Artykuły

Notatki (fragm.)

Tegoroczne Warszawskie Spotkania Teatralne, tak samo jak większość poprzednich, by­ły przede wszystkim spotka­niem z krakowskim Starym Teatrem. I nic w tym dziwnego, bo to jedyny w Polsce teatr, który pod zmieniającą się dy­rekcją pozostaje od trzydziestu lat jedną z najlepszych, a często i najlepszą sceną. Ciągle pracują tam najciekawsi reżyserzy i scenografowie, stale jest znako­mity zespół aktorski. To rzeczy­wiście "teatr", a nie budynek.

"Zbrodnia i kara" Wajdy. Naj­ciekawsze w tym spektaklu jest chyba jego ograniczenie pole­gające na tym, że nie mamy tu do czynienia z pokazywaniem "Zbrodni i kary" na scenie, ale uczestniczymy w procesie jej odkrywania, w "zaglądaniu" do wielkiej powieści.

Krystyna Zachwatowicz zbu­dowała z drewnianych przepie­rzeń, szklanych ścian, starych mebli i lamp labirynt, którego nie można w całości obejrzeć. Aktorzy pojawiają się tam, przechodzą, usadawiają w ja­kimś kącie. Mówią, rozgrywają sceny. Słychać tylko kawałki prozy Dostojewskiego. Widać tylko kilka postaci z książki. A ważne są z nich dwie: Raskolnikow i Porfiry Piotrowicz.

Nie ma zbrodni, nie ma kary, jest jedynie śledztwo. Akcja ogranicza się do rozgrywki, która toczy się pomiędzy sędzią i podejrzanym. Radziwiłowicz grający Raskolnikowa i Stuhr grający Porfirego Piotrowicza prowadzą nie tylko tę walkę pomiędzy sobą, ale jednocześ­nie krok po kroku odkrywają sens i znaczenie powieści. Wszystko jest w ich grze; pro­cesy psychiczne, przemiany po­stawy, rozważania etyczne - dokonują się poprzez ich dia­log, poprzez gest, ruch, czysto aktorską ekspresję. Nic tu nie zostało dopowiedziane, nic nie zostało opakowane reżyserskim komentarzem.

Znowu, tak jak poprzednio w "Nastasji Filipownie", jest to dłu­gi, morderczy pojedynek aktor­ski. Wielka proza, którą muszą odegrać, wyrazić i przeżyć dwaj główni wykonawcy.

Stuhr od początku do końca wytrzymuje i wyzyskuje to nie­samowite zadanie. Buduje całą rolę konsekwentnie, zmienia tonację, napięcie, dochodzi do granicy ekspresji i kiedy wyda­je się, że przesadzi, że się zagra, że zacznie lewitować, cofa się, rozbija wszystko uśmieszkiem, powraca na miejsce, przez cały czas utrzymując rytm gry.

Radziwiłłowicz chwilami zda­je się nie wytrzymywać napię­cia, przesadza, wpada w histe­rię, raz po raz można pomyśleć, że rola mu pęka. To nieprawda. Przecież bardzo łatwo byłoby stonować grę, nikt nie powta­rzałby błędów przez trzy lata. On jest przede wszystkim zu­pełnie inny od Stuhra-perfekcjonisty.

Wajda pozwolił tu wygrać się obu znakomitym aktorom, ale jednocześnie ustawił ich tak, że nie zawsze można się zoriento­wać, gdzie kończy się postać, a gdzie zaczyna aktorstwo. Porfi­ry analizuje i ocenia - i przeciwnika, i siebie. Raskolnikow - przeżywa. Jeden składa się z emocji, drugi z refleksji. Dwie różne postacie i dwa róż­ne sposoby ich zagrania. Sposo­by, które wynikają z charakteru i postawy Raskolnikowa i Porfi­rego.

Rzadko można oglądać takie aktorstwo i takie ustawienie aktorów. Przekład prozy - nie na teatr - ale na grę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji