Artykuły

Samotność w pięciu odsłonach

"Stolik na pięć osób" w reż. Zbigniewa Zapasiewicza w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wlkp. Pisze Dorota Żuberek w Gazecie Wyborczej - Gorzów Wlkp.

Dobrze zaczął się sezon w gorzowskim teatrze. Sztuka lekka, choć nie w każdym momencie łatwa i przyjemna, spodoba się widzom. Sztuka na 5 głosów i 4 aktorki.

Wielkim atutem spektaklu jest obsada. Widzowie zobaczyć mogą znaną już dobrze gorzowską aktorkę Beatę Chorążykiewicz (Wiola), ale też aktorki warszawskich scen, znane z telewizji - jak Beata Kawka (Laura) czy Joanna Żółkowska (Kinga). Najlepiej z nich czterech wypada Olga Sawicka (Iza).

"Stolik na pięć osób" brytyjskiego pisarza Rona Harta to obyczajowa tragikomedia. Spektakl wyreżyserował znany aktor Zbigniew Zapasiewicz. Bohaterki są przyjaciółkami, ale bezskutecznie próbują umówić się na wspólny lunch. Ta sztuka udała im się tylko kilka razy. Dzwonią więc ciągle do siebie i przepraszają się nawzajem, ale znów coś im wypada. Z rozmów dowiadujemy się, jak żyją, co je trapi, jak wychowują dzieci, jak wyglądają ich zawodowe kariery.

Ale uwaga, to nie jest tylko obrazek z życia czterech bohaterek. Rozmowy ich w niczym nie przypominają spektaklu "Tiramisu" Joanny Owsianko o blaskach i cieniach życia współczesnych kobiet.

Zamiast monologów, dostajemy wartkie dialogi, zabawne pointy i kolejny raz przekonujemy się, że w teatrze najważniej szych rzeczy się nie mówi na głos.

Laura (Beata Kawka) przeżywa skoki w bok swojego męża, problemy stomatologiczne dzieci i czas spędza na studiowaniu podręcznika o jodze. A tak naprawdę zakochana w Wioli, niepewna co do swojej orientacji, szuka odrobimy ciepła, dotyku. Nieważne zupełnie, kto jej może je dać. Stąd jej rozpaczliwe telefony i prośby o zezwolenie na odwiedziny, o chwilę rozmowy. Kawka z uroczą opaską na włosy z kokardką, w fartuszku z falbanką jest najtragiczniejszą postacią.

Wiola, obiekt jej westchnień, sceniczna femme fatale, jest zimna i wyrachowana. To ona szuka spełnienia - z kobietami i mężczyznami. Ojcem jej dziecka będzie mąż przyjaciółki. Jej własny małżonek, od dawna "w podróży służbowej", to najprawdopodobniej homoseksualista. Nie wiemy tego na pewno.

On, jak i pozostali mężczyźni, istniej ą tylko w opowieściach, relacjach, wspomnieniach. I ich rola jest bardzo ograniczona - nie rzutuje na życie kobiet, które, mimo że z nimi, są koszmarnie samotne. To na ich głowie jest cały rodzinny świat. Mężczyzna jednak, o dziwo, na sam koniec sprawi, że się spotkają. Choć sytuacja będzie raczej mało radosna - pogrzeb męża Kingi.

Kinga (Joanna Żółkowska), udręczona opieką nad niedołężną matką męża, podobnie jak pozostałe boryka się z kłopotami, które nie dotyczą bezośrednio jej. Wtłoczona jest w sytuację, na której zdarzenia nie ma prawie żadnego wpływu, po śmierci męża pozbywa się też jego matki (oddaje ją do domu starców), ale życie nie uśmiecha się wreszcie do niej. Bo majątek przechodzi na rzecz pierwszej żony....

Całość obrazu "kobiety samotnej" dopełnia Iza (doskonała Olga Sawicka) - racjonalna, mocno stąpająca po ziemi, ciekawska (czasami aż wścibska).

Sztuka powstała w latach 80., ale dzięki ingerencji reżysera jest i współczesna (kobiety nie rozstają się z komórką), i polska (bohaterki śpiewają "Małgośkę" Maryli Rodowicz przy malowaniu paznokci), co uaktualnia temat. I braku czasu, i dziwacznego tempa życia, i tego, że nawet najbliższe nam osoby przestają być dla nas bliskie, bo trudno wygospodarować godzinę na spotkanie.

Widać to zwłaszcza w stosunku do Misi - tej piątej do stolika. Misia to tylko temat rozmów. Ona odsunęła się od koleżanek zupełnie, zniknęła z oczu swoim przyjaciółkom i widzom (słychać tylko jej głos z nagrania) - ona jest krok dalej. Ona już się odcięła od świata - weszła w kryzys małżeński, depresję i problem z alkoholem. To najwyższa forma samotności. Do niej dążyć może każda z jej koleżanek - owdowiała Kinga, porzucona Wiola, uwięziona w sobie Laura czy niespełniona Iza. Spektakl jest jednak śmieszny, aktorki robią oko do widza, zwracają się do niego (celuje w tym plotkara Iza). Widzowie wybuchają salwami śmiechu, kiedy Joanna Żółkowska tańczy partię z "Jeziora Łabędziego", kiedy Laura stara się zrobić pozycję kwiatu lotosu, czy kiedy Iza relacjonuje rozmowę z pijaną Misią.

Smutno się nam robi dopiero po powrocie do domu, kiedy trzeba zadzwonić do Agaty/Magdy/Hanki i powiedzieć, że to kino trzeba przełożyć na inny termin, bo szef kazał napisać sprawozdanie/ bo nadgodziny/ bo dziecko chore.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji