Artykuły

To moc heckie było!

- Doskonale pamiętam, jak z Wieśkiem Gołasem i Staszkiem Bareja niejedną noc przegadaliśmy na jego temat "Kapitan Sowa na tropie" to jeden z pierwszych seriali kręconych dla telewizji. Cóż, byliśmy prekursorami - mówi łódzki aktor MICHAŁ SZEWCZYK.

Gdy nagrywał kolejne odcinki serialu "Kapitan Sowa na tropie" (1965) w reżyserii Stanisława Barei, był już znanym aktorem. Dzisiaj, choć jest już na emeryturze, nadal współpracuje z Teatrem Powszechnym w Łodzi.

Ewa Sośnicka-Wojciechowska: Jak wspomina Pan czas kręcenia serialu "Kapitan Sowa na tropie"?

- Doskonale pamiętam, jak z Wieśkiem Gołasem i Staszkiem Bareja niejedną noc przegadaliśmy na jego temat "Kapitan Sowa na tropie" to jeden z pierwszych seriali kręconych dla telewizji. Cóż, byliśmy prekursorami. A że obaj z Wieśkiem stawialiśmy pierwsze kroki w zawodzie aktora, zawsze mieliśmy wiele do powiedzenia. A to, że scenariusz nie taki, że dialogi przydługie... Podczas kręcenia ośmiu odcinków doszło nawet do sytuacji, w której zaczęliśmy namawiać reżysera do zakończenia produkcji, mimo że napisanych było podobno ponad czterdzieści odcinków.

Aż tak bardzo nie podobało się Wam to wspólne przedsięwzięcie?

- Nie podobało, to mało powiedziane. Muszę się przyznać, że przez wiele następnych lat wstydziłem się udziału w tym serialu. Kiedy niektórzy moi znajomi zorientowali się, że niechętnie wracam do tego serialu, specjalnie podchodzili do mnie i zagadywali: "A Pan grał w takim to, a takim serialu?" A mnie od razu szlag trafiał! Pamiętam też, że kiedyś na Węgrzech spotkałem Czecha, który zaczął opowiadać mi o świetnym kryminale, w którym podobno mnie widział. W pierwszej chwili nie mogłem skojarzyć filmu, o którym mówi. Kiedy jednak dokładniej mnie opisał i dodał, że chodziłem w czarnej skórzanej marynarce, już wiedziałem: Albin! Wściekły zacząłem krzyczeć, że to było okropne i nie chcę do tego wracać, nagle słyszę: "Nie, to moc heckie było."

I do dzisiaj nie zmienił Pan zdania o tym filmie?

- Właściwie dopiero jakieś pięć lat temu na spokojnie, obejrzałem ponownie serial i doszedłem do wniosku, że nie ma się czego aż tak bardzo wstydzić. Teraz dopiero zauważyłem, że ten biało-czamy serial, mimo mielizn scenariusza i innych zastrzeżeń, został bardzo porządnie zrealizowany. Dzisiaj przypominam sobie wiele takich smaczków, wątków komediowych związanych z realizacją tego serialu. Pamiętam, że kiedy go kręciliśmy, bardzo uważnie dobieraliśmy automaty telefoniczne, żeby były jak najbardziej nowoczesne. Teraz wyglądają jak skrzynka na śmieci (śmiech). A pogoń za przestępcą samochodem marki Warszawa lub Wartburg? To świetny dokument tamtych lat.

Który dzisiaj ogląda się "z łezką w oku". Od tamtych czasów pewnie dorobił się Pan już wnuków?

- A tak! Z Małgorzatą, moją wspaniałą żoną, mamy dwoje dzieci: Marcina i Katarzynę. Obydwoje sprawili mi po jednym wnuku. Synek Marcina ma sześć lat i nosi moje imię, z czego nie jest chyba bardzo zadowolony. Od niedawna też jestem dziadkiem fantastycznej Zuzi, którą urodziła moja córka Kasia.

Jednym słowem, świetnie się Panu powodzi.

- Gdyby moje samopoczucie mogło przenieść się na stan finansów, to wtedy spokojnie mógłbym powiedzieć, że świetnie. Poza tym, proszę sobie wyobrazić, że w przyszłym roku minie 50 lat mojej pracy w tym teatrze. Przecież ludzie tak długo nie żyją! (śmiech).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji