Marzyciele
"Marzyciele" to jednocześnie zapis wybitnego spektaklu Krystiana Lupy i znaczące osiągnięcie w dziedzinie twórczości Teatru Telewizji. Tak - twórczości, bo autor wersji telewizyjnej musiał stworzyć fenomen teatralnego przedstawienia w zupełnie innej formie. I zrobił to z wielką inwencją, i zarazem uszanowaniem materii "Marzycieli".
Spektakl ten rozgrywa się w jednej przestrzeni smutnego pokoju, w którym każdy przedmiot i czynność mają swoje znaczenie. Choć zewnętrzny kształt jest właściwie realistyczny, każdy szczegół jest poetycką metaforą. Dramat rozgrywa się pomiędzy kilkoma ludźmi - nie tylko w słowach, ale również poza dialogami. Ogromną rolę odgrywa w "Marzycielach" element ulotnych, tajemniczych znaczeń, które są tworzone jednocześnie przez działanie aktorów, światła, muzykę, ciszę, skupienie.
Dlatego wydawało się niemożliwe, aby legendarne przedstawienie Starego Teatru przełożyć na język telewizji - rozbić na odrębne ujęcia, kadry, zbliżenia, plany ogólne, nagrywać to przez ileś tam dni, a potem zmontować i uzyskać jednorodne w klimacie dzieło. I ocalić tę tajemnicę, która rodziła się w teatrze - pomiędzy sceną a widownią. Ale tak się właśnie stało.
Andrzej Zajączkowski - realizator telewizyjnej wersji, znalazł piękny, oryginalny i wieloznaczny klucz. Stosując sformułowanie, którego używa jedna z postaci "Marzycieli", można by tę metodę nazwać dalszym ufantastycznianiem przedmiotów. Oczywiście, są to przedmioty - rekwizyty i elementy dekoracji, które grały w spektaklu teatralnym, ale w przedstawieniu telewizyjnym uzyskały - na mocy zapewne porozumienia, pracy reżyserów obu wersji - dodatkowe funkcje.
Tak się dzieje z grającą na różne sposoby czarną kulą, szafą, lampą, obrazem. Komponują sytuacje i ujęcia. Niektóre kadry mają siłę symbolu! Płonąca świeca w ręku aktorki jest ośrodkiem ruchu kamery, ale pozwala "sprzedać" twarze obu postaci. Wiszący na ścianie pejzaż - rosochate wierzby w zamglonej, zielonej przestrzeni - współgra proporcjami z pudełkiem sceny, a tonacją z kolorystyką całej scenografii. Ale w pewnym momencie kamera odnajduje na tym obrazie maleńką, zagubioną postać w białym płaszczu. W następnych scenach jest ona stopniowo coraz WIĘKSZA, aż twarz przybysza zapełnia całe ramy. Trudno o bardziej Musilowską, plastyczną metaforę-komentarz!