obok inscenizacji, atutem spektaklu.

Soliści i chór Politechniki Poznańskiej śpiewają doskonale, a warunki w Hali Ludowej (zwłaszcza używanie mikroportów) nie należą do najbardziej komfortowych. Okazuje się jednak, że doświadczenie dyrektor Ewy Michnik (dyrygującej całym spektaklem) w organizowaniu kolejnych premier w tej przestrzeni owocuje.

Świetnie słuchało się choćby wspaniałego duetu miłosnego Griszki-Dymitra (dobry Lenid Zachożajew) i Maryny Mniszchówny (upozowana na femme fatale Galina Kuklina-Kępczyńska) czy humorystycznej sceny w gospodzie (tu zastąpionej przez pociągowy Wars), gdzie dwóch prawosławnych rockmanów (świetni Wiktor Gorelikow i Rafał Majzner) baluje używając życia i naciągając podróżnych.

Aleksandrow wykreował na scenie niezwykle autentyczne postaci. Możemy nie akceptować ich wyborów, ale obchodzą nas, a nawet wzruszają ich sprawy. "Borys Godunow" nie jest koturnową operą-widowiskiem, ale wbrew pozorom kameralną historią, w której ludzkie losy splatają się ze sobą w tragicznych okolicznościach. A jednocześnie uniwersalną przypowieścią o winie i karze, miłości i polityce, oszustwie i władzy. Wciąż niezwykle aktualną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji