Pobyt w czyśćcu
Na scenie stanęła dwupiętrowa kamienica To właśnie ona jest bohaterem najnowszej sztuki Andrzeja Saramonowicza. Od dawna oczekiwana prapremiera "2 Maja" w reżyserii Agnieszki Glińskiej już w najbliższą sobotę w Teatrze Narodowym.
Andrzej Saramonowicz, autor scenariuszy głośnych komedii "Pół serio" i "Ciało" (był też współreżyserem tego filmu), wreszcie autor teatralnego hitu "Testosteron", debiutuje w tym szacownym miejscu.
Prapremiera "2 Maja" to również pewien przełom dla Teatru Narodowego. Na dużej scenie im. Bogusławskiego, na której królują sztuki Wyspiańskiego i Moliera, Różewicza i Szekspira, pojawia się utwór nowego, obiecującego autora. Jan Englert, dyrektor artystyczny Narodowego i dobry duch tego przedstawienia, nie wahał się ani przez chwilę, tłumacząc, że to sztuka, która łamie schematy, zrywa z przyzwyczajeniami i na pewno nie zostanie niezauważona przez widzów.
Dorota Wyżyńska: Sztuka "2 Maja" powstała na podstawie scenariusza filmowego.
Andrzej Saramonowicz: Z kolei scenariusz powstał na zamówienie Andrzeja Wajdy. Do pisania przystępowałem wiosną 2001 roku. Akcja - zgodnie z sugestiami reżysera - miała się rozgrywać w dziesięciopiętrowym wieżowcu, który się rozpada. Ustaliliśmy, że opowiadanie będzie mieć strukturę mozaikową, jak np. "Na skróty" Altmana, i że bohaterem stanie się dom, a nie konkretni jego mieszkańcy. Niestety, miesiąc po tym, jak skończyłem pisać scenariusz, runęły wieże w Nowym Jorku. I Wajda zaczął się wahać. Uznał wkrótce, że po tym wszystkim nie należy opowiadać o rozpadających się domach. Kiedy wiosną 2003 roku zanosiłem scenariusz Agnieszce Glińskiej i dyrektorowi Janowi Englertowi, Wajda definitywnie nie chciał robić tej historii. Lecz po paru miesiącach ponownie zapragnął wrócić do tego pomysłu. W listopadzie 2003 roku napisałem więc kolejną wersję scenariusza. Czy powstanie film? Ciągle mam nadzieję.
A jednak bohaterem Pana sztuki nie jest dziesięciopiętrowy wieżowiec, ale stara kamienica. Co znaczy ta zmiana?
Pierwszy powód jest prozaiczny: względy techniczne - nie da się w teatrze pomieścić wieżowca. Drugi jest jednak ważniejszy: już kiedy pracowałem nad scenariuszem, wydało mi się, że znacznie ważniejsze od zajmowania się historią przemiany PRL w III RP - co najbardziej ciekawiło Andrzeja Wajdę - będzie opisanie kryzysu III Rzeczypospolitej aż do jej hipotetycznego upadku. I tak jak 10-piętrowy wieżowiec był dla Wajdy metaforą PRL, dla mnie synonimem Polski stała się kamienica z 1918 roku. Mieszkańcy tej kamienicy to przekrój społeczeństwa. A ci, do których jest Pan przywiązany szczególnie, to...
- Starałem się sprawiedliwie rozdzielać swoje urazy i sympatie. Ale np. z Karolem Wojnickim - dawnym członkiem opozycji demokratycznej, dziennikarzem i fotografem - czuję się bardziej związany niż z dozorcą Kajetanem Gołębiem, który był funkcjonariuszem tajnych służb. Jednocześnie miałem duży kłopot z tym Wojnickim. Chciałem, by był człowiekiem z krwi i kości, a nie tylko postacią z plakatu politycznego. A jednak często się łapię na tym, że Gołąb ma w sobie więcej życia niż Wojnicki, nawet jego motywacje i wybory - choć są mi obce - mogą wydać się bardziej prawdopodobne. Bliski mi jest też Konrad Stefaniak. To szczególna postać - inwalida na wózku, uwięziony w swojej fizyczności. Wybuch kamienicy dla jednych jest tragedią, dla innych wyzwoleniem. Dla niego jest bez znaczenia. W scenariuszu filmowym Stefaniak leżał bezradny pod zsypem na śmieci. Nie krzyczał, nie rozpaczał - bo w swoim małym mieszkanku był tak samo uwięziony jak pod śmietnikiem, gdzie leżał przywalony kawałkiem żelbetu.
2 maja to dzień między 1 a 3 maja. To - jak zapowiada premierę Teatr Narodowy - symbol rozdarcia Polski, rozdarcia polskiej historii i biografii Polaków. Co dla Pana znaczy ten dzień?
Wydaje mi się, że ten dzień jest naszym narodowym czyśćcem. Że właśnie w tym dniu znajduje się obecnie Polska. Wyszła już z 1 Maja, ale nie dotarła jeszcze do 3. Jedną nogą jesteśmy w starym świecie, uwikłani w PRL-owskie układy, a drugą - w świecie, o którym marzymy - sprawiedliwym, doskonałym. Jak długo potrwa pobyt w czyśćcu? Jak wiadomo, zależy to od ciężaru grzechów i od zaangażowania w pokutowaniu. Może my tej pokuty nie potrafimy odbyć i dlatego wciąż tkwimy w tym samym miejscu?
W tym roku maj kojarzy się z wejściem do Unii Europejskiej. Czy Pana bohaterowie są na to przygotowani?
- Moi bohaterowie nie rozmawiają o tym. Tak jak - mam wrażenie - nie mówią o tym bohaterowie życia codziennego. W sztuce hasło "Unia Europejska" pojawia się właściwie tylko raz: kiedy prezydent miasta - dokonując kalkulacji politycznych - obiecuje odbudowę domu za pieniądze Unii.
Kiedy w 2001 roku pisałem scenariusz filmu, wejście do Unii było czysto hipotetyczne. Ten kontekst pojawił się całkiem niedawno, na co zresztą zwrócił mi uwagę dopiero Jan Englert. Zastanawialiśmy się, czy zbieżność tytułu sztuki z datą przystąpienia Polski do Unii trzeba eksponować. Uznaliśmy jednak, że nie ma takiej potrzeby.
Na scenie stoi już kamienica.
Jest wspaniała, gigantyczna. Z klatką schodową, z windą. Aktorzy mówią, że siedząc na drugim piętrze, czują lekki niepokój. Nie dziwię się. Ja - siedząc na dole - odczuwam ogromny.