Dorosła Pippi Pończoszanka
"Pippi Pończoszanka" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Marta Nadzieja w portalu Kulturaonline.
Perypetie Pippi od lat bawią i wychowują, ale tylko udana adaptacja teatralna jest w stanie wychwycić ponadczasowe treści cieniutkiej książeczki Astrid Lindgren.
Deski teatralne okazały się dla prozy szwedzkiej pisarki wyjątkowo łaskawe. Reżyserski pazur Agnieszki Glińskiej dał o sobie znać i ten, kto spodziewał się łzawej i bezproblemowej sztuki o perypetiach rudej dziewczynki, która za nic w świecie nie chce wylądować w domu dziecka, srodze się zawiódł.
Ukłony Glińskiej należą się przede wszystkim za to, że potraktowała swoich małoletnich widzów po partnersku. W jej adaptacji nie ma mizdrzenia się, infantylnego słodzenia, wmawiania dzieciom, że wszystko jest różowe i tęczowe. Bohaterowie puszczają bąki, krzyczą, a dla jednej z matek rozbity o podłogę tort (dzieło Pippi) to pretekst do trzeźwego spojrzenia na swoje życie.
Pippi (rewelacyjna Dominika Kluźniak) prawi dorosłym morały, by za chwilę z uśmiechem wskoczyć w kostium rozbrykanego dziecka. Wtóruje jej cały zespół, któremu gra w sztuce Glińskiej sprawia widoczną przyjemność.
Na uwagę zasługuje rewelacyjna oprawa muzyczna (mistrzowskie żonglowanie muzycznymi cytatami) i praca zespołu pod wodzą Sambora Dudzińskiego (nakrycia głowy muzyków budzą nieodparte skojarzenia ze stołeczną Kapelą z Chmielnej).
Glińska wraz z zespołem Teatru Dramatycznego przełamała monopol przaśnych teatrzyków dla dzieci rodem z miejskiego domu kultury. Pokazała, że dobry tekst w sprawnych rękach i przy odrobinie technicznych fajerwerków jest w stanie zawładnąć dziećmi i rodzicami. A wśród tych tych ostatnich na widowni nie zbrakło pisarki Manueli Gretkowskiej i publicysty Roberta Mazurka. Z latoroślami oczywiście.