Artykuły

Rozmowa z Magdą Umer, artystką wszechstronną

- Uważam, że mamy wielkich, wybitnych aktorów. Ale coś w tym jest, że genialny aktor Janusz Gajos dla mnie, na szczęście, gwiazdą nie jest, a Marek Kondrat, także wybitny, gwiazdą jest - rozmowa z MAGDĄ UMER, piosenkarką i aktorką.

Ryszarda Wojciechowska: Czy możemy mówić o gwieździe po polsku? Czy to pojęcie na wyrost?

Magda Umer: Mnie to pojęcie trochę śmieszy. Ale jakoś trzeba nazwać te osoby, które się czymś różnią od tak zwanych szarych ludzi. Bardzo często bywa tak, że osoba niezwykła, utalentowana, pracowita i kochana przez ludzi nie jest gwiazdą. A z kolei ktoś średnio utalentowany i średnio ukochany coś takiego w sobie ma, że błyszczy dla samego tylko błyszczenia. Niech sobie ludzie mówią, co chcą. Za to się nie idzie do więzienia. Ale moim zdaniem taką jedyną u nas światowego formatu gwiazdą jest Krysia Janda. To osoba, która nie tylko błyszczy, ale ma nieprawdopodobny talent. I słowo gwiazda w stosunku do niej nie jest ani przez chwilę nadużyciem.

Pani w swoim życiu spotkała gwiazdy.

- Jeremi Przybora, który był absolutnym geniuszem, gdyby usłyszał: panie Jeremi, jest pan gwiazdą, toby się pewnie mocno ubawił.

A czy na tym naszym gwiazdorskim firmamencie znajdzie się jakaś męska postać?

- Ja uważam, że mamy wielkich, wybitnych aktorów. Ale coś w tym jest, że genialny aktor Janusz Gajos dla mnie, na szczęście, gwiazdą nie jest, a Marek Kondrat, także wybitny, gwiazdą jest. Ma jakiś taki połysk, który nie wiadomo z czego się bierze. Janusz jest geniuszem aktorstwa, ale nie chce błyszczeć. A Marek nie ma nic przeciwko temu.

Mamy teraz czas sezonowych gwiazdek. Czy z tym zjawiskiem należy się pogodzić?

- Nie mam pojęcia. Bo należę do osób, które wybrały życie na emigracji, nie oglądając telewizji. Coraz częściej widzę w sklepach mnóstwo kolorowych gazet z jakimiś z całą pewnością bardzo sławnymi osobami, skoro są na okładkach. Tylko że ja nie wiem, kim one są. Ale to nie znaczy, że nie są to gwiazdy. Tak mi się wydaje, że ja nie muszę poznawać gwiazd. One nie są mi do czegokolwiek potrzebne. Wolę te gwiazdy na firmamencie, prawdziwie błyszczące. Ale to samo jest na Zachodzie, w Ameryce. Tysiące aktorów, których życiem prywatnym interesują się wszyscy. Wiemy, co on zjadł na śniadanie, z kim się rozwiódł, kto go pocałował, kto go pobił i jakie dziecko cierpiało przez niego, a jaka żona zapłakała. Natomiast nic z tego nie wynika. Ale tam też jest podobnie jak u nas. Są wielkie gwiazdy aktorstwa jak Jack Nicholson, który lubi błyszczeć. I są tacy którzy chcą, żeby im dano święty spokój.

Jak pani z tą swoją krainą łagodności znajduje się w dzisiejszym świecie, takim mocno powierzchownym, hałaśliwym?

- Ja się świetnie znajduję, bo żyję poza tym światem i poza tym czasem. Stworzyłam sobie swój świat i swój czas. Siedzę w pokoju, czytam książki, chodzę do lasu, tam gdzie ludzie nie chodzą. Mnie do szczęścia potrzebny jest inteligentny człowiek, z którym mogę porozmawiać. I to mam. Przyjaciele, z którymi mogę pobyć. Też mam. I przyjaciele, którzy rozumieją, że bardzo często nie chcę z nikim być. Nawet z nimi. I tak sobie żyję cały czas, obok.

Wielu pani przyjaciół odeszło. Jest pani pogodzona z upływem czasu?

- Tak. Nauczyłam się żyć i cieszyć się tym, że miałam szansę w ogóle tych ludzi w życiu spotkać. To wspaniały dar. A przemijanie to naturalna kolej rzeczy. Za chwileczkę moje pokolenie odejdzie i nie ma na to rady. Chodzi tylko o to, żeby zostawić jak najwięcej dobrego najbliższym i nawet najdalszym.

Powiedziała pani kiedyś: "nie umiem śpiewać, ale lubię śpiewać".

- To Agnieszka Osiecka zawsze mówiła, jak jej ktoś coś takiego cytował: "Ja tak powiedziałam?" Proszę się nie przywiązywać do słów, które wypowiadamy. Prawdą jest, że nie umiem śpiewać. Bo nie uczyłam się śpiewać. Ale prawdą jest też, że lubię śpiewać. Ale jeszcze większą prawdą jest to, że lubię śpiewać nie na scenie. Tylko tak sobie. A śpiewanie na scenie to jest dla mnie jakaś dziwna nagroda. Robię to od 40 lat.

Pani siebie akceptuje. To widać. A nie tęskni pani za dziewczyną sprzed 30 lat, która pierwszy raz wyszła na scenę i zaśpiewała?

- Nie tęsknię. Broń Boże. Może dlatego, że moja młodość była niewesoła. Moja starość jest dużo pogodniejsza. Jakoś tak mi się w życiu układa. Jestem szczęśliwa, że mogłam wychować dzieci. Że one są dorosłe. Że są szczęśliwe ze swoimi połówkami. Mam taki spokój, że coś zrobiłam. Coś komuś dałam, i to z największą chęcią. I teraz jest już takie życie w nagrodę.

Wypuściła pani synów tak spokojnie z domu?

- Młodszy wyjeżdża na wakacje. A potem przyjedzie na chwilę, bo chce się wybrać w podróż dookoła świata. Będzie pracować jako instruktor nurkowania. Ja mam takie dzieci. Ale jak mówi francuskie przysłowie: "Psy nie rodzą kotów". Więc jeśli ja tak się rzucałam po tym świecie, to nie powinnam się im dziwić.

Pani ma apetyt na życie inaczej. Nie goni pani za karierą, pieniędzmi...

- Tylko to, po prostu, samo przychodzi. Trochę tak jest. Każdemu to, na czym mu najmniej zależy. W tej chwili wspólnie z Andrzejem Poniedzielskim jeździmy po Polsce ze spektaklem "Chlip Hop" i mówimy z pozycji już starszych ludzi, co myślimy o świecie dzisiejszym i o tamtym, minionym. Śpiewamy nasze ulubione piosenki. I o dziwo przychodzą ludzie starsi i młodsi. To przyjemnie tak móc sobie z nimi rozmawiać. Raz w miesiącu prowadzę program u Krysi Jandy w teatrze Polonia "Karaoke w teatrze" - stworzyłam antologię swoich ukochanych piosenek i wspólnie z widownią je śpiewamy. A po trzecie mamy z Andrzejem w planie zrobienie dużego programu telewizyjnego. I może będziemy się zajmowali ratowaniem polskiej kultury.

Co pani mówi młodym ludziom, z którymi pani pracuje?

- Żeby nie robili kariery za wszelką cenę. Bo to się bardzo mści. Żeby nie płacili tej ceny. Oczywiście los trzeba brać w swoje ręce. Ale co ma być, to będzie. Nie napinaj się, naprawdę jest tyle fantastycznych rzeczy. Poza tym ja wiem, że na świecie są setki tysięcy ludzi, którzy wspaniale śpiewają, cudownie malują. Tylko nikt o tym nie wie. Bo im do głowy nie przychodzi, żeby się dzielić tym z innymi. To są zresztą najwspanialsi odbiorcy sztuki. Ludzie niezwykle wrażliwi. Ale to tylko jeden ze sposobów przeżywania życia. Jak się to nie uda, to trzeba się brać za coś innego. Bo życie jest cudem. I to się naprawdę wie być może dopiero w moim wieku. Każda minuta jest takim darem, że złoto przy niej to jest nic.

***

Magda Umer

A właściwie Małgorzata Umer (58 lat) - piosenkarka, aktorka, scenarzystka i reżyser. Z wykształcenia polonistka. Debiutowała pod koniec lat 60. w kabaretach studenckich. To także dzięki niej upowszechniła się moda na piosenkę poetycką. "Koncert jesienny na dwa świerszcze" w jej wykonaniu zdobył wiele nagród.

Reżyserowała takie spektakle jak: "Biała bluzka", "Kobieta zawiedziona", "Big Zbig Show" czy "Mężczyźni mojego życia". W 1996 r. zrealizowała 9-odcinkowy wywiad rzekę z Agnieszką Osiecką (z którą się przyjaźniła), a rok później na opolskim festiwalu wspomnieniowy program "Zielono mi", poświęcony Agnieszce Osieckiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji