Artykuły

Trudny oddech mózgu

Nosi najzwyklejsze imię Jan. Jest starym człowiekiem, nawet bar­dzo starym. Dziwny to jednak rodzaj starości, jakby wyrzucony poza nawias upływającego czasu. Taka sta­rość nigdy się nie kończy, nigdy nie za­czyna. Gdyby się uprzeć i przyłożyć do niego miarę naszych zwyczajnych i skończonych rachub, miałby dziś 570, może 580 lat. Ale to bez znaczenia. Nie chodzi o niego. Chodzi o nas. Jan wkra­cza na scenę, by opowiedzieć historię kilku oszalałych tygodni, wyjętych z ży­cia swego rodzinnego Arras, historię, która niczego nas nie nauczy. On już to wie, my - jeszcze nie. Pewnie dlatego opowiada jakby z głębi rezygnacji. Nic już nie zostało do zrobienia. Pozostały zdania.

Długie, trochę siwe, trochę szare włosy, opadają na ramiona, zakrywają czoło. Jest powolny. Idzie ociężale, odziany w niezliczoną ilość najdzi­waczniejszych części garderoby, idzie do ustawionego na środku sceny ogromnego fotela, w którym "utonie", zastygnie. Jest zmęczony. Jest bardzo zmęczony.

Zanim "ulepi" pierwsze zdanie, dłu­go, spoza półprzymkniętych powiek, szukał będzie oparcia. W czymkolwiek. W spojrzeniu widza, w reflektorach, w ścianie... Jest tak, jakby jego zmęcze­nie, trud mówienia, rodziły się w mó­zgu. Ile już razy przedstawiał swą histo­rię? W ilu miejscach opowiadał wciąż to samo? Wiele razy, w nieprzeliczonych miejscach. Jeszcze milczy, ale wie, że przegra z dźwiękami. Każde słowo ry­sować będzie na jego twarzy bardzo de­likatny grymas ironii. Każda myśl koń­czyć się będzie milczeniem, pełnym spokojniego niedowierzania. Że jeszcze mówi. Że jeszcze będzie mówił. Mówi, jakby się nudził mówieniem - zwyczaj­nie, prosto, głosem nie do zniesienia co­dziennym. Nie mamy co liczyć na sceniczny patos i koturn. Wprawdzie opo­wiada o rzeczach zdumiewających, ale nikogo nie chce olśnić. Zdarzenia, ow­szem, są zdumiewające, ale dlatego, że są zwyczajne. Są zwyczajne, bowiem są zdumiewające. Są zdumiewające wła­śnie dlatego, że są zwyczajne.

"Wiosną roku 1458 miasto Arras na­wiedzone zostało klęską zarazy i głodu. W ciągu miesiąca - niemal piąta część obywateli straciła życie.

W październiku roku 1461 z niewyja­śnionych przyczyn nastąpiło słynne Vauderie d'Arras. Były to okrutne prześladowania Żydów i czarownic, pro­cesy o urojone herezje, a także wybuch łupiestwa i zbrodni. Po trzech tygo­dniach przyszło uspokojenie. Tak rzecz ujmuje Andrzej Szczypiorski. Ale Jan, bohater jego powieści, intelektualista, spokojny obserwator zdarzeń w Arras, przedstawi je z całą bezwzględnością szczegółów. Będzie zdumiony, że pomi­mo tak świetnej pamięci, wciąż na tym samym musi poprzestać. Owszem, przypadki były niezwykłe, ale da się o nich powiedzieć tylko tyle, że byle jak się zaczęły i byle jak skończyły. To przerażające - tak mało móc powie­dzieć. Zwłaszcza dla intelektualisty.

"...Zaczęło się wszystko, by tak rzec, niewinnie." Rzeczywiście. Jednemu z obywateli Arras padł koń. Tylko tyle. Bywa, że rzeczy przedziwne rodzą się z drobiazgów, których nikt nawet nie za­uważa. Później niczego już nie da się od­wrócić. Padł koń, po czym rozpętało się piekło. Wokół Arras zacisnęła się pętla totalizmu. O tym właśnie opowiada stary, bardzo stary intelektualista. Z niczego coś się narodziło, coś nie do ogarnięcia.

Jan z precyzją zegarmistrza przedsta­wia fakty. Ale przemyca zarazem coś jeszcze. Przemyca swoją niegdysiejszą bezradność wobec faktów. Dzisiejszą świadomość niegdysiejszej bezradności. Mówi jednocześnie o krachu rzeczywi­stości i pokazuje krach intelektu. Totalizm go przerósł, wymknął się spod kon­troli. Może myśl jedynie spekulatywna to za mało, by uporać się ze złem? Ale to truizm... Więc co pozostaje?

Może właśnie ten gorzki stan rzeczy, kiedy ktoś mówi do nas, jak dziad do obrazu, wiedząc doskonale, że i tak mu­simy - jakby co - przejść po jego śla­dach. Od pychy intelektu do jego skromności. Że i tak żadnych nauk z tej opowieści nie wyciągniemy, bo nie mo­żemy. Może właśnie ten gorzki spektakl pozostaje, przedstawienie, w którym widać stare, zmęczone oczy mądrego człowieka. Zmęczenie spływa z rozcza­rowanego sobą mózgu.

Na koniec nic innego nie pozostaje, jak tylko podziękować za to Januszowi Gajosowi. Rzadko się zdarzają role tak wspaniale dyskretne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji