Nie wyglądam jak cherubinek
- Jestem lekko zarośniętym, trochę zmęczonym facetem, któremu wzrok poważnieje w ułamku sekundy. Ale otarłem się parę razy o komedię. Wkrótce pojawię się na planie "Niani". Zagram psychoterapeutę, który leczy Franię Maj oraz pozostałych bohaterów serialu - mówi MIROSŁAW BAKA, aktor Teatru Wybrzeże w Gdańsku.
Co u niego słychać? Mirosław Baka [na zdjęciu].
Zwykle gra małomównych twardzieli. Ale, jak sam o sobie mówi, jest zupełnie inny. Pielęgnuje rośliny w ogrodzie, dba o dom, a każdą wolną chwilę spędza z synami.
Dlaczego jest Pan obsadzany w rolach mrocznych postaci?
- Nie wiem, bo taki nie jestem. Może przez oczy wyłazi ciemna strona mojej duszy i kamera to widzi? Nie wyglądam też jak cherubinek. Jestem lekko zarośniętym, trochę zmęczonym facetem, któremu wzrok poważnieje w ułamku sekundy.
W taki klimat wpisuje się Pana rola w serialu "Regina"?
- Wiktor to biznesmen, którego interesy opierają się na różnych ciemnych stronach mocy. Ale jest to facet pełen kontrastów, który ma też jaśniejszą stronę. Bez wątpienia jest nią jego związek z tytułowa Reginą.
A co słychać u Szajby?
- Miał traumatyczne przejścia, ale powoli wychodzi na prostą. Dosyć długo będzie leżał w szpitalu, ale nawet tam bandyci nie dadzą mu spokoju. No i znowu jego serce mocniej zabije do Czarnej ("Fala zbrodni" - przyp. red.).
Kiedy zagra Pan w komedii?
- Otarłem się parę razy o komedię. Wkrótce pojawię się na planie "Niani". Zagram psychoterapeutę, który leczy Franię Maj oraz pozostałych bohaterów serialu. Wystąpię w kilku odcinkach.
Znajomość Pana bohatera i niani wykroczy poza relację terapeuta - pacjent?
- Nie. Z Agnieszką Dygant tak mocno zaznaczyliśmy wątek uczuciowy w "Fali zbrodni", że nie należy tego przenosić na inne seriale i produkcje.
Ile czasu w roku spędza Pan w swoim domu w Gdańsku?
- Myślę, że mniej więcej jedną trzecią. Czasami siedzę cały tydzień w domu i jestem do dyspozycji rodziny. Potem znowu muszę wyjechać i dłużej mnie nie ma. Każdy aktor, no może poza warszawskimi, tak żyje.
Mieszka Pan w centrum miasta czy na peryferiach?
- Przez sześć lat mieszkaliśmy na obrzeżach, ale to dla emerytów. Gdy człowiek jest czynny zawodowo, a dzieci chodzą do szkoły, tego jeżdżenia w tę i z powrotem jest za dużo. Dlatego znaleźliśmy dom niemal w centrum miasta, we Wrzeszczu.
To nowy dom?
- Nie, z 1926 roku. Był w opłakanym stanie. Przeprowadziliśmy generalny, kapitalny i totalny remont, który trwa już prawie rok. Ale ma duszę i ogród z pięknymi starymi drzewami. Sześć lat temu połknąłem bakcyla ogrodowego. Teraz jestem fachurą, jeśli chodzi o sadzenie drzew, dbanie o trawnik i krzewy.
Ma Pan czas dla synów?
- Oczywiście. Spędzam z nimi każdą wolną chwilę. Z młodszym, 12-letnim Jeremim gram nawet czasami w koszykówkę.