Artykuły

Producenci śmiechu

Największym wakacyjnym hitem teatralnym stolicy jest trwający właśnie festiwal Komedie Lata. Co roku wraca z tej okazji pytanie o stan polskiej komedii. Dzięki młodemu pokoleniu reżyserów i dramaturgów nie ma już z nią tragedii - pisze Paweł Sztarbowski w Newsweeku Polska.

Dobry komediopisarz to inżynier, który tworzy maszynki do produkcji śmiechu. Dzięki temu może powiedzieć coś ważnego o świecie. Taka jest tradycja tego gatunku od czasów jego pioniera Arystofanesa, który do swoich sztuk, pełnych dosadnego dowcipu, wprowadzał wątki polityczne i społeczne, narażając się rządzącym Atenami 2,5 tysiąca lat temu. Do dziś komedie starożytnego autora są z sukcesami grane na światowych scenach i uważane za wzór zarówno jeśli chodzi o sposób podania poważnej tematyki, jak i precyzyjną, matematyczną wręcz konstrukcję. Takie budowle potrafili też wznosić autorzy znad Wisły. W Polsce gatunek ma bogatą i różnorodną tradycję, by wymienić tylko nazwiska Aleksandra Fredry, Michała Bałuckiego czy Sławomira Mrożka. Ale ostatnie dwudziestolecie było dla komedii a la Polonaise zabójcze. Wydawało się, że na zawsze już będziemy skazani na anglosaskie farsy, w których wystawianiu mistrzostwo osiągnął warszawski teatr Kwadrat. Tymczasem w ostatnich miesiącach w teatrze stało się to, co kilka lat temu na rynku literatury popularnej, gdzie dziś królują Katarzyna Grochola i Janusz L. Wiśniewski. Pojawili się nowi autorzy i teatry zainteresowane sztukami pokazującymi współczesnych Polaków. I sądząc po frekwencji, takie właśnie są oczekiwania publiczności. Czyżby zadziałał efekt "Testosteronu"?

Mowa o teatralnym superbestsellerze Andrzeja Saramonowicza, który w wykonaniu stołecznej Montowni zobaczyło na scenie ponad sto tysięcy widzów (ekranizację obejrzało już w kinach ponad 1,6 mln widzów).

Po sukcesie "Testosteronu" przyszedł czas na odpowiedź kobiet. W prowadzonym przez Tadeusza Słobodzianka Laboratorium Dramatu pojawiły się komedie społeczne - "Agata szuka pracy" Dany Łukasińskiej i "Tiramisu" Joanny Owsianko, które w ciekawy sposób połączyły dobrą rozrywkę ze społeczną tematyką. Polska rzeczywistość przedstawiana jest w nich z przymrużeniem oka. Tytułowa Agata bierze np. udział w kursie katolickich sekretarek w moherowych beretach albo trafia na Feministyczny Mityng Świadomej Waginy.

Również z Laboratorium Dramatu wywodzi się Małgorzata Sikorska-Miszczuk, która wydaje się dziś najbardziej obiecującą polską komediopisarką, celującą w czarnym humorze, W jej "Szajbie" wyreżyserowanej przez Annę Trojanowską terroryści z Kujaw napadają na Polskę, ponieważ chcą niepodległości. W sztuce pojawia się profesor Bralczyk, bez którego "mówiłoby się po polsku bez pojęcia" Wielkie Kujawy ogłaszają się strefą autonomiczną i budują przejście graniczne z Hondurasem ze środków UE, a Osama bin Laden stoi pod bankiem i prosi o limuzynę. Sikorska-Miszczuk z wdziękiem łamie zasady prawdopodobieństwa zdarzeń i łączy wisielczy humor z zabawami słownymi.

Odrodzenia polskiej komedii nie byłoby bez Saramonowicza i jego "Testosteronu" ale grunt pod takie sztuki przygotował Marek Rębacz, twórca Polskiej Sceny Komediowej i autor odnoszący wielkie sukcesy. Telewizyjnym hitem była jego czarna komedia "Ciemno", zrealizowana przez Janusza Majewskiego. Sztuka "Dwie morgi utrapienia" w reżyserii Jana Kobuszewskiego od 10 lat ma zawsze komplet na widowni w teatrze Kwadrat (przeniesiona na ekran jako "Zróbmy sobie wnuka"). Grana za oceanem dla polonijnej widowni przez kilka lat ściągała dwa tysiące widzów na jeden spektakl. - To jest historia o tym, że mądry chłop potrafi przezwyciężyć wszelkie trudności - twierdzi Jan Kobuszewski, nazywając sztukę "Placówką" na wesoło.

Gdy teatr Kwadrat nie zainteresował się kolejną sztuką Rębacza, ten postanowił sam wyprodukować spektakl "Egzekutor". Tak w 1999 roku powstał Teatr Niepoprawny, jedna z pierwszych prywatnych inicjatyw teatralnych w Polsce. Największym jego sukcesem było przedstawienie "Atrakcyjny pozna panią". Rębacz pokazuje w kolejnych sztukach Polskę B. Tak jakby dopisywał współczesne odcinki "Samych swoich".

- To jest nasza komediowa specyfika. Lubimy się śmiać ze wsi zapyziałej, przaśnej i zgrzebnej - mówi. W ostatniej sztuce - "Madejowym podwórku" - Rębacz pokazał wioskę podzieloną rzeką Ciemięgą na zwolenników PZPR z jednej strony i słuchaczy Radia Maryja z drugiej.

Poważnych treści w komediowym opakowaniu szukają dziś zarówno dyrektorzy teatrów, jak i twórcy. - Nadchodzi czas komedii - przekonuje jeden z najzdolniejszych reżyserów młodego pokolenia Michał Zadara. - Trzeba znajdować nowe, lekkie, komunikatywne formy dla ważnych tematów. Po modzie na introwertyczny i nieco hermetyczny teatr w stylu Krzysztofa Warlikowskiego młodsi chcą docierać nie tylko do garstki inteligentów zainteresowanych poszukiwaniami formalnymi, ale także do szerokiej publiczności. Zadarze udało się to w autorskim spektaklu "Na gorąco" w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, gdzie między salwami śmiechu mówi się o feminizmie, tragedii w Jedwabnem i pogromie kieleckim.

Podobną strategię stosuje dramaturg Paweł Demirski. W farsie "Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł, czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie sztachety zostały zużyte" wyreżyserowanej przez Monikę Strzępkę w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu [na zdjęciu scena ze spektaklu], oglądamy slapstickowe gagi w wykonaniu narodowych upiorów rodem z "Wesela". Demirski pracuje nad kolejną komedią, "Śmierć podatnika" dla Teatru Polskiego we Wrocławiu.

Z polską komedią nie ma już tragedii. To dobrze wróży przyszłości naszych scen. Na sztuki rozrywkowe często przychodzą widzowie przypadkowi. Chcą się zabawić i zobaczyć z bliska aktorów znanych z telewizji. Jeśli komediowa maszyneria zadziała jak należy, część z nich wraca do teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji