Artykuły

Przemiany to moja specjalność

- Wolę zagrać małą rólkę w intrygującej rzeczy niż największą w grafomańsłam tekście. Ważne, kto reżyseruje i jak chce poprowadzić spektakl i moją postać - mówi GABRIELA MUSKAŁA z łódzkiego Teatru Jaracza.

Najsłynniejszy obok awiniońskiego festiwal teatralny w Edynburgu rusza 2 sierpnia. Spektakl "Podróż do Buenos Aires" zaprezentuje w Szkocji Gabriela Muskała z łódzkiego Teatru Jaracza.

"Podróż do Buenos Aires" napisała pani z siostrą Moniką. Teraz pokaże go pani w Edynburgu.

GabrielaMuskała: Bardzo się cieszę. Niedawno na specjalnym pokazie byli szkoccy recenzenci. Podobało im się, zadawali pytania o genezę spektaklu. Miałam tylko trzy tygodnie na przygotowania. Tekst trzeba było skrócić do godziny, musieliśmy też przystosować spektakl do nowych warunków. W ciągu miesiąca zagram 24 przedstawienia w loży masońskiej. Zobaczymy, jak zabrzmią tam nawoływania mojej bohaterki do Boga (śmiech).

W jakim języku pani zagra?

- Proponowano, żebym grała po angielsku. Nie chciałam się na to zgodzić - jako współautorka tekstu i jako aktorka. Wszędzie na festiwalach aktorzy grają w ojczystych jązykach, co jest dodatkowym walorem. Przetłumaczony tekst można przeczytać na prompterze albo usłyszeć w słuchawkach. Znalazłyśmy z siostrą kompromis. Walerka uczy się angielskiego, bo chce wyjechać do synów do Kanady. Listy, które do nich pisze będą po angielsku.

"Podróż do Buenos Aires" to historia kobiety, która traci pamięć i tożsamość. Prototypem bohaterki była pani babcia.

- Pisząc, czerpiemy z siostrą z obserwacji ludzi, bliskich i tych przypadkowo spotkanych. Rzeczywiście, prototypem Walerki jest nasza babcia chora na alzheimera, z którą w dzieciństwie przez wiele lat mieszkałyśmy. Już wtedy fascynował nas jej język i dziwny świat, w jakim żyła. Czułyśmy, że to doskonały materiał na sztukę, powieść czy film. Pamiętam, jak siadałam pod stołem, żeby mnie nie widziała i zapisywałam jej monologi. Niesamowite było w nich połączenie patosu z fizjologią, absurdu z wzniosłością. Po wielu latach wróciłyśmy do tematu. Podpatrzeni ludzie występują również w naszej drugiej sztuce "Daily Soup".

Historia jest smutna, a jednak publiczność w niektórych momentach się śmieje.

- Takie było założenie. To tragikomedia egzystencjalna. To, co najbardziej tragiczne, bywa często śmieszne. Ludzie, zwłaszcza młodzi, reagują żywiołowo w pierwszej części przedstawienia, kiedy jeszcze nie ma zapowiedzi smutnego końca. Przez ostatnie 20 minut na widowni panuje grobowa cisza. Niektórzy płaczą.

Pisząc rolę Walerii, myślała pani o sobie?

- Od dawna myślałyśmy z siostrą o napisaniu sztuki. Parę lat temu zostałyśmy zmobilizowane zamówieniem na monodram dla mnie od dyrektora Teatru Jaracza w Lodzi Waldemara Zawodzińskiego. Mimo że nie przewidywałam zagrania takiej postaci wcześniej niż za 40 lat (śmiech), wyzwanie było kuszące. Jako Walerka nie próbuję przeskoczyć swojego wieku. Nie domalowuję zmarszczek ani nie zakładam siwej peruki. Dzięki temu historia nabiera bardziej uniwersalnego charakteru.

"Podróż...", "Daily Soup", a teraz piszecie dramat "Zjazd". Czy nie ulega pani pokusie tworzenia ról dla samej siebie?

- Tak było tylko przy "Podróży do Buenos Aires". Jako aktorka nie narzekam na brak pracy. Spełniam się zawodowo, a pisanie jest dla mnie nową formą artystycznej wypowiedzi. Pracując nad postaciami w "Daily Soup", w ogóle nie myślałam o sobie. W "Zjeździe" też nie ma roli dla mnie.

Więc nie planuje pani porzucić aktorstwa dla pisania?

- Broń Boże. Po prostu aktorstwo przestało być już jedyną formą moich poszukiwań, jedyną pasją. Wolę zagrać małą rólkę w intrygującej rzeczy niż największą w grafomańsłam tekście. Ważne, kto reżyseruje i jak chce poprowadzić spektakl i moją postać.

Dla reżyserów pewnie najbardziej liczy się pani niesamowita zdolność do transformacji...

- Nie interesuje mnie poczucie bezpieczeństwa w jednej formie, w jednym, sprawdzonym typie ról. Chcę dotykać różnych przestrzeni. Już kilka razy wyrywałam się z grożących mi szufladek. Zaczynałam rolami ekscentrycznych dziewczynek z warkoczykami. Później były kobiety neurotyczne, rozchwiane emocjonalnie. Następnie tzw. matki z dziećmi. Parę lat temu w podobnym czasie dostałam dwie propozycje: nastolatki i kobiety dwa razy starszej ode mnie. Cieszę się, że reżyserzy tak mnie obsadzają. Myślę, że w moich przemianach pomaga mi też uniwersalna powierzchowność, dzięki której mogę być i kasjerką w hipermarkecie, i punkową, i damą.

Jest pani również aktorką filmową. Film czy teatr jest stanowi większe wyzwanie?

- To zależy od materiału. Można pomyśleć, że tylko teatr daje szansę na stworzenie czegoś naprawdę prawdziwego, bo podczas kilku miesięcy prób gubimy fałsze docieramy do prawdy. W szybkiej filmowej pracy wydaje się to niemożliwe. Ale to nieprawda. Kamera filmowa wymaga gotowości emocjonalnej, prawdy tu i teraz. Wychwytuje i obnaża każdy fałsz. W bliskich planach mrugnięcie okiem jest jak łopot skrzydeł ptaka. Technika schodzi na dalszy plan. Najważniejsza jest wiarygodność emocji.

***

PołucywEdynburgu

Polskie akcenty na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Fringe (organizowanym od 1947 roku) to już tradycja. Swoje dzieła prezentowali tu m.in. Tadeusz Kantor, Jerzy Grotowski, Andrzej Wajda czy Krystian Lupa. Główną nagrodę Fringe First - jedną z najbardziej prestiżowych na świecie, zdobyły Biuro Podróży, Wierszalin, Provisorium, poznański Teatr Nowy oraz Pieśń Kozła.

W tym roku wystąpią Karbido ze sztuką audio "Stolik", Teatr Biuro Podróży ze spektaklem plenerowym "Kim jest ten człowiek we krwi" oraz Pieśń Kozła z "Lacrimosą". Po raz pierwszy w festiwalu weźmie udział łódzki Teatr Jaracza ze spektaklem "Podróż do Buenos Aires". Spektakl będzie grany od 2 do 27 sierpnia codziennie (oprócz śród) o godzinie 19 w Assembly Universal Arts, MajesticTheatre.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji