Artykuły

Pojawiam się i znikam

Znany widzom jako Henio z "M jak miłość", TADEUSZ CHUDECKI nie samym serialem żyje. Ma wiele zainteresowań i pełne ręce roboty. Reżyseruje programy telewizyjne, podróżuje, tłumaczy książki - zna sześć języków obcych - a nawet o mało co nie został wójtem.

Znany widzom jako Henio z "M jak miłość", Tadeusz Chudecki nie samym serialem żyje. Ma wiele zainteresowań i pełne ręce roboty. Reżyseruje programy telewizyjne, podróżuje, tłumaczy książki - zna sześć języków obcych - a nawet o mało co nie został wójtem. Jednak, jak sam mówi, najważniejsza w życiu jest rodzina, a największym wyzwaniem bycie dobrym mężem i ojcem.

Katarzyna Szymanek: Niejeden aktor chciałby grać w "M jak miłość". Jak panu się to udało?

Tadeusz Chudecki: Ta rola spadła mi jak z nieba. Dostałem ją od scenarzystki Ilony Łepkowskiej bez żadnych starań z mojej strony, bo nie zabiegam specjalnie o role. W moim życiu aktorskim pojawiam się i znikam, więc nauczyłem się żyć również z innych zajęć. Aczkolwiek aktorstwo jest jedną z najprzyjemniejszych przygód w moim życiu.

Gdyby miał pan wpływ na scenariusz, jak potoczyłyby się losy granego przez pana Henia?

- Bardzo chcę, żeby Henio ułożył sobie życie. Marzę, żeby się ożenił z jakąś dobrą kobietą, żeby to była miłość takich prostych ludzi, którzy potrafią cieszyć się zwykłymi rzeczami, jak spacer po parku czy pójście na lody... Takich historii dzisiaj bardzo nam brakuje.

Dla pana bohatera rodzina jest najważniejszą wartością w życiu. A czym jest dla pana?

- Rodzina to bezpieczeństwo, to ludzie pośród których człowiek może być w stu procentach sobą. Rodzina jest najważniejsza i o rodzinę trzeba po prostu dbać. Bycie porządnym małżonkiem i ojcem to niełatwe wyzwanie na całe życie. Chciałbym mu sprostać.

Czym pan się jeszcze zajmuje poza aktorstwem?

- Robię wiele rzeczy. Na przykład, reżyseruję programy telewizyjne. Kilkakrotnie reżyserowałem edycje programu z Ojcem Leonem Knabitem z Tyńca, czy też z zadziorną góralką Zofią Bigosową z Głodówki. A jak nie mam nic innego do roboty, to tłumaczę książki albo wydaję lokalną gazetę.

Jaki język pan zna?

- Znam sześć języków obcych.

Aż sześć? Kiedy zdążył się pan ich nauczyć?

- W szkole uczyłem się rosyjskiego. Potem, kiedy pracowałem w teatrze, w przerwach spektaklu uczyłem się następnych. Zaczęło się od angielskiego, potem zakochałem się we Włoszce, więc trzeba było uczyć się włoskiego. A innych języków głównie podczas różnych podróży. To najtańsza i najlepsza szkoła językowa.

A z kim najczęściej i najchętniej pan podróżuje?

- Akceptuję trzy rodzaje podróżowania. Pierwszy to z rodziną, drugi z przyjaciółmi. A trzeci - jak mnie zdenerwują i jedni i drudzy - to podróżowanie samotnie. Niedawno wróciłem z Hiszpanii, teraz pora na Turcję i Norwegię, a potem wyjazd z rodziną nad ocean do Portugalii...

Słyszałam, że interesują też pana sprawy społeczne...

- Tak, nawet niedawno o mało co nie zostałem wójtem w swojej gminie. Zabrakło mi pół procenta do dogrywki. Jeżeli będę kandydował jeszcze raz, to mam już hasło - "M jak Mieszkańcy". Sukces pewny! (śmiech).

***

CIEKAWOSTKI

aktor warszawskiego Teatru Ateneum w latach 1982-88

twierdzi, że ma tolerancyjną żonę, dzięki czemu jeździ na swoje wariackie wyprawy

w programie Dwójki "Pytanie na śniadanie" opowiada, jak podróżować, a zwłaszcza latać, za naprawdę małe pieniądze

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji