Artykuły

Teatr to mój dom

- Serial to komercja. Tylko tam można zarobić. A młodzi ludzie mają swoje wymagania i oczekiwania od życia. Ale to teatr jest podstawą. To jedyne miejsce, gdzie aktor może się rozwijać - mówi JAN KOBUSZEWSKI, aktor teatru, filmu i estrady.

Jan Kobuszewski, aktor Teatru "Kwadrat" i współzałożyciel legendarnego kabaretu "Dudek", mówi o przewadze mądrej komedii nad głupią farsą.

Na Pana kabaretowych skeczach wzorowało się wielu. Królowały w nich niuanse słowne, dykteryjki. Dziś dowcip często sięga bruku.

- Paradoksalnie pomagała nam cenzura. Nie wszystko można było powiedzieć wprost. Tekst więc był, jaki był. Nieraz interpretacją aktorską albo pauzą mówiło się to, co chciało się powiedzieć. To było bardzo ważne. W kabarecie królowała dwuznaczność. Pewne rzeczy mówiło się poza tekstem. To była frajda. Dziś wali się wprost.

To może teraz też brakuje kogoś, kto spoglądałby twórcom na ręce?

- Wiele zależy od autorów tekstów. I tu muszę Pana zmartwić. My wcale nie jesteśmy takim komediowym narodem, za jaki się nas uważa. Patrząc na 250--280 lat istnienia sceny polskiej, poczynając od Bogusławskiego, na palcach można wyliczyć komediopisarzy. Bogusławski, Fredro, Słonimski, Perzyński, Staszek Tym... Byliśmy narodem cierpiętniczym i trudno nam było się śmiać. Teraz jest łatwiej, a mimo to ciężko o dobry tekst komediowy.

Z czego to wynika?

- Komedia jest bardzo trudnym gatunkiem scenicznym zarówno dla aktora, jak i dla autora. Osobiście szanuję komedie, które mają w sobie coś z dydaktyki. Komedia powinna być nie tylko śmieszna. Powinna nieść pewną dydaktykę i nauki moralne. Publiczność to bardzo lubi. Reżyserowałem kilkanaście komedii. Zawsze starałem się wybierać te, które są wartościowe. To jest przewaga mądrej komedii nad głupią farsą.

Właśnie zdradził Pan pomysł na sukces.

- Reżyserzy doskonale to wiedzą.

Dlaczego więc tego nie wykorzystują?

- Nie mają materiału. Przykładem bardzo dobrego pisarstwa komediowego jest Andrzej Poniedzielski. Te jego niby-zapowiedzi są znakomitymi monologami scenicznymi. Od niego należy się uczyć. Tacy jak on nie rodzą się jednak na kamieniu.

Zagrał Pan epizody we wszystkich komediach Stanisława Barei.

- Mieliśmy ze Staszkiem taką umowę. Ja nie bardzo lubiłem grać w filmie ze względu na ciężką pracą. Byłem też zapracowany w teatrze. Jednak

znaliśmy się ze Staszkiem jeszcze z czasów studenckich i wymógł na mnie, że w każdym jego filmie zagram epizodzik. I tak się stało.

Nie chciał Pan więcej?

- Uwielbiam kino, ale jako widz. Praca w filmie zawsze była dla mnie katorgą. Wstawać o piątej, aby już o szóstej być w charakteryzatorni, później pracować dwanaście godzin... Wtedy film kręciło się pół roku. Nie mogłem sobie pozwolić na ten czas zniknąć z teatru. Montaż, cenzura, brak możliwości poprawek z uwagi na koszty... Nigdy nie było gwarancji, że film, który się kręci, będzie dobry

Z filmów Barei młodzi ludzie czerpią teraz wiedzę o PRL-u.

- To, co Staszek proponował, było krzywym zwierciadłem. W ten sposób naśmiewaliśmy się z wielkich wad. Tragedii peerelowskiej tam nie ma. To był straszny okres naszych dziejów. O wszystko trzeba było pisać podanie.. Byliśmy biedni, upokarzani. Ale byliśmy młodzi i młodość rekompensowała nam skutki zawodów życiowych. Ja i moi koledzy większość życia przeżyliśmy w tym upokorzeniu.

Odnajduje się Pan w obecnej rzeczywistości z "kaczyzmem" i Radiem Maryja na czele?

- Jestem człowiekiem wierzącym i praktykującym, ale absolutnie oddzielam Kościół od polityki. Mój kuzyn nauczył mnie, że należy przejmować się tylko tym, na co ma się wpływ. Na to, co dzieje się dziś, ja nie mam wpływu. Jestem już starszym człowiekiem. Obiecałem sobie ostatnie lata życia spożytkować na podziękowanie Panu Bogu za to, co przeżyłem i widziałem. Na nerwy już nie mam ani ochoty, ani sił, ani chęci.

To zabrzmiało niezwykle poważnie.

- Teraz jestem poważny, ale jestem przecież aktorem komediowym. Wiele rzeczy mnie śmieszy w polityce. Z Sejmem na czele. To jest taki polityczny kabaret, przy którym można się śmiać. Czasami przez łzy.

Na czym był Pan ostatnio w kinie?

- Już nie muszę chodzić do kina. Kino przychodzi do mnie. Mam duży ekran, na którym oglądam to, co mi się podoba. Ostatnio "Ucieczkę z kina Wolność" z Gajosem. Denerwują mnie już strzelanina, kino akcji... Kino powinno być artystyczne. Dziś olbrzymią rolę odgrywa komercja. Publiczność czeka na rozrywkę, a nie zawsze jest ona najlepsza. Nie opowiadam się za tym, aby grać tylko dramaty. Ale kino obyczajowe, dobra komedia romantyczna... Gwarancją są nazwiska.

Dziś te najpopularniejsze swoją sławę zawdzięczają serialom.

- Serial to komercja. Tylko tam można zarobić. A młodzi ludzie mają swoje wymagania i oczekiwania od życia. Ale to teatr jest podstawą. To jedyne miejsce, gdzie aktor może się rozwijać. To mój dom. Życzliwi koledzy, atmosfera pozbawiona konkurencji i zawiści. Spektakl teatralny tworzy rodzina. Wszyscy są ze sobą po imieniu, niezależnie od tego, czy grają główne role, czy zmieniają dekoracje. W telewizji i filmie sprzedaje się to, czego człowiek nauczył się w teatrze.

Ponad 50 lat na scenie. Czego jeszcze oczekuje od życia jan Kobuszewski?

Oprócz błękitnego nieba nic mi więcej nie potrzeba.

(Wywiad nieautoryzowany.)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji