Artykuły

Podsumowanie Festiwalu Szekspirowskiego

XI Festiwal Szekspirowski w Gdańsku. Piszą Mirosław Baran i Agata Kirol w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Poziom tegorocznego, jedenastego już z kolei Międzynarodowego Festiwalu Szekspirowskiego uratował "pojedynek" na "Króla Leara" dwóch uznanych zagranicznych reżyserów.

Król Lear w reżyserii Lwa Dodina

Na Festiwal Szekspirowski zawsze czeka się z utęsknieniem, z zadowoleniem słucha się zapowiedzi już pół roku wcześniej i przeważnie, niestety, oczekiwania mijają się ze stanem faktycznym. Niespodzianki na festiwalach zdarzają się rzadko i to można by uznać za zaletę tego rodzaju imprez. A jednak trochę żal, że trudno o nie na Festiwalu Szekspirowskim. Może jedyną szansą na dobry zestaw przedstawień w repertuarze byłaby dłuższa pauza pomiędzy edycjami Festiwalu, przydałby się olimpijski czas na powstanie kilku godnych zaprezentowania inscenizacji. Nie pojawiłby się wówczas kłopot z selekcją spektakli, nie trzeba by starać się o koniecznie sławne nazwiska, które nie zawsze muszą sygnować wysoką jakość przedstawienia.

Ciulli najlepszy po raz drugi

XI edycja Festiwalu szczycić się będzie udziałem w niej Roberto Ciulliego.

Reżyser po raz drugi w historii imprezy udowodnił siłę swojego teatru. Jego "Król Lear" [na zdjęciu], podobnie jak wystawiany już w Trójmieście "Kupiec wenecki" czy "Tytus Andronikus", okazał się spektaklem wyrazistym, z jaskrawą interpretacją. Od pierwszych minut było wiadomo, że żadna ze scen nie powstała na darmo, że każda postać ma coś do powiedzenia. Jego Lear jest cynikiem, nie wierzy w jakąkolwiek zmianę, tak samo jak on, będą cierpieli i następni. Wielokrotność wydarzeń, które już nastąpiły i będą się powtarzać, zapowiada zastosowany magnetofon szpulowy i prezentowane za jego pomocą najważniejsze i najtrudniejsze kwestie tragedii. W inscenizacji Ciullego nie tylko nie ma miłości i współodczuwania z innymi, to wizja chorych, niewidomych ludzi. Ważna jest postać Kordelii-błazna (Simone Thoma), która jakby spoza akcji przygląda się i ocenia bohaterów, ale jednocześnie stale im towarzyszy. "Król Lear" w reżyserii Roberto Ciulliego to dotkliwa diagnoza współczesności, o tym, że trudno dziś o prawdziwe emocje i szczerość w relacjach międzyludzkich.

Zupełnie inną wizję "Króla Leara" zaproponował Lew Dodin, największa gwiazda reżyserska tegorocznego festiwalu. Na scenie stworzył świat, w którym każdy nieprzemyślany czyn, każde rzucone w chwili gniewu słowo wraca do człowieka niczym bumerang. Spektakl swoją konstrukcją przypomina mowę prokuratora, udowadniającego winę Leara. U Dodina to właśnie stary władca jest sprawcą wszystkich nieszczęść (w spektaklu pominięte zostały miedzy innymi morderstwa Goneryli). Całość rozgrywana jest przede wszystkim w czerni i bieli, na tle mocno umownych dekoracji (ceglanych murów "podtrzymywanych" drewnianymi rusztowaniami). Widowisko przygotowane jest z ogromną precyzją, nie ma w nim miejsca na odrobinę nawet przypadku. Jednak nie jest doskonałe: brakuje mu zdecydowanie zmian rytmu, w pierwszej połowie (trwającej dwie godziny) irytuje gra w jednostajnym tempie; w spektaklu obok scen ciekawych pojawiają się efekciarskie niewypały (jak "wyśniony" taniec króla z córkami). W umownym pojedynku na "Króla Leara" niekwestionowanym zwycięzcą jest Roberto Ciulli.

Dobre, bo polskie

Trzecia sława reżyserska tegorocznego festiwalu, Gruzin Robert Sturua, przywiózł do Trójmiasta swojego "Hamleta". Widowisko kipi wręcz od mieszaniny stylów i konwencji, scena pełna jest - często zupełnie wcale nie ogranych - gadżetów. Brzmi ciekawie? Jednak nie widać w tym chaosie cienia myśli przewodniej, prócz może odwołań do teatru groteski. Hamlet o wiele bardziej zaangażowany jest w walkę z konwencją - rolami żałobnika, księcia, syna czy mściciela, w które został wtłoczony (czyli Gombrowiczowską "gębą") - niż ze stryjem, mordercą króla. Większość aktorów gra z kabaretową przesadą (jest to świadomy wybór twórców, podkreślony wywodem Hamleta skierowanym do trupy aktorskiej), zabici bohaterowie opuszczają scenę o własnych siłach podskakując przy tym, niektóre kwestie postaci podbijane są sekundowym podkładem muzycznym, znanym choćby z filmowych komedii. Do tego trzeba dodać korzystanie przez reżysera z chwytów scenicznych nowatorskich może kilkadziesiąt lat temu. Efekt? Ciężki do strawienia...

Jeszcze mniej zaproponowali Amerykanie z Aquila Theatre Company. Ich adaptacja "Romea i Julii" opiera się na ciekawym chwycie: szóstka aktorów przez rozpoczęciem spektaklu prosi widzów o wylosowanie roli dla siebie - w ten sposób zostają często zmuszeni do zagrania na scenie postaci innej płci lub o innym wyglądzie. Sam pomysł bawił jednak przez pierwsze minuty spektaklu, a widowisko zagrane było w tradycyjny, trudny dziś do zniesienia sposób.

Bardzo dobrze, w porównaniu z produkcją gruzińską czy amerykańską, wypadła "Miarka za miarkę" Teatru Powszechnego z Warszawy w reżyserii Anny Augustynowicz, czyli zdobywca Złotego Yorica dla najlepszej polskiej adaptacji Szekspira minionego sezonu. Reżyser wciąga widzów w środek przedstawienia. I to dosłownie: aktorzy we współczesnych strojach siedzą pomiędzy publicznością, kwestie wypowiadają ze swoich miejsc lub wychodząc na scenę. Widowisko wpada jednak w pułapkę przyjętej przez reżyser konwencji, brakuje mu "teatralności" i przemyślanego ruchu scenicznego. Aktorzy - skądinąd bardzo dobrzy - pozbawieni kostiumów i rekwizytów nie do końca wiedzą, co ze sobą zrobić. Widać to szczególnie w pierwszej części spektaklu, kiedy wychodzą na scenę i po prostu recytują swoje role. Wybór Augustynowicz broni jednak sam tekst, świetnie opracowany i skrócony, stanowiący niezwykle celny komentarz do naszej rzeczywistości. Pada w nim seria pytań. Gdzie się kończy prawo, a zaczyna etyka? Czy władza może decydować o kryteriach moralności? Czy istnieje granica pomiędzy prawem jako pojęciem, a osobą je egzekwującą? Trudno warszawską "Miarkę za miarkę" czytać inaczej, niż jako zgryźliwy (bo celny) komentarz do rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Trójmiejskie odsłony Szekspira

Trzy trójmiejskie przedstawienia różniły się i rodzajem teatru, i wizją sceniczną dramatów Szekspira. Reżyser Zbigniew Brzoza miał zamiar przekazać skomplikowaną interpretację przypadkowego spotkania po latach dwóch par bliźniaków. W jego inscenizacji "Komedii omyłek" szukało się oparcia dla idei przekształcenia komedii w dramat psychologiczny. Niestety, nie łatwo ukazuje się w teatrze komediowym poważne i refleksyjne sceny. Obok kilku momentów, sprzyjających ukazaniu złożoności ludzkiej osobowości, pomimo wydłużonej rodem z teatru absurdu groteskowej sceny kabaretu w domu Emilii, czy niepokojącej muzyki autorstwa Jacka Grudnia spektakl okazał się tylko komedią.

Postać matki Hamleta, stała się główna bohaterka sztuki Ewy Ignaczak, reżyserki Teatru Stajnia Pegaza. W "Gertrudzie" zagrali Justyna Kulczycka i Grzegorz Sierzputowski i z powodzeniem poradzili sobie z trudnym tekstem. Ignaczak opowiedziała o kobiecie i jej dojrzewaniu od zmysłowej, szalonej Ofelii do doświadczonej matki i żony. Sztuka inspirowana tragedią Szekspira stworzyła interesujący dramat o kobiecej psychologii. "Kiss me Kate" Cole'a Portera w reżyserii Macieja Korwina operuje znanymi, konwencjonalnymi środkami musicalu. Kilka scen bawi, jednak nic nie przełamuje konwencji, a to duża szkoda dla spektaklu.

Właściwie czwartą siostrą trójmiejskich inscenizacji trzeba nazwać po warsztatowe przedstawienie "Snu nocy letniej", przygotowane przez młodych zdolnych gdańszczan z Dolnego Miasta, aktorów Teatru Wybrzeżak, i angielskich studentów pod opieką Gian Carlo Rossi Lucy Richardson, wykładowców londyńskiego Metropolitan University. "Sen nocy letniej" w przestrzeni gdańskiej Królewskiej Fabryki Karabinów z dużą energią zagrał angielsko-polskojęzyczny zespół. Całość okazała się nieźle skrojonym z mniej lub bardziej interesujących, zabawnych etiud aktorskich, czasem również tanecznych (hip-hopowy taniec Puka).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji