Artykuły

Śmieszny straszny Mały bies

Na scenie ponury, brudny zau­łek prowincjonalnego miastecz­ka, obrzydliwe mieszkanie, zam­knięta, przerażająca przestrzeń, w której poruszają się równie od­rażający bohaterowie przedsta­wienia. Ludzie w wymiętych ubraniach, o wymiętych twarzach. Mają jeszcze jedną wspólną ce­chę; strach.

Krakowski Teatr tan. Słowackiego zaprezentował na swoich gościnnych występach interesującą adaptację, po­wieści Fiodora Sołoguba "Mały bies". Spektakl całkiem nowy, bowiem pol­ska prapremiera "Małego biesa" od­była się w lutym tego roku. Poprze­dzała go - jak się okazuje zasłużo­na - fama najbardziej udanego przed­stawienia krakowskiego w sezonie 84/85. Ci widzowie, którzy w sobot­ni wieczór przedłożyli ten mroczny, niepokojący spektakl nad oglądanie telewizji, nie byli rozczarowani.

Czy "Mały bies" jest tylko go­rzką satyrą na życie rosyjskiej prowincji w XIX wieku? Bez­nadziejność tej egzystencji zna­lazła już odzwierciedlenie w wielu wybitnych utworach, choć­by Gogola. Wydaje się, że Sołoguba bardziej ineresuje mrocz­na otchłań ludzkiej psychiki, umysłu opętanego przez strach. W tym utworze nie mówi się je­dnak o sprawach wielkich - tu trwa walka o nędzną posad­kę, korzystny ożenek, zaszkodze­nie zwierzchnikowi. Bohater Ardalion Pieredonow, jest tyl­ko śmiertelnie wystraszonym karzełkiem, który marzy o stanowisku inspektora szkół lu­dowych. Niby niewiele, ale prze­cież na drodze do awansu do­puści się takich samych okru­cieństw, jak gdyby chodziło o tron. Tyrania i głupota są zaw­sze tak samo groźne, bez wzglę­du na stawkę, o którą toczy się gra.

W jaki sposób walczą między sobą bohaterowie "Małego bie­sa"? Głównie pisząc donosy, szu­kając protekcji, oczerniając się nawzajem. "Donoszenie i bycie przedmiotem donosu to, mówiąc paradoksalnie, podstawowa więź między ludźmi tego świata" - napisał Marian Stala. Trzeba się ze swoim donosem pośpieszyć, żeby uprzedzić podobnej treści pismo nieprzyjaciela.

Spektakl dał aktorom możli­wość stworzenia interesujących postaci. I krakowscy artyści wy­korzystali tę szansę. Przede wszystkim Jan Frycz - niezbyt prze­konywający jako Dziennikarz w "Weselu", tym razem naprawdę doskonały. Groteskowy, śmiesz­ny, straszny. Pozazdrościć młode­mu aktorowi kondycji, której wystarczyło mu na cały, prawie trzygodzinny spektakl, wymaga­jący bogatych środków artysty­cznych. Obok Frycza - w dwóch, zupełnie przeciwstawnych ro­lach, Anna Tomaszewska (Barba­ra) i Aldona Grochal, która ta­kże lepiej się czuła na scenie ja­ko Ludmiła, niż jako Rachela w "Weselu".

Wielka zaleta krakowskiego spek­taklu to nastrój. Utwór jest mroczny, niepokojący, z elementami groteski; czasami nawet nieodparcie śmieszny, ale przede wszystkim przerażający. Wiwisekcja chorej psychiki odbywa się w podkreślającej duszną atmosfe­rę scenografii, mdlącym zapachu cer­kiewnego kadzidła, przy dźwiękach pełnej dysonansów muzyki Janusza Stokłosy. Wszystkie te elementy two­rzą spójną całość.

Niełatwo jest przenieść na scenę utwór nie przeznaczony pierwotnie dla teatru. W przy­padku "Małego biesa" wysiłek autora adaptacji i zarazem reży­sera, Rudolfa Zioło, okazał się opłacalny - powstał spektakl głęboko poruszający widza, ory­ginalny, a przede wszystkim do­skonale zagrany przez cały zes­pół. A że niewesoły? Cóż - i w XIX wieku, i dziś spojrzenie w głąb ludzkiej duszy rzadko pro­wadzi do optymistycznych wnio­sków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji