Artykuły

Kilka słów o współczesności

GAŚNIE ŚWIATŁO DZIENNE. Wałbrzych rozcina prężąca się to w górę, to w dół taśma asfaltu. Na przystankach dziewczęta z obnażonymi brzuchami - blond kopie Aguillery, Britney. Papierosy. W tle chłopcy. Czasem pantomima rąk. Pocałun­ki. Na skwerze przed teatrem hiphopowcy tańczą zorbę z pusz­kami piwa w dłoni. Przygrywa im kopalniana orkiestra w czer­wonych pióropuszach i czarnych mundurach.

Tuż za ścianą dźwięku szare, oplakatowane pudło teatru Szaniawskiego. Banner: Michał Walczak, Piotr Kruszczyński, "Kopalnia", premiera. W foyer gorączkowe podniecenie. Trzeci dzwonek. Na białym płótnie ekranu migocące kreski. Jakby światło popsutego kineskopu. Opada kwadracik płótna. Niemal pod sufitem wyłania się z ekranu głowa człowieka. Potem druga. I trzecia. Bohaterowie pokrzykują ku sobie niczym kinooperatorzy przez okienko dla projektora. Słyszymy uryw­ki zdań. Zapowiedzi konfliktów. Nagle: pstryk! Ekran niknie. Na scenę niczym czołg wtacza się gigantyczna machina. Za­trzymuje się u proscenium. Ma ażurowy pancerz. Pomiędzy szczelinami widać strzępy ludzkich ciał. Mizerne światła. Sza­ra, opadająca ku przodowi płaszczyzna grzęźnie w czarnej dziurze zascenia. Pokraczny gołębnik? Poddasze kamienicy w wałbrzyskich slumsach? Psia buda? Stroma, bazaltowa uliczka? Pułapka na ludzkie szczury? Może kartonowe pudła, w jakich zamykają się dzieci, odtwarzając dom?

Miasto biedaszyb. Świat walący się na łeb. Ludzkie szczury. Trzeba zgadywać. Przez cały akt pierwszy bohaterowie łupią włazami, by wypełznąć na tę równię pochyłą. Ale nie dostrze­żemy ruchu jednostajnie przyspieszonego. W mrocznym ko­smosie Walczaka i Kruszczyńskiego brak praw fizyki. Postacie łupiąc włazami, męczą się z ciężarem materii zamiast z rolą.

Bohaterowie, czyli kto? Biegający po dachu z wentylatorem w łapie Adzio (Sławoj 20116}Jędrzejewski{/#}). Domorosły Leonardo, który mógłby hodować gołębie zamiast śnić o lataniu, gdyby nie to, że w Wałbrzychu/Waldenbergu Kruszczyńskiego nie ma gołębi. W ogóle nie ma życia. To miasto zjaw, ludzkich łachmanów, zgrzytów. Jakby nie było tych ludzi, których mija­łem w drodze do teatru.

Cyniczny prezes. Górnik. Cichodajka. Polski maczo. De­bil. Skąpiec proboszcz. Mruczą gazetowe banały. Pseudoreprtaże o bezrobotnych. Horoskopy z piosenek Ich Troje. Ewangelie wydrwigroszy. Tylko że to wszystko wiemy, zanim usiądziemy w teatralnym fotelu. Więc po co to? Nikt na scenie z nikim się nie spotyka. Niczego nie przeżywa. Nie promie­niuje żarem. Rogacz. Upadły casanova. Robole. Do niczego nie przekonują. Jakbym zamknął oczy i słuchał dialogów w au­tobusie do Szczawna.

Walczak i Kruszczyński zamierzali powtórzyć "Kartotekę". Próbowali poskładać bohaterów współczesnych z fragmentów ulicznych posłyszeń. Tylko że ludzie dziś zazwyczaj bredzą i dramatu nikt z tego nie ułoży. W Teatrze im. Szaniawskiego dostaliśmy ni to "Umarłą klasę", ni to "Wspólny pokój ".War­to jednak przysiąść na wałbrzyskich przystankach i posłuchać. Warto tropić życie. Uważnie słuchać i interpretować. Bo dra­mat to nie wystawa plakatów. Nie notes SMS-ów. To inter­pretacja ludzkiego losu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji