Artykuły

Postmodernistyczny worek bez dna

"Ça ira" w reż. Janusza Józefowicza na terenie Targów Poznańskich. Pisze Teresa Dorożała-Brodniewicz w Opcjach.

Czy jeśli lider słynnego zespołu rockowego Roger Waters napisał operę, to jest to wydarzenie artystyczne? I czy warto wybrać się na nią do Poznania? Moja odpowiedź nie będzie jednoznaczna.

"Ca Ira" ma ciekawą historię. Od pierwszych pomysłów do ostatecznego sfinalizowania całego przedsięwzięcia minęło kilkanaście lat. W roku 1988 kompozytor Pink Floyd zapoznał się z librettem autorstwa Etienne'a i Nadine Roda-Gil. Zamierzał wystawić operę w rocznicę rewolucji francuskiej (w roku następnym), ale planu nie udało się zrealizować. Ponownie do pracy nad "Ca Ira" powrócił dopiero w roku 1995, by muzykę do libretta tworzyć przez następnych dziesięć lat. Planowana na wrzesień 2002 roku premiera, która miała się odbyć na paryskim Placu Zwycięstwa, także nie doczekała się realizacji. Koncertowej wersji tej kompozycji można było posłuchać dopiero w listopadzie 2005 roku w Rzymie, po czym ukazała się płyta z jej nagraniem. Wreszcie "Ca Ira" - jako plenerowe widowisko teatralne - miało swoją światową prapremierę w sierpniu 2006 roku w Poznaniu. Dzięki bezpośredniej transmisji telewizyjnej mogła w niej uczestniczyć cała Polska. Spektakl wieńczył uroczystości związane z obchodami 50. rocznicy Poznańskiego Czerwca. Od grudnia 2006 roku opera Watersa w wersji scenicznej wystawiana jest w Teatrze Wielkim im. Moniuszki.

Warstwa fabularna "Ca ira" (z francuskiego: powiedzie się, będzie dobrze, uda się) nawiązuje do wydarzeń Wielkiej Rewolucji Francuskiej oraz innych epizodów z dziejów Francji i świata, naznaczonych walką o wolność, równość i braterstwo. Trudno tu wszakże mówić o wyraźnej akcji: spektakl przenosi widza w coraz to inne czasy i ukazuje odmienne uwarunkowania historyczne, społeczne i kulturowe. Kolejne fazy trzyaktowego przedstawienia są bardziej ruchomymi obrazami niż przekazem historycznym. W programie opery (za librettem) podano tytuły poszczególnych scen: Ogród wiedeński w 1765 roku, Królowie, kije i ptaki, Ludzkie krzywdy, Francja w rozkładzie, Taniec i marsz, List, Srebro, cukier i wino, Edykt papieski, Zbiegły król, Komuna paryska, Egzekucja Ludwika Kapetynga, Maria Antonina - ostatnia noc na ziemi, Wyzwolenie. Mnogość pomysłów scenicznych utrudnia jednak widzom zrozumienie niektórych sekwencji.

Inscenizacja opery Watersa, wyreżyserowana przez Janusza Józefowicza (reżyser jest także autorem choreografii do spektaklu), wzbogacona dekoracjami Andrzeja Worońca i kostiumami Marii Balcerek, to przede wszystkim jednorazowa megaprezentacja plenerowa, adresowana do kilkutysięcznej widowni zgromadzonej na terenach Międzynarodowych Targów Poznańskich. Stąd koturnowość postaci, niemal zupełnie pozbawionych osobowości i uczuć, hieratyczne, spowolnione ruchy ludzi-marionetek, a także "obudowywanie" kolejnych obrazów efekciarskimi zabiegami, które dobrze kadrują się na ekranie telewizora. Postawiono na przepych i detal. Kaskady sztucznych ogni, fruwające na wysięgnikach postacie, popisy cyrkowców, gołe biusty, żywe konie, liliowy fiat 125 p przekształcony w królewską karocę - to tylko przykłady niewyczerpanej, jak się zdaje, potencji twórczej realizatorów tego spektaklu. Teatralny miszmasz intensyfikują dodatkowo natrętne, niemal stale obecne obrazy filmowe (np. sceny z rewolucji październikowej, przemawiający Stalin, hitlerowska defilada, Bierut na trybunie), które mają akcentować fundamentalne i uniwersalne prawdy oraz idee, a tymczasem niepotrzebnie stawiają "kropkę na i", obrażając inteligencję i wrażliwość widzów. Nadmiar multimedialnych atrakcji uniemożliwia refleksję na temat moralności, tolerancji, dobra czy respektowania ludzkich dążeń i potrzeb, jaka powinna towarzyszyć publiczności "Ca ira". Tylko niektóre postaci i sceny poruszają i zapadają w pamięć, tak jak to dzieje się w przypadku przeraźliwie samotnego chłopca wąchającego klej. Widzom towarzyszy również dojmujące poczucie deja vu: na przykład ukazując pychę i pogardę, jaką dla tłumu żywią dostojnicy kościelni, reżyser pełną garścią czerpie z "Rzymu" Federica Felliniego, a sceny z dworu Ludwika XVI to niemal wierna kopia sytuacji scenicznych z "Andrea Chénier" w reżyserii Mariusza Trelińskiego.

Najwyższa pora, by zapytać o miejsce muzyki w tej superprodukcji. Choć "Ca ira" określono jako operę, to jednak z operą w tradycyjnym rozumieniu niewiele ma ono wspólnego. Jest to raczej osobliwy konglomerat rozmaitych dźwiękowych odniesień i tropów. Stylistyka tego dzieła rozpina się między tradycyjną sceniczną formą muzyczną z ariami i ansamblami, muzyką gospel, musicalowym songiem i piosenką rockową. Warstwa brzmieniowa utworu sprawia niekiedy wrażenie filmowej ścieżki dźwiękowej, blisko jej także do wojskowych marszów, tanecznych stylizacji i cyrkowych fanfar. Muzyka przeznaczona jest na duży aparat wykonawczy: solistów, chór dziecięcy i mieszany oraz orkiestrę symfoniczną poszerzoną o syntetyzatory i zestawy perkusyjne.

Mozaikowość i warsztatowa wielotorowość warstwy muzycznej, co oczywiste, przekłada się na odmienne sposoby wykonania, zwłaszcza fragmentów wokalnych. Soliści silnie umocowani w manierze operowej wykonywali swoje partie mocnymi wibrującymi głosami, podobnie jak w dziełach Verdiego czy Wagnera. Takie interpretacje zaproponowali m.in.: Barbara Gutaj (Maria Marianna), Magdalena Nowacka (Maria Teresa), Monika Mych (Maria Antonina), Karol Bochański (Ksiądz Rewolucjonista II), Damian Konieczek (Wichrzyciel). Istotną dla spektaklu partię Mistrza Ceremonii realizujący tę postać w czasie widowiska plenerowego Wojciech Drabowicz przedstawił w formie śpiewnej melorecytacji, kładąc przede wszystkim nacisk na znaczenie słów. Wykonawca tej samej roli w wersji scenicznej Rafał Songan podszedł do swoich zadań wokalnych w sposób jednoznacznie "operowy". Z kolei w subtelnym klimacie poezji śpiewanej ulokowana została przez Zofię Nowakowską młoda Madamme Antoine.

Solidne przygotowanie muzyczne solistów i orkiestry, świetnie brzmiący chór operowy i nieźle radzący sobie na scenie Poznański Chór Chłopięcy to niewątpliwe atuty poznańskiego "Ca ira", w znacznie większym stopniu narzucające się widzom realizacji scenicznych, prezentowanych w budynku Teatru Wielkiego w Poznaniu, niż publiczności monumentalnej prapremiery plenerowej. Wysoki poziom wykonawczy nie wystarczył jednak do tego, żeby muzyka Watersa porwała i zachwyciła bez reszty. Nie zawsze emocjonalnie przekonująca, a niekiedy - w odniesieniu do wielkich, wiecznie aktualnych problemów ludzkości - najzwyczajniej banalna, w pamięci widza zostaje zdominowana przez rozdmuchaną, rojącą się od lepszych i gorszych pomysłów inscenizację.

Miłośnicy opery będą zawiedzeni, natomiast fani Watersa bez względu na słowa krytyki do Poznania zapewne się wybiorą, by osobiście przekonać się, jak sprawdza się muzyka ich idola w konwencji wielkiego widowiska wokalno-instrumentalnego. Na swoją publiczność liczyć może również Józefowicz. I choćby dla tej grupy widzów przedstawienie "Ca ira" należy od czasu do czasu umieszczać w repertuarze poznańskiej opery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji