Artykuły

Jestem z Polski

- Pracuję tam, gdzie otrzymam dobre warunki. Czasem trzeba zmienić otoczenie, by zobaczyć coś nowego, uderzyć z nową energią - mówi MARIUSZ TRELIŃSKI.

"Adrianna Ginał: W Waszyngtonie trwają przedstawienia opery Andrea Chenier, zrealizowanej przez Pana z Placido Domingo i Teatrem Wielkim w Poznaniu. Washington Post okrzyknął Pana geniuszem. Dał się Pan porwać Ameryce?

Mariusz Treliński: Nie zamierzam się nikomu dawać porywać. Także emigrować z Polski czy też mieszkać za granicą. Zmieniły się czasy i nie trzeba być na Zachodzie, by tam pracować. Parę lat temu w Waszyngtonie dostałem propozycję stałej pracy i odmówiłem. Cała moja energia i sposób myślenia w teatrze biorą się z tego, że jestem z Polski. Zaskoczyło mnie, że jest to widoczne z zewnątrz. Amerykańscy krytycy podkreślali, że groteskowo-ironiczna formuła pierwszego aktu Andrea Chenier wiele zawdzięcza teatralnemu myśleniu Gombrowicza czy Swinarskiego. Ta produkcja trafiła w silny kontekst polityczny. Waszyngtońska premiera odbyła się 11 września, a to data znacząca. Spektakl zaczął się minutą milczenia, potem odśpiewano hymn amerykański. Opowieść o rewolucji francuskiej w mojej inscenizacji stała się punktem wyjścia do rozważań o naturze okrucieństwa systemów totalitarnych. Finałowa egzekucja odbywa się w czarnych plastikowych workach nałożonych na głowy, jednoznacznie kojarzonych przez widownię amerykańską z głośnymi wydarzeniami w więzieniu Abu Grahib. Dla ludzi było to szokiem może też dlatego, że na sali było wiele osób z rządu i Pentagonu. Ściana ociekająca krwią czy pies, który ją zlizuje - to efekty, do których tamta widownia nie przywykła.

Gdy słyszy się o takich sukcesach polskiego twórcy, to budzi się lokalny patriotyzm. Czy taki reżyser jak Pan nie powinien realizować przedstawień przede wszystkim dla Opery Narodowej?

Pracuję tam, gdzie otrzymam dobre warunki. Rzeczywiście, wiele osób mówiło mi, że jestem wszędzie na świecie, a nie ma mnie tu, na miejscu. Czasem trzeba zmienić otoczenie, by zobaczyć coś nowego, uderzyć z nową energią. Stąd pomysł realizacji w Operze Poznańskiej. Ale moja nieobecność w Operze Narodowej nie będzie długa, bo Dama pikowa, którą robiłem ze Staatsoper w Berlinie, przeniesiona zostanie tu w grudniu.

Jak w tym kontekście skomentuje Pan słowa dyrektora Kaspszyka, który pytany o Pańską nieobecność, odparł, że jeśli czegoś jest za dużo, to może się nieco przejeść?

Dyrektor Kaspszyk jest dyrektorem Opery Narodowej. Jeżeli zdecydował zapraszać do współpracy innych artystów, to ma ku temu najwyraźniej jakieś powody. W tej chwili zmienił zdanie, bo zaprosił mnie do realizacji właśnie Damy pikowej. Mam nadzieję, że współpraca się odnowi. Staram się pozytywnie patrzeć w przyszłość. Operze Narodowej wiele zawdzięczam i z ochotą zrealizuję tutaj Damę pikową .

I wraca Pan do opery czy filmu?

Miałem w tym roku realizować film, ale dostałem serię propozycji, na które muszę zareagować, bo są dla mnie ważne. Teatr Maryjski z Petersburga chce zrealizować moją Madame Butterfly, a dyrygować będzie Walery Giergiew, jeden z największych współczesnych dyrygentów. Przygotowuję się też do realizacji z Placido Domingo Orfeusza i Eurydyki Glucka. Spektakl miałby zostać dwukrotnie zrealizowany w Waszyngtonie i w Poznaniu".

Na zdjęciu Mariusz Treliński.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji