Artykuły

Biblia szaleństwa według Iwana Wyrypajewa

"Księga rodzaju 2" w reż. Michała Zadary we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Schizofrenia widziana od środka to filozoficzno-punkowe show z komicznymi efektami specjalnymi. Tak przynajmniej twierdzi Michał Zadara, który w "Księdze rodzaju 2" pozwala szaleństwu mówić własnym głosem.

Patriarchat, racjonalizm, dyskurs - te słowa nie pojawiają się ani razu w sztuce Iwana Wyrypajewa, rosyjskiego dramaturga i reżysera średniego pokolenia, znanego w Polsce przede wszystkim z filmu "Euforia" i związków z moskiewskim Teatrem.Doc. Nie pojawiają się - i bardzo dobrze. Głównej bohaterce, schizofreniczce Antoninie Wielikanowej (przedstawianej jako współautorka tekstu), i tak nie skojarzyłyby się one pewnie z żadnymi obrazami z przeszłości. A przecież to sztuka dla niej, dla kobiety, której świat oddzielił się od ziemskiego pierwowzoru. To ona ma się w niej czuć bezpiecznie i pewnie.

Właśnie w dyskryminujące, wykluczające dyskursy patriarchatu i racjonalizmu celuje reżyser Michał Zadara. Pokazuje, w jaki sposób dyskredytują one wszystko, co nie mieści się w ich normach, szafują ocenami, niszczą każdą odmienność pogardą i agresją. Ale Zadara nie byłby sobą, gdyby oskarżenia wyraził w tonie interwencyjnego, chwytającego za serce reportażu. Zamiast powagi i szantażu emocjonalnego woli komedię, pastisz, rewię z pompą i zaskakującymi efektami.

Jego spektakl to filozoficzno-punkowe show dedykowane szczególnej wrażliwości kobiety uznanej przez medycynę i społeczeństwo za szaloną. Teatr Współczesny we Wrocławiu równie dobrze mógłby zapowiadać go na plakatach jako koncert "Tribute to Antonina" czy "Insanity - I'm Lovin' It". Nie ma użalania się nad losem osób chorych psychicznie. "Księga rodzaju 2" to spojrzenie ze środka choroby. Szaleństwo dostaje tu do dyspozycji ścianę dźwięku i kredki słów, którymi może sobie do woli gryzmolić, bazgrać, tworzyć nieprawdopodobne postaci i skojarzenia. Budować świat od nowa, poprawiać Boga, któremu w tamte pamiętne siedem dni nie wyszło. Powstaje nowa Biblia w stylu art brut (sztuka surowa, sztuka marginesu, nazywana też naiwną czy prymitywną).

Zadara ma talent i wyczucie do wykorzystywania różnych dysfunkcji psychicznych. W krakowskiej "Odprawie posłów greckich" Kasandrę (Barbara Wysocka) pokazał np. jako dziecko chochlika ogarnięte afazją. Słowa jej własnych proroctw i politycznych sporów były dla niej tylko pustymi dźwiękami, które powtarzała z zaskakującą intonacją głuchego lub maszyny.

Tym razem szaleństwo było nie środkiem, ale tematem. Reżyser opisuje je wielostronnie i z pokorą. Jest głośno, dynamicznie, radośnie. I niepokojąco. Tło z połyskliwej tkaniny buduje nastrój zamkniętej, ukrytej za ścianą deszczu rzeczywistości. Wielkie na pół sceny, drewniane schody (donikąd? do nieba? na wymyślony przez wariatkę kosmodrom?) urywają się kilka metrów nad ziemią. Przypominają, że choroba to nie tylko poetyckie wzloty, ale też strach balansowania nad przepaścią i ból spadania z wysokości.

Brak fabuły i ciągłości bawi, ale powoduje też dezorientację. Po scenie pałęta się sam Iwan Wyrypajew (Krzysztof Boczkowski), niby-reżyser dostający spazmów na myśl: "Robię spektakl!". "Kuplety" elektropunkowego duetu żeńskiego zespołu Mass Kotki (Zofia "Lady Elektra" Wądołowska - syntezator, Katarzyna "Katiusza" Chudyńska-Szuchnik - bas) rozbijają dialogową strukturę sztuki, w której Żona Lota (Barbara Wysocka), nazywana też pacjentką Antoniną, spiera się z Bogiem (Jan Peszek), czyli lekarzem Arkadijem Iliczem, o "istnienie". Żona Lota, jedna z najbardziej intrygujących postaci Starego Testamentu, kobieta ukarana za współczucie, staje się świetnym symbolem szaleńców - również karanych za swoją nadwrażliwość.

Spór Boga i żony Lota nie może być równy, tak jak lekarz nie rozmawia nigdy na równych prawach z pacjentem. Peszek i Wysocka tworzą niezwykłą parę - władczy cynik i człowiek wiary. Ona to kobiecość, "écriture féminine" (nurt genderowej literatury kobiecej), szaleństwo, irracjonalizm. On to reprezentant męskiego myślenia logicznego, męskiej nauki. Czyli wszystkiego, co się liczy. Podział stereotypowy, ale pasujący do kontrastowej struktury spektaklu. Dysputa, pauza, monolog, pauza muzyczna, kłótnia, pauza z przytupami. Antonina ubrana jak nowoczesna singielka z "Ally McBeal" przekonuje Boga, że "jest coś więcej", że istnieje jakiś duch, jakiś sens, jakaś miłość. On brutalnie, mokrą szmatą wyciera jej z głowy wszelkie irracjonalne marzenia i nadzieje, całą tę "rybią prostytucję", "Sodomę i Gomorę idiotów".

Zwycięstwo Antoniny nigdy nie wydarzy się na poziomie języka, bo język należy do jej sędziów i przeciwników - lekarzy. Reżyser ukrył więc jej triumf w piosenkach Mass Kotek, dziewczyn przebranych to za chórek wiewiórek, to za cyberkocice, to za radzieckie pionierki. W ich tekstach "dzień prostytucji" (nienormalności) okazuje się "dniem zwycięstwa", a Antonina wyzwala się spod władzy lekarza i leci do Boga w kosmos radzieckim kosmodromem.

Polska prapremiera sztuki zbiega się z obchodami VI Ogólnopolskiego Dnia Solidarności z Osobami Chorymi Psychicznie (których w Polsce żyje ok. 400 tysięcy) organizowanego w ramach programu "Schizofrenia - Otwórzcie Drzwi".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji