Artykuły

Toksyczna miłość

Nie pomogła dynamiczna muzyka, ani świetni aktorzy. Spektakl mógłby być z powodzeniem swoim własnym trailerem - efektowną zapowiedzią, z której nic nie wynika - o spektaklu "Małe zbrodnie małżeńskie" w reż. Marka Pasiecznego w Teatrze Współczesnym w Szczecinie pisze Dominika Lutobarska z Nowej Siły Krytycznej.

"Małe zbrodnie małżeńskie" Erica-Emmanuela Schmitta, błyskotliwy dramat z kobietą i mężczyzną w głównych (i jedynych) rolach, kusi z pewnością zarówno reżyserów, jak dyrektorów teatrów nadzieją na stworzenie świetnego spektaklu, na który przychodzić będą tłumy: mała forma, atrakcyjny temat, współczesny język, doceniony i znany autor - czego chcieć więcej? Świetnych aktorów? Ich nie brakuje. Doświadczonego reżysera?

Marek Pasieczny pracował z Joanną Matuszak i Wiesławem Orłowskim - owoc ich współpracy jest niestety mizerny. Nie pomogła scenografia Karoliny Benoit, która zaadaptowała przestrzeń Teatru Małego, ustawiając vis a vis publiczności lustrzaną ścianę, na której środkowej części wyświetlane są w rytm muzyki sielankowe czarno-białe fotografie głównych bohaterów. Nie pomogła dynamiczna muzyka Roberta Łuczaka, ani świetni aktorzy. Spektakl mógłby być z powodzeniem swoim własnym trailerem - efektowną zapowiedzią, z której nic nie wynika - i tym samym zamiast 55 minut trwać 15.

Gilles i Lisa są małżeństwem od dawna, jednak poza bliskością wynikającą z czasu spędzonego razem i przyzwyczajenia, niewiele ich łączy. Ona z dobrego domu, samotna w małżeństwie - pije po kryjomu, w końcu podnosi rękę na męża, który nie pozwala jej odejść, co przynosi niespodziewany skutek. On, pisarz, kompensuje brak porozumienia i prawdziwej bliskości w małżeństwie pisząc, ostatecznie próbuje zrozumieć, czym spowodowany jest kryzys i fiasko tego związku, udając amnezję, co jest punktem wyjściowym spektaklu. O ile jednak Wiesławowi Orłowskiemu udało się stworzyć wiarygodną postać, to Lisa Joanny Matuszak jest kobietą niewiarygodną, niezrozumiałą, niespójną i ostatecznie nijaką. Słowa, które wypowiada, nie trafiają ani do jej scenicznego partnera, ani do widza. Unoszą się gdzieś w bliżej nieokreślonej przestrzeni Teatru Małego, są puste, niezrozumiałe, papierowe. Między postaciami nie ma dialogu, nie ma zbudowanych czytelnych relacji. Powtarzane machinalnie elementy kroków tanga, są analogiczne do powtarzalności gestów i sytuacji w długotrwałym związku, jednak kiedy oglądamy ten układ wielokrotnie, bez żadnego uzasadnienia w tym, co dzieje się (a raczej nie dzieje) na scenie między postaciami, "tango" bohaterów staje się nieznośną tautologią, pustym zabiegiem formalnym.

Małżeństwo Gillesa i Lisy to związek w momencie kryzysu, być może rozpadu - na zmianę raz jedno, raz drugie chce odejść i równie często oboje nie są w swym postanowieniu konsekwentni. Głównymi rekwizytami stale obecnymi w spektaklu są dwie czerwone walizki - bohaterowie są gotowi do odejścia w każdej chwili. Dlaczego jednak tego nie robią? Odpowiedź na to pytanie przynosi tekst dramatu Erica-Emmanuela Schmitta - reżyser sprowadza ją do kilku zdań wypowiadanych z offu na początku spektaklu. "Dwoje ludzi to nie jest rzeczywistość, to przede wszystkim marzenie, jakie się snuje" - oto motto przedstawienia, któremu podporządkowane zostały wszystkie sceniczne rozwiązania: wspomniane już walizki jako znak gotowości do poszukiwania spełnienia swojego marzenia i odejścia z toksycznego związku, projektowane fotografie, na których widzimy bohaterów szczęśliwych, roześmianych, kochających się, jako dowód tego, że związek budują wspomnienia, z natury swojej fragmentaryczne, efemeryczne i zniekształcające rzeczywistość, wreszcie lustrzana ściana, w której odbijają się niewyraźnie postaci oraz widzowie - partner jako niewyraźne, zniekształcone odbicie marzenia o partnerze, nasza projekcja. Spektakl jest próbą uzasadnienia tezy zawartej w tym jednym, przytoczonym wcześniej zdaniu - a co się stało z resztą dramatu? Została pominięta, nierozczytana i przez to obojętna i niezrozumiała dla widzów. Efekt jest taki, że po spektaklu z Teatru Małego wychodzi się z uczuciami towarzyszącymi zakończeniu toksycznego związku i rozstaniu z partnerem: rozczarowaniem i żalem, ale przede wszystkim z ulgą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji