Artykuły

Wrocław. 60. urodziny Współczesnego

- Człowiek w wieku 60 lat ma przed sobą już tylko krótszy odcinek życia i nieubłaganą śmierć. Teatr w tym wieku wcale nie musi umierać, może się odrodzić nawet po największych klęskach - mówi Krystyna Meissner [na zdjęciu], dyrektor Wrocławskiego Teatru Współczesnego, który obchodzić będzie na początku września jubileusz 60-lecia.

Agata Saraczyńska, Tomasz Wysocki: Gdyby miała Pani wskazać najbardziej świetlane lata lub największe wydarzenia w historii Współczesnego... Krystyna Meissner: To epoka Andrzeja Witkowskiego, a potem - Kazimierza Brauna. Dyrekcja Brauna jest jak do tej pory najlepszym okresem historii teatru. To było apogeum tego, do czego dążył Witkowski. W tym procesie przez lata brali udział także Jerzy Jarocki, Kazimierz Kutz, Helmut Kajzar, wreszcie Tadeusz Różewicz, bo Współczesny był i jest także jego teatrem. Braun miał wspaniały zespół, dopracowany repertuar, odnosił sukcesy w kraju, wyjeżdżał za granicę. A gdyby mówić o spektaklach późniejszych, to wymienię dwa, które odniosły prawdziwy sukces: "Sztukmistrz z Lublina" z legendarnym Maciejem Tomaszewskim w głównej roli oraz Piotra Cieplaka "Historyja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim". To szlachetne spektakle, które mocno zapisały się w pamięci widowni. Jak Pani ocenia ostatnie osiem lat? - Próbuję odbudować ten teatr i jego dobre imię. Na ile mi się to udaje, trudno mówić, osiem lat to jednak zbyt krótka perspektywa. Cieszy mnie opinia, jaką Teatr Współczesny ma w Polsce, jestem zadowolona, że pojawia się we wzmiankach o liczących się teatrach, poza tym dostaję listy od reżyserów, od aktorów. Jest ich wiele. To także o czymś świadczy. Po ośmiu latach mogę powiedzieć, że mam dobry zespół aktorski, podobnie myślimy, rozumiemy się. Wcześniej tak było tylko w Toruniu, gdzie po ośmiu-dziesięciu latach wspólnej pracy dogadywaliśmy się wspaniale.

Jak będzie wyglądał jubileusz 60-letniej historii teatru?

- Przygotowaliśmy na tę okazję gazetę jubileuszową, która ma 60 stron, i płytę CD. Na płycie znajdą się materiały dotyczące wszystkich premier, które odbyły się w tym teatrze od chwili jego założenia aż do czasu mojej dyrekcji. Pierwsza część gazety dotyczy historii: jest wspomniany spis premier z dokładnymi informacjami na temat realizatorów i obsad oraz bogaty materiał zdjęciowy. Czasami są to wspaniałe zdjęcia. Dokumentują najważniejsze wydarzenia z okresów poszczególnych dyrekcji. Ta część gazety jest drukowana w tonacji czarno-białej. Kiedyś taką dokumentację zapoczątkował prof. Janusz Degler ze swoimi studentami. O ile pamiętam, była doprowadzona do okresu Kazimierza Brauna. To piękna i pożyteczna praca, którą zamierzaliśmy opublikować, ale jakoś nigdy nie było na to pieniędzy.

Część druga naszej jubileuszowej gazety jest kolorowa. To czas współczesny. Zawiera wypowiedzi moich bliskich znajomych i przyjaciół na temat współczesnego teatru. Pomysł na tę część powstał z przypadku. Nie wychodziło mi pisanie oficjalnego wstępu do jubileuszowej gazety, więc napisałam list, bardzo osobisty, do Różewicza i innych kilkunastu osób, ważnych dla teatru. Zapytałam, czego by życzyli Teatrowi Współczesnemu we Wrocławiu i teatrowi współczesnemu w Polsce. Dostałam niezwykłe odpowiedzi. Różewicz nie przysłał listu, ale niepublikowany dotąd tekst "Sztuki nienapisane", drukujemy go w całości. Napisali Jarocki, Jarzyna, Lupa, Warlikowski, Klata, młody scenograf Mirek Karczmarek i wielu innych. Są odpowiedzi bardziej i mniej osobiste, ale za każdym razem wyłania się z nich postać autora i jego osobiste spojrzenie na teatr. To ciekawa panorama oczekiwań i marzeń twórców naszego teatru wobec teatru. Zamiast zdawkowych życzeń otrzymałam wypowiedzi, z których, ku memu zaskoczeniu, wyłoniła się poważna rozmowa.

Co będzie punktem kulminacyjnym święta?

- W jakimś sensie zachowamy jubileuszowy rytuał, czyli będzie wręczenie odznaczeń i nagród, bankiet. I przedstawienie, polska prapremiera "Księgi Rodzaju 2" Iwana Wyrypajewa. To współczesna sztuka na bardzo ważny temat, to rozmowa o Bogu: istnieje czy nie? Bardzo podoba mi się pomysł Michała Zadary na realizację tego tekstu. Jest taki obraz Rene Magritte'a przedstawiający martwą, nagą kobietę leżącą na stole i wokół niej eleganckich panów w czarnych garniturach i melonikach, przyglądających się jej z dystansem. W tym obrazie panuje niesamowite napięcie. Jest tam jakąś tajemnica, coś niedopowiedzianego, co intryguje. Podobnym tropem poszedł Zadara. Stworzył dwa plany akcji pozornie ze sobą niepołączone. Na jednym planie toczy się rozmowa, bardzo ważna i trudna. Na takie tematy nie rozmawia się w teatrze. Ale dzięki znakomicie napisanemu tekstowi i mądremu wykonawstwu ta rozmowa wciąga. Drugi plan to kompozycja czysta ruchowa. Ciekawe, czy ten zabieg spodoba się widowni? Układając program tegorocznego festiwalu, zastanawiałam się, na ile forma kształtuje dzieło sztuki. Czy nie stanowi ona istoty aktu kreacji?

Na jakim etapie są przygotowania do czwartego "Dialogu-Wrocław"?

- Domykamy organizację spotkań z autorami spektakli, ustalamy warunki warsztatów dla młodych krytyków, uzupełniamy listę uczestników panelu, ale do uzyskania ostatecznych potwierdzeń nie mogę jeszcze podać nazwisk. Chciałam zaprosić Imre Kertesza, ponieważ cytat z jego ostatniej książki służy jako temat do naszej rozmowy panelowej. A brzmi tak: "Sztuka to nade wszystko przesada i zniekształcenie". Zastanawiająca refleksja, z którą na swój sposób zgadza się Tadeusz Różewicz, twierdząc, że forma tworzy sztukę. Niestety, Kertesz nie najlepiej się ostatnio czuje i ku mojemu wielkiemu żalowi nie przyjedzie.

Premiery nie miał jeszcze "Peer Gynt" Miśkiewicza, który jest w programie "Dialogu".

- Ma mieć premierę we wrześniu, ale Paweł Miśkiewicz żartuje: Nie wiem, czy premiera nie odbędzie się na festiwalu.

Kiedy rok temu opowiadała Pani o programie "Dialogu-Wrocław", mówiła Pani, że tematem przewodnim będzie śmiech, jego oczyszczająca moc. Na ile ta idea będzie obecna w programie festiwalu, w którym dominuje klasyka, od antyku po Büchnera, Czechowa i Ibsena?

Mówiliśmy o śmiechu w różnych jego odmianach: ironii, grotesce, pastiszu. Te wszystkie konwencje prześmiewcze kazały mi pomyśleć o formie i jej znaczeniu w sztuce. W tej więc szerszej formule jestem wierna mojemu wcześniejszemu zamierzeniu i można powiedzieć, że forma będzie tematem najbliższego festiwalu i kończącej go rozmowy panelowej. Jakie znaczenie ma forma w wypowiedzi artysty? Po co i kiedy stosuje się groteskę i inne tego typu formalne konwencje? Czym jest śmiech? Czy przez śmiech, dobry i zdrowy, można dostąpić oczyszczenia czyli katharsis? Inaczej śmieje się Klata w "Orestei", inaczej Zadara w "Odprawie posłów greckich" i jeszcze inaczej grecki reżyser w naiwnej sielance "Golfo 2.3 beta". Mieliśmy zresztą ogromne trudności z greckim tłumaczeniem, właśnie z dochowaniem wierności oryginalnej formie tego tekstu. W końcu przetłumaczyliśmy pośrednio z angielskiego. Inaczej sprawa formy wygląda w "Peer Gyncie" Pawła Miśkiewicza. Zastanawia się w tym spektaklu nad kondycją człowieka, mężczyzny i przy tym jest mocno ironiczny. Na scenie mamy Peer Gynta w pięciu postaciach, w różnym wieku, ścierających się ze sobą intelektualnie i ambicjonalnie. Bardzo zabawne i mądre. Ciekawymi spektaklami są "Mała syrenka" i "Giselle". Pierwszy, stworzony na podstawie baśni Andersena, to próba połączenie języka cyrku i teatru. Bardzo smutny spektakl i przepiękny w formie. Natomiast "Giselle" to przykład coraz częściej pojawiających się na europejskich scenach spektakli reżyserowanych przez znakomitych choreografów. Tak jest ze szwedzkim Matsem Ekiem, który pracuje w sztokholmskim Dramaten, jak i z Michealem Keegan-Dolanem, Irlandczykiem, twórcą zespołu Fabulous Dance Theatre. Ten ostatni reżyser wziął temat z XIX-wiecznego baletu, opowiadający historię dziewczyny zdradzonej przez ukochanego. Przeniósł cała sprawę do współczesnej Irlandii. To bardzo brutalna, ale zarazem pełen poezji przypowieść o nieszczęśliwej miłości.

Polska część polegała na zaangażowaniu piątki najczęściej dzisiaj opisywanych naszych reżyserów teatralnych?

- Rzeczywiście, gdyby się udało złapać jeszcze Krystiana Lupę z jego petersburskimi "Trzema siostrami", to mielibyśmy czołówkę naszych twórców. Ten festiwal jest traktowany jako przegląd dokonań Polaków. Wiele osób z zagranicy przyjeżdża specjalnie na tę polską część. Uważam, że i Krzysztof Warlikowski, i Grzegorz Jarzyna, nieobecni na ostatniej edycji festiwalu, znowu mają swój dobry czas i wiele do powiedzenia w polskim teatrze. "Anioły w Ameryce" Warlikowskiego to spektakl niezwykły. "mede:a" to jakby nowa droga Jarzyny. Zaprosiłam jeszcze "Odprawę posłów greckich" Zadary, bo to jego najlepszy spektakl. Słucha się i nie wierzy, że Kochanowski pisał ten tekst w tak odległych czasach! W dodatku nie ma w tym spektaklu cienia patosu. Potraktowany został prawie kabaretowo. I jak, mimo wszystko, poważnie brzmi.

Dlaczego nie ma w programie festiwalu sztuki Arnona Grunberga, zamawianej specjalnie na festiwal?

- Napisał sztukę płytką, na kolanie. Zamawiając u niego tekst na temat Polaków widzianych oczami obcokrajowca, spodziewałam się niecodziennych i ostrych spostrzeżeń. Grunberg w Holandii uważany jest za kpiarza, za holenderskiego Woody'ego Allena. Tymczasem przyjechał do Polski z gotowymi opiniami na nasz temat. Napisał niedobrą sztukę pod względem merytorycznym i formalnym. Nazywała się "Nasz papież" i miała być ostrą satyrą na polski katolicyzm. Ale tak nie wyszło. Nie jestem blisko Kościoła, ale nie spodobały mi się łatwe i głupie dowcipy na temat wiary. Grunberg spotkał się ze środowiskiem uniwersyteckim, z wydziałem niderlandystyki, z którego z kolei zakpił, niestety, prymitywnie. Nie było w tym projekcie ani pomysłu na akcję, ani zamierzenia formalnego. Przykro, bo wygląda na to, że zlekceważył sprawę. I zarazem szkoda, bo tę współpracę chciały współfinansować różne fundacje holenderskie. Oczywiście Grunberg się obraził. Chce ten tekst wydać teraz w Holandii z naszą wymianą listów.

Ile będzie kosztował festiwal? Czy są pieniądze?

- Cały festiwal ma kosztować nieco ponad cztery miliony. Do tej sumy brakuje niewiele. Z oficjalnych źródeł, czyli od prezydenta miasta, urzędu marszałkowskiego oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, dostaliśmy w sumie 3 mln 150 tys. zł. Kolejne, prawie 900 tysięcy, uzbieraliśmy z innych źródeł. Współpracujemy z państwowymi instytutami tych krajów, których artystów zapraszamy i które mają za zadanie wspieranie własnych teatrów za granicą. Oni zazwyczaj współfinansują przyjazd tych teatrów do Polski. To poważna oszczędność w naszym budżecie. Mamy w sumie już około czterech milionów.

* * *

Krystyna Meissner

Reżyser teatralny, kierowała teatrami w Zielonej Górze, Toruniu, Krakowie, pracowała w Teatrze Telewizji i w teatrach warszawskich, laureatka Paszportu Polityki. Pomysłodawczyni i organizatorka festiwali teatralnych "Kontakt" w Toruniu i "Dialog-Wrocław". Od 1999 roku dyrektor Wrocławskiego Teatru Współczesnego.

* * *

Wrocławski Teatr Współczesny

Powstał w 1947 roku jako scena dramatyczna przy prywatnym Teatrze Lalki i Aktora. Scenę najpierw przekształcono w Teatr Młodego Widza, a w roku 1957 w Teatr Rozmaitości. Jako WTW scena przy Rzeźniczej funkcjonuje od czasu dyrekcji Andrzeja Witkowskiego. Na historię sceny składają się przedstawienia Witkowskiego, Jarockiego, Kajzara, Brauna, Cieplaka, Miśkiewicza i Klaty oraz inscenizacje dramatów m.in. Tymoteusza Karpowicza i Tadeusza Różewicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji