Artykuły

Człowiek, czyli mężczyzna

"Peer Gynt. Szkice z dramatu Henryka Ibsena" w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku - Kultura.

"Peer Gynt. Szkice z dramatu Henryka Ibsena" to najbardziej ryzykowny projekt Pawła Miśkiewicza. W jego ujęciu bohater Ibsena stał się współczesnym everymanern w podróży w głąb siebie.

Pamiętam sprzed lat, z krakowskiego Festiwalu Unii Teatrów Europy, wielki spektakl Luki Ronconiego "Ku Peer Gyntowi". Włoski mag sceny opatrzył go podtytułem "Ćwiczenia dla aktorów", wskazując na laboratoryjny charakter własnej pracy w rzymskim Teatro Argentina. Pamiętam tytułową rolę Massima Popolizia - aktora o twarzy w kolorze popiołu, który jak akrobata na cienkiej linie balansował pomiędzy ziemskim piekłem a poszukiwaniem resztek dobra. Inscenizacja robiła ogromne wrażenie. Wskazywała olbnymie możliwości tkwiące w dramatach norweskiego giganta Pod jednym wszakże warunkiem - jeśli reżyser porzuci niewolniczą wierność przechodzącą w zwykłe akademickie naśladownictwo i wejdzie z dramaturgiem w dialog. Ocali ducha tekstu, stawiając jego bohaterom czasem niewygodne pytania, a przy tym nie będzie udawał mądrzejszego od autora. Arcydzieło Ronconiego wzięło się najpierw z wnikliwej lektury "Peer Gynta". Spektakl Pawła Miśkiewicza w warszawskim Teatrze Dramatycznym podąża - toutes proportions gardees - tą samą co widowisko Ronconiego drogą. Jest cały czas "work in progress" (pracą w toku). Reżyser wraz z aktorami wciąż sprawdza możliwości i ograniczenia tkwiące w dziele Ibsena. Obiera dramat jak cebulę, wyłuskując zeń tylko poszczególne sceny, fragmenty, sekwencje. Czasem ocala cały rysunek fabularny sytuacji, innym razem zostawia pojedynczą frazę. A przy tym - i to jest najważniejsze - zestawia "Peer Gynta" z innymi tekstami z jego epoki, najczęściej niedramatycznymi, a dotyczącymi teorii powstawania określonych zjawisk, dziedzin nauki. Nie znaczy to jednak, że Miśkiewicz jako kolejny padł ofiarą mody na dekonstruowanie klasycznej literatury, przepisywanie jej na nowo, nadając znaczenia sprzeczne z myślą autora. Przeciwnie, jego teatralno-filozoficzny dyskurs jest zaskakująco bliski wymowie utworu autora "Domu lalki". Peerów jest pięciu (Krzysztof Dracz, Adam Ferency, Marcin Troński, Krzysztof Bauman, Mariusz Benoit). W nieskazitelnych szarych garniturach, z ledwo widocznymi uśmiechami na ustach siadają za stołem w foyer Dramatycznego. Tam wśród zrekonstruowanych prehistorycznych zwierząt i innych eksponatów z muzeum ewolucji rozegra się pierwsza część spektaklu. Wyzbyta niemal doszczętnie dramatycznej formy przerodzi się w niemal prywatną rozmowę pięciu mężczyzn o odwiecznej podróży człowieka, pielgrzymce w poszukiwaniu siebie. Wędrówkę, temat "Peer Gynta", Miśkiewicz traktuje metaforycznie. Nie opowiada krok po kroku poczynań bohatera, interesujego punkt dojścia. Pytanie, kim w istocie jest Peer Gynt u początku i kresu drogi. I rozszerza owo pytanie na widzów. Oczy aktorów wwiercają się w nas niemiłosiernie.

"Człowiek, czyli mężczyzna" - padają pierwsze słowa przedstawienia. To z kolei oznacza celowe zawężenie perspektywy. Wydaje się, że reżyser obiera męski punkt widzenia, by z czułością, ale i wnikliwie przyglądać się właśnie mężczyznom. Pięciu Peerów to jeden i ten sam mężczyzna - czasem niesforny chłopiec, za chwilę samozwańczy zdobywca, potem bezradny samotnik Paweł Miśkiewicz portretuje go z pełnym dojrzałości spokojem. W jego spojrzeniu gorycz miesza się z wyrozumiałością. Patrzyłem na to przedstawienie i wciąż pytałem, skąd ten facet tyle o nas wie.

Kobiety funkcjonują tu tylko jako znaki. Są rozbudzoną, rozgrzaną do białości biologią (Katarzyna Figura) albo pełnym poświęcenia wiecznym oczekiwaniem (Jadwiga Jankowska-Cieślak). Istnieją z boku, niepostrzeżenie, zawsze wobec mężczyzn. Inaczej dzieje się tylko z Matką Barbary Krafitówny. Wybitna aktorka jest na wielkiej scenie Dramatycznego tak mała, że przypomina drobną dziewczynkę. Scena ostatniej rozmowy z Peerem (Mariusz Benoit) prowadzonej półgłosem, jakby w przedsionku między życiem a śmiercią, robi w spektaklu największe wrażenia Przywodzi na myśl najwspanialsze sceny z teatru Krystiana Lupy. A wędrówka Peera wciąż trwa. Nie kończy się nigdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji