Artykuły

Bogusławski - artysta wolny?

Profesor Zbigniew Raszewski (bez przywołania autora znakomitej biografii Bogusławskiego nie wypada o Bogusławskim pisać) zwrócił uwagę na fakt, że "cynizm bezsiły", przyzwyczajenie do klęsk paradoksalnie broniły ludzi tamtej epoki przed załamaniem - pisze Tomasz Łubieński w Zeszytach Literackich.

Bo spodziewali się, że wreszcie fortuna odmieni się na lepszą. Przykładem takiego bohatera (raz i drugi: antybohatera) swoich czasów byłby również Bogusławski. Jego kariera teatralna, dzieło bezprzykładnej energii, o wszechstronnym talencie nie mówiąc, trwała pół wieku. Podczas jej najważniejszych dwudziestu pięciu lat niespełna, władza, polska czy obca, z którą miał jako osoba publiczna do czynienia, zmieniała się osiem razy. Wyliczamy: Polska niepodległa, Polska targowicka, powstanie Kościuszki, Targowica powtórnie na rosyjskich bagnetach, Warszawa po rozbiorach jako stolica Prus Południowych, Księstwo Warszawskie pod sztandarem Napoleona, Austriacy w Warszawie po bitwie raszyńskiej, Księstwo zwycięskie jeszcze na cztery lata, wreszcie Królestwo Kongresowe, a jego królem car Rosji.

Można by powiedzieć, nawiązując do przyjętego tytułu, że Bogusławski w pełni sił był artystą wolnym, ile tylko pozwalały mu na to okoliczności. A jego zniewolenie rymowało się z kryzysami ducha narodowego. Od Konstytucji majowej i jej daremnej obrony, poprzez nawałnice rozbiorowe i napoleońskie aż po ich, w miarę szczęśliwy, finał, jakim mogło się wielu współczesnym wydawać powstanie Królestwa Kongresowego. Którą to wieść uczczono również na kolejnym, historycznym, sto piętnastym przedstawieniu Krakowiaków i Górali. Bogusławski był nieobecny a za Królestwem chyba nie przepadał. Za wiele widział, żeby nie zdawać sobie sprawy, że jest Królestwo tworem prowizorycznym, sprzeczną wewnętrznie próbą związku Polski z Rosją. Rozstrzygnięcia tej sprzeczności, którą nazwano nieściśle słowiańskim sporem, zresztą nie doczekał. Być może na szczęście dla siebie. W ostatnich latach swojej teatralnej egzystencji bowiem współpracował Bogusławski z generałem Aleksandrem Rożnieckim, który od 1821 roku kierował Dyrekcją Teatrów. W Noc Listopadową portret generała zawisł na pierwszej latarni. Sam generał salwował się ucieczką do Petersburga. Co było do przewidzenia: od pewnego czasu, tu i ówdzie, śpiewano piosneczki uliczne, których treścią były czułe rozmowy generała z suchą gałęzią. Powodów do natchnienia nie brakowało: był generał w cywilu miłośnikiem teatru, opery i baletu, ale również szefem policji, szantażystą, łapownikiem i rozpustnikiem. Ale przede wszystkim zdrajcą. Bo jako dzielny ułan bił się za Polskę, od Kościuszki, poprzez Legiony aż po klęskę Napoleona w lipskiej bitwie narodów. Tym większym skandalem moralno-politycznym był upadek Rożnieckiego. Oto z jakim człowiekiem współpracuje Bogusławski pod koniec własnego, pięknego życia, poświęconego sztuce i wolności.

Ale mój znajomy, młody historyk, którego prosiłem o konsultację, nie podziela świętego oburzenia. Czy Rożniecki, odwraca pytanie, był złym dyrektorem teatrów? Bo niezależnie od swoich, zapewne nieczystych intencji, Bogusławskiego jednak popierał. Więc przynajmniej taką ma zasługę. I faktem jest, że odkąd zaczął Rożniecki rządzić teatrami, Bogusławskiego spotkało wiele urzędowych dowodów uznania. Kontynuowano edycję dwunastu tomów jego Dziel dramatycznych; władze musiały przecież dać na to przyzwolenie. Kierował Bogusławski, i trudno byłoby znaleźć osobę bardziej kompetentną, opracowaniem Ustawy Teatru Narodowego. Car (król Polski) przyznał mu dożywotnią pensję. Jej część życzył sobie Bogusławski pobrać w formie wieczystej dzierżawy majątku Jasień koło Rawy Mazowieckiej. 19 kwietnia 1825 roku położono kamień węgielny pod budowę nowego gmachu Teatru Narodowego, zakopana została tam również skrzynia, w której znalazł się egzemplarz Dziejów Teatru Narodowego 1764-1794 autorstwa Bogusławskiego. Kiedy w tym samym roku Ludwik Osiński wycofał się z kierowania teatrem, szacowną instytucję przejęło Stowarzyszenie Artystów Dramatycznych i Muzycznych Teatru Narodowego, a Przewodniczącym Rady doradczo-kontrolnej został Bogusławski. Następnie: Komitet Artystów mianowany przez Komisję Rządową Spraw Wewnętrznych i Policji podlegał Dyrektorom, a ci z kolei Dyrekcji Teatrów i Wszelkich Widowisk Muzycznych i Dramatycznych. Czyli Rożnieckiemu. Według kolejnej reorganizacji (radosna twórczość) Dyrektorów wcielono do Komitetu Administracji Teatralnej, którego Prezesem był znów Bogusławski, a kierowała Komitetem oczywiście Dyrekcja Rożnieckiego. W czasie powstania obwiniano Bogusławskiego (zmarł chyba w porę) o powolność generałowi i branie jego strony w rozgrywkach z zespołem, co zapewne było prawdą. Ale przeciwnicy starego Mistrza - muzycy Elsner i Kurpiński czy aktor Kudlicz - po upadku powstania nie mieli wielkich kłopotów. Najzawziętszy z nich, Kurpiński, chociaż jego dziełem jest natchniona Warszawianka, hymn powstania, do końca życia komponował i dyrygował w Warszawie.

Rzeczywiście, od dyrektorskiego duetu Kurpiński-Kudlicz (tego ostatniego Bogusławski nie uważał za wybitnego aktora) wolał Bogusławski spółkę Dmuszewskiego z Osińskim. Osiński był jego zięciem, z przyszłą żoną Dmuszewskiego, nomen-omen Picknowską, Bogusławski miał uznanego syna. Te związki osobiste także się liczyły. I tu z kolei Rożniecki mógł posłuchać Bogusławskiego. Aż wreszcie, wśród intryg, prywatnych i politycznych, Bogusławski usunął się w cień. Teatr bywał dalej miejscem oficjalnych ceremonii i patriotycznych manifestacji. Ale puls historii bił gdzie indziej. W koszarach wśród młodych oficerów. W kawiarniach, gdzie zbierali się dziennikarze i literaci. Świadczy o tym bladość teatralnych raportów Macrottów, ojca i syna, chociaż Macrott senior był na miejscu jako perukarz i znał środowisko. Mówi się w tych raportach o długich włosach, białych kapeluszach, okrzykach na widowni. Jest nawet informacja (co prawda z 1821 roku, kiedy było spokojnie), że "jakaś dama w loży nr 9 przeraziła się szczura, który przebiegł jej po nogach i narobiła krzyku". Ale w niespokojnym roku 1826 Macrott uważa za istotne donieść, że w loży teatru zasiadł lokaj w liberii i okazało się, że to Dmuszewski dał mu bilet.

Półtora roku przed śmiercią Bogusławski po raz ostatni pojawił się na scenie, ale do końca funkcjonował w teatrze jako tłumacz i librecista. (Oczywiście, Zygmunt Hubner przesadził w swojej książce, pisząc, że była to ostatnia dyrekcja Bogusławskiego). Na pogrzeb artysty i patrioty przyszło kilka tysięcy ludzi, co dowodzi, że publiczność dobrze go pamiętała. Krakowiaków i Górali grano w czasie powstania, a więc konszachty z Rożnieckim nie odebrały Bogusławskiemu narodowego szacunku.

W Królestwie Kongresowym, od jego początku, Bogusławski nie czuł się najlepiej. Oczywiście, fizycznie też: lat mu przybywało. Ciągle w długach, które towarzyszyły mu przez całe życie, zmuszony był grać, bo antrepryzę w roku 1814 przekazał Osińskiemu, pozostając w teatrze na etacie aktorskim. Był zmuszony do występowania również z wewnętrznej potrzeby i tu chyba nie zawsze dopisywał mu obiektywizm. A więc zagrał Fircyka w zalotach i Bardosa z Krakowiaków, swoje wielkie sukcesy sprzed ćwierć wieku. Bardziej bezpieczne były dlań role królów, mężów stanu, mędrców z ludu, choć, jak zauważono, zawodziła go pamięć, seplenił. Szukał więc uznania poza Warszawą. Wilno, Kalisz, Poznań, Płock.

W ten sposób schodził z drogi warszawskim krytykom, którzy z.obłudną atencją obwoływali go nestorem. Z wpływowym Towarzystwem Iksów był w sporze estetycznym. Domagali się klasyki, zirytował ich też Bogusławski, który postać Starego Klinsberga w modnej sztuce "upodlił", grając za mało arystokratycznie. Wytykanie Bogusławskiemu związków z Molierem i Szekspirem w intencji Iksów było obraźliwe, dla niego stanowiło oczywisty komplement. Ale zakwestionowano też w osobie Bogusławskiego patriotyczne zasługi teatru. Uczynił to Stanisław Kostka Potocki słowami, że "dość miała Polska od niejakiego czasu rzetelnych obywateli i rycerzów, by się bez urojonych obeszła".

Zasłużony minister oświaty, miłośnik włoskiej opery, pamiętał, jak przed dwudziestu laty, za pruskich czasów, Bogusławski pokonał włoskiego antreprenera, który musiał opuścić Warszawę. Złośliwość Potockiego pod adresem Bogusławskiego nie spodobała się publiczności, która nie znosiła programowej wyniosłości Iksów. Ale spotkał Bogusławskiego poważniejszy afront. Dwukrotnie, mimo zacnych rekomendacji, odmówiono przyjęcia go do Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Podobnie stało się z Lelewelem.

A przyczyną tego despektu mógł być antypatriotyczny grzech, nazwijmy go grzechem pruskim, bo popełniony przez Bogusławskiego w pruskiej przejściowo Warszawie. Bogusławski przybył tu ze Lwowa, gdzie schronił się na pięć lat po upadku powstania. Miał za sobą najświetniejszy, bohaterski okres Sejmu Czteroletniego, patriotycznych spisków, powstania, któremu jego teatr towarzyszył do ostatniej niemal chwili. I być może tamte emocje naraziły Bogusławskiego na ciężki konflikt z władzami pruskimi.

Na przedstawieniu historycznej dramy Otto z Wittelbach rozrzucono w teatrze ulotki z wierszem, w którym tytułowa ofiara intryg i przemocy zapowiadała: "Powstanę". Donos sprawił, że Bogusławskiemu wymierzono najdotkliwszą dlań karę - zakaz wstępu do teatru. W obszernym memoriale broni się zręcznie, wyszydzając delatorską czujność, według której słowo "ojczyzna" musi kojarzyć się z Polską, tak jakby nie miało zastosowania do Bawarii, gdzie drama się rozgrywa. Wszelako odwołując się do inteligencji i wspaniałomyślności króla oraz jego urzędników, uderza Bogusławski w ton służalczy. Taki czas, taki obyczaj, a jednak trochę razi, że ojciec sceny narodowej oświadcza, co następuje: "Byłem i jestem wiernym poddanym JKM, niezmiernie przywiązanym do jego rządu". Liczy też na "pruską praworządność". Oraz na litość: zasługuje na nią w charakterze "ojca pięciorga dzieci". Czyżby miał szukać chleba za granicą? Inaczej mówiąc, uważa Prusy Południowe za swój kraj. Zdaje się, że wpada tutaj Bogusławski w pułapkę poczucia misji, którą w jego wypadku jest utrzymanie sceny narodowej. I co psychologicznie klarowne, on sam tę misję uosabia. (Rzecz typowa wśród polityków, którzy nie sobie, lecz wyższej idei służą i stąd muszą jej, nie sobie, zapewnić godziwe warunki). A więc misja, podobnie jak obrona substancji, może rozluźnić prywatne poczucie lojalności. I skoro tylko owe ulotki zostaną mu wybaczone, przystępuje Bogusławski do ofensywy. Domaga się wyłączności na przedstawienia polskie, następnie przyjmuje pod swoją dyrekcję scenę niemiecką, z którą konkurował. Bogusławski jeszcze za niepodległości nauczył się pochlebstwa, intryg, niezbędnych w walce o publiczność. A także w zmaganiach z aktorami, którzy domagają się od dyrektora pieniędzy i sukcesu. Natychmiast. (Jacek Woszczerowicz powiedział kiedyś: "Dyrektor teatru jest moim przeciwnikiem"). Przy czym Bogusławski, grając na aktorskich ambicjach, nie zapominał również o swoich.

Walczył z konkurencją polską, francuską, włoską i niemiecką, a także z popularnym cyrkiem, tak zwaną hecą, gdzie odbywały się walki zwierząt. Ale w warunkach rozbiorowych, deklarując się jako rzecznik niemczyzny, popełnia ów grzech pruski. Obiecuje, że "Polak będzie mógł się rozsmakować w niemieckiej mowie". Radzi: "stopniowo zbliżać do siebie w mowie, w usposobieniu, obie narodowości, Niemców i Polaków". Podobne pomysły miał w ćwierć wieku później Mickiewicz: na zesłaniu w Rosji (europejskiej) występuje do władz z propozycją założenia pisma "Iris", które, mówiąc językiem współczesnym, miałoby służyć umacnianiu przyjaźni rosyjsko-polskiej, a szczególnie przybliżać Polakom kulturę rosyjską. Mickiewicz miał szczęście - jego ofertę odrzucono, Bogusławski brnął dalej, poza granice patriotycznej przyzwoitości.

Niewykluczone, że obok kojącego ewentualne skrupuły poczucia misji, w Bogusławskim zagrała także szlachecka tożsamość, kiedy pisał: "Tutejsi magnaci zawsze będą utrudniali szerzenie języka niemieckiego, zawsze sprowadzą Włochów albo Francuzów i sami będą się bawić, pozostawiając zwykłych obywateli, Polaków i Niemców, bez rozrywki w ojczystym języku". Donos był na wesołą kompanię z Pałacu pod Blachą, gdzie książę Józef, bratanek okrytego niesławą byłego króla, udzielił sobie kilkuletniego urlopu od rycerskich obowiązków. Zamiast rozpaczać nad utratą ojczyzny, postanowiono się bawić. Wyzywająco, na pohybel sytuacji, może i cynicznie, ale z fantazją. (Podobnie, w półtora wieku później, z braku bezpieczniejszego zajęcia na wolności, spędzała stalinowskie lata część młodych weteranów). Ale reakcji pruskiej nie było, więc Bogusławski nie wytrzymał, odsłonił się i został skarcony. "Sądziłem - tłumaczy się poniewczasie - że dla dobra teatru niemieckiego można by francuski zamknąć, bo wtedy żądni przyjemności i spragnieni rozrywek Polacy zaczęliby chodzić do niemieckiego, najpierw z konieczności, a potem z upodobania. W udzielonej mi odpowiedzi Departament tłumaczył swoją odmowę godnymi szacunku względami liberalizmu i ludzkości".

Miał Bogusławski szczęście, że grzech pruski został mu zapomniany (może Potocki pamiętał). W kilka miesięcy później Prusy rozleciały się po wojennej klęsce. Książę Józef znów okazał się bohaterem. A kiedy zajął Kraków, za wojskiem pociągnął teatr Bogusławskiego. Entuzjazmowi towarzyszyła zresztą porażka finansowa, bo austriackie pieniądze uległy dewaluacji. Potem napoleońskie upojenie zrujnowało Księstwo, a teatr nie był szczególnie potrzebny. Mimo to Bogusławski dłużej niż wielu oficerów, którzy przysięgali cesarzowi Francuzów, dochował mu lojalności. W Królestwie, póki starczało mu sił (mniej więcej do 65 roku życia), czuł się człowiekiem wolnym, czyli prywatnym. Dwuznaczne życie w półzależnym kraju musiało być krępujące dla kogoś, kto pamiętał prawdziwą Niepodległą. I być może wstydliwe wspomnienie grzechu pruskiego też było powodem zrzeczenia się dyrekcji teatru. A występy na prowincji pomogły Bogusławskiemu odnowić kontakt psychiczny z własną wolną młodością.

Zmilitaryzowany po napoleońsku świat Księstwa, pozbawiony wdzięku konformizm Królestwa, musiały dolegać Bogusławskiemu, który uczestniczył przecież w powstaniu Kościuszki. Jakże więc mógł współpracować z Rożnieckim, który stał się dla społeczeństwa uosobieniem zdrady? Przyczyną mogła być nie tylko starość, która kolekcjonuje zaszczyty, ordery i w ten sposób przydaje sobie znaczenia. Ale właśnie, tak sądzę, wspólna, odległa, bohaterska przeszłość. Znam Rożnieckiego, napisałem o nim sztukę i wyobrażam sobie, że Bogusławski mógł być nawet pod jego urokiem. Służył Rożniecki ojczyźnie, przez dziesiątki lat, jako żołnierz. Podobnie byłoby z podchorążym Bogusławskim, gdyby nie pominięto go w awansie i nie został aktorem. Tamten piękny czas przeminął. Nie sposób bić się przez całe życie. Oby nie było gorzej niż jest. Zapalna młodzież nie rozumie, co znaczy wojna z Rosją. Prawdziwi bohaterowie giną, jak książę Józef. Pozostali mają prawo być zmęczeni. A którym zdrowie jeszcze dopisuje, mogą się zabawić. "Intryga idzie do góry, a zasługa upada". Tak pan sam napisał, panie Wojciechu. I taki jest ten świat, wypijmy.

Myślę, że Bogusławski mógł się podpisać pod takim programem. A supozycja, że donosił Rożnieckiemu, wydaje mi się niedorzeczna. Szpiegów miał Rożniecki pod dostatkiem, z Bogusławskim ciekawiej było chyba dyskutować. Wielki artysta i główny policjant. Być może stało się nawet gorzej, mogli się dogadać, także po linii wolnomularskiej. I gdyby Bogusławski nie umarł w porę, mógłby ów listopadowy wieczór spędzić z generałem. Czemu nie? Przy dobrym winie i wspomnieniach? A może w towarzystwie jakichś sylfid z baletu. A gdyby rozpoznano ich razem? Bogusławski (naturalnie gdyby żył) pewnie by się stawiał, może zaśpiewał arię Bardosa z Krakowiaków. Ale szybkie wieszanie było w zwyczaju tej nocy. Ono zawsze ma swoich fascynatów, przyprawia o dwuznaczny dreszcz jako działanie polityczne i wielkie widowisko. Ale ja już nie będę pisał sztuki na ten temat.

Tekst wygłoszony na konferencji "Wojciech Bogusławski i jego późne prawnuki", 16 IV 2007. Organizatorzy: Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego i Polskie Towarzystwo Miłośników Teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji