Artykuły

Pojedynek na pamięć

"Żar" w reż. Edwarda Wojtaszka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

W starym pustym pałacu spotykają się Henrik i Konrad, generał i podróżnik. Za młodu przyjaciele, których podzieliły miłość do tej samej kobiety, zdrada, próba zbrodni, ucieczka i upływ czasu. Ile można pamiętać kobiecie, że nas zdradziła? Jak długo nienawidzić przyjaciela i rozmyślać o własnej ślepocie? Bohaterom powieści Maraiego zajmuje to 40 lat. Kiedy jakiś czas temu przeczytałem "Żar" po raz pierwszy, byłem pewien, że to tekst dla Krystiana Lupy na pięciogodzinne przedstawienie pełne pauz, milczenia i emocji zastygłych w przedmiotach. W Teatrze Narodowym sięgnięto po adaptację Hamptona, który maksymalnie zredukował wszelkie retrospekcje i niedopowiedzenia, przykroił powieść do słownego pojedynku bohaterów na pamięć i cierpienie. W konsekwencji reżyseria sprowadza się w zasadzie do nieprzeszkadzania aktorom. Zbigniew Zapasiewicz (Henrik) i Ignacy Gogolewski (Konrad) jak starzy wytrawni mistrzowie dogrzebywania się w człowieku drugiego i trzeciego dna, po prostu zatapiają się w sobie. Jesteśmy wraz z nimi w zakurzonym saloniku zbudowanym w kącie foyer teatru. Palą się świece, intrygują obrazy na ścianach. Jeden stary mężczyzna mówi, drugi słucha. Nic więcej. Bo to jest opowieść o bólu. O zasadach. Generał, którego zdradzono, miał dużo czasu na pieczołowite posklejanie rozsypanej mozaiki prawdy. Po ucieczce przyjaciela i śmierci żony została mu tylko samotność. Wmyślał się tak długo w możliwe zamiary i odczucia drugiego mężczyzny, że powoli zaczął się nim stawać. Coraz lepiej rozumiał sens miłości, która nie miała odwagi ani zabić, ani zostać zabita. Zapasiewicz jest jak zwykle chłodny i piekielnie precyzyjny w logicznym wywodzie. Gogolewski skrywa się za półsłówkami, niepamięcią, dystansem. Mam pretensję, że Wojtaszek nie przygotował mu konsekwentnej partytury słuchania monologu generała, bo przecież w materii "Żaru" ważny jest każdy detal, ruch ręki, drgnienie powieki. Popisowej tyradzie Zapasiewitza musi być przeciwstawiona symfonia słuchania Gogolewskiego. Tylko wtedy "dręczący ich pociąg do kobiety, która umarła", zyskuje monumentalny wymiar. Żal kilku zmarnowanych szans, niepostawionych znaków i akcentów, które podniosłyby przedstawienie na arcymistrzowski poziom. Ale i tak nie mogę wyrzucić spod powiek obrazu dziewięćdziesięcioletniej Nini (Danuta Szaflarska), dystyngowanej piastunki goryczy. Pamiętam, jak wchodzi do pokoju, jak dotkliwie stoi obok starego generała. W innym, lepszym spektaklu, który mógłby eksplodować w tych dekoracjach i z tą samą obsadą, jej postać miałaby zarówno cechy akuszerki, jak i anioła śmierci. Żar, który tli się przez lata, w końcu zmienia się w popiół, trzeba tylko cierpliwie poczekać. Prawda wreszcie nadejdzie. Albo nie nadejdzie. Marai niczego nie dopowiada do końca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji