Artykuły

Chór przez mur

Polsko-niemieckie kompleksy teatrem skutecznie leczone.

Najpierw na scenie stoi mur. Z pustaków, ale może przypo­minać ten prawdziwy, który dzielił. A potem mur zostaje zburzony. Rozjeżdża go wrak samochodu. Je­den z tych, które odtąd sznurecz­kiem będą jechały z niemieckich złomowisk przez wyrwę w murze do warsztatów i na giełdy biednego kraju na wschodzie. A niektóre, te w idealnym stanie, pojadą nie ze złomowisk, tylko z eleganckich par­kingów, z których wyprowadzą je przedsiębiorczy mężczyźni znający parę niemieckich słów. "Jedź na urlop do Polski, twój samochód już tam jest" - głosił ponoć slogan re­klamowy któregoś z biur podróży na zachód od Odry i Nysy.

Czyż to nie piękny początek spektaklu o polsko-niemieckich i niemiecko-polskich stereotypach?

Andrzeja Stasiuka zainspirowało autentyczne wydarzenie: niemiecki jubiler obudzony alarmem wycią­gnął broń i zastrzelił jednego z ra­busiów. Przeżył jednak zbytni szok i serce nie wytrzymało. Za chwilę będą mu przeszczepiać pompę z piersi... zastrzelonego polskiego złodzieja. Cóż za upiorna perspek­tywa dla przyzwoitego mieszczani­na! Nie ma się co dziwić, że podry­wa się z mar: niech serce będzie an­gielskie, holenderskie, włoskie nawet, ale nie ze wschodniej bar­barii! Wspaniale Peter Siegenthaler gra wybuch martwego, acz dotknietego do żywego porządnisia. A z dru­giej strony nasz rodak - dawca roz­dwojony na ciało (Oskar Hamerski) i duszę (Roma Gąsiorowska) - także skarży się na los. Czy zrobił co złego? No dobrze, kradł, ale ci tu i tak mają za dużo... No i mu­szą pokutować za stare i nowe grzechy. A w ogóle tylko do tego się, nudziarze, nadają, żeby ich okradać. Ponętnie rozmizdrzona dusza mityguje szczere ciało bez większego przekonania.

Trudno "Noc" uznać za dramat.: To raczej paradne oratorium chóralnych lamentacji, patetycznych arii i komicznych ansambli. Wielogłos o narodach przedzielonych histo­rią, murem i uprzedzeniami, które spotkać się mogą na gruncie... wzajemnych wad. Takie hybrydy gatunkowe doskonale czuje Miko­łaj Grabowski, najprostszymi te­atralnymi środkami ożywiający tę międzynarodową epopeję. Miesza polszczyznę i niemczyznę, podsu­wa obydwu nacjom lustro pozornie przyjazne i swojskie - to, którego używał w obu wersjach "Opisu obyczajów". I śmieje się ścichapęk, gdy złączonych przeszczepem męż­czyzn godzi wspólna pasja do no­wych i starych samolotów, które "gdy pikowały, to jakby Wagner brzmiał". A gdzież to one pikowa­ły i po co?

Przedstawienie powstało w Dusseldorfer Schauspielhaus, którego to teatru szefowa, Polka Anna Ba-Badora, zamówiła tekst u Stasiuka, ściągnęła Grabowskiego i pomie­szała aktorów ze Starego Teatru ze swoimi. Teraz ma być grane trochę w Nadrenii, trochę w Małopolsce. Obu punktom Europy przyda się sąsiedzkie odśmianie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji