Artykuły

Jak zostałam aktorką

- Na egzaminy do PWST poszłam kompletnie nieprzygotowana. Na korytarzu minął mnie profesor Bardini. Spojrzał, rozpoznał, że grałam w filmie, bo wtedy było ich mało, i spytał: "Kto ty jesteś?" Ja na to: "Polak mały" i poszłam na egzamin. Wyrecytowałam wierszyk Brzechwy "Do biedronki przyszedł żuk" i zdałam. Po roku wyrzucono mnie - wspomina aktorka BEATA TYSZKIEWICZ.

Beata Tyszkiewicz (69 l.) opowiada o spotkaniu z ojcem i swojej pierwszej roli filmowej. Dowiecie się też, ile dwój miała na świadectwie, dlaczego zdawała maturę z milicjantami i jak wyglądał jej egzamin do szkoły teatralnej.

Miałam 15 lat, kiedy mama zdecydowała, że wyjeżdżamy z Karpacza. Obawiała się, że zostaniemy tam na zawsze, a ja wyjdę za mąż za syna miejscowego fotografa.

Mój ojciec po wojnie został w Anglii. Bał się wrócić do Polski. W niemieckim obozie poznał swoją drugą żonę - pielęgniarkę. Przez lata nie miałam z nim kontaktu. Spotkałam się z nim raz, jako trzydziestokilkuletnia kobieta. Telefonicznie wymusiłam to spotkanie. Przyjechałam do Anglii, poznałam go od razu, gdy wyszedł po mnie na dworzec.

Nie miałam do niego żalu. Ale pamiętam, że jako pensjonarka napisałam do niego. Marzyłam o sweterkach zwanych bliźniaczkami, jeden z krótkimi rękawkami, na to drugi, z długimi, zapinany na guziczki. Poprosiłam o takie. Napisał, że go nie stać.

Mamie przysyłał miesięcznie sześć puszeczek Nescafe. Jedyna jego pomoc. Mama te puszeczki mogła sprzedać. Ale na cle złośliwie je przekłuwali, więc rozprowadzała je po znajomych.

Interwencja ministra

Przyjechaliśmy do Warszawy i mama wynajęła pokoik w Laskach. Niedaleko, w klasztorze Sióstr Franciszkanek, mieszkała matka mojego ojca. Wstąpiła do niego po stracie męża, którego rozstrzelali Niemcy.

Mieszkaliśmy skromnie: bez łazienki, wody, wygód. Spałam na ziemi, z bratem mieliśmy wspólną parę butów.

Mama nie mogła znaleźć pracy, w końcu za poręczeniem m.in. rysownika Eryka Lipińskiego i po obietnicy, że nie spłata żadnego politycznego figla, przyjęli ją na pół etatu do tygodnika "Szpilki". Była tam archiwistką.

Przez moje arystokratyczne pochodzenie nie mogłam się dostać do gimnazjum. Mama zjawiła się więc u Sokorskiego, ministra kultury. Znała go, przyjeżdżał do nas na wakacje, kiedy prowadziła Dom Pracy Twórczej pod Jelenią Górą. Po rozmowie z nią stworzył dla mnie dodatkowe miejsce w szkole.

Jedenaście dwój

Był 1956 rok. W mojej szkole zjawił się asystent reżysera Antoniego Bohdziewicza. Szukał dziewczyny, która zagrałaby Klarę w filmie "Zemsta". Niezależnie od tego, moja przyszywana ciotka umówiła moją matkę i mnie z Bohdziewiczem. Tylko mama wiedziała, po co idziemy na spotkanie. Reżyser szukał autentycznej "dziewczyny z dworku", a ja taką właśnie byłam.

Grono pedagogiczne szkoły było oburzone. Przecież wtedy dziewczęta nie grały w filmach!

Na szkolnym świadectwie miałam więc 11 ocen niedostatecznych. Nie chcieli takiej uczennicy i wywalono mnie. To był protest pedagogów przeciwko mojemu występowi.

Musiałam znaleźć nowe liceum.

Matura z milicjantami

Zjawiłam się w Szymanowie w Liceum Sióstr Niepokalanek. Siostra Alma, która mnie przyjmowała, zapytała: "Ile masz dwój?" Pomyślałam, że przecież nie powiem jej, że jedenaście. Ona pyta dalej: "Jedną?" Kiwam przecząco głową. "Dwie?" Nadal kręcę głową. "No, to ile?" Kiedy w końcu wyznałam prawdę, odetchnęła z ulgą: "A, to w porządku. Bałam się, że masz dwie, ale solidne".

Na maturę przyjechała pani z kuratorium. Nie spodobałam się jej. Wypracowanie z polskiego: "Satyra i komedia w XVIII wieku, odrodzenie społeczeństwa" potraktowałam impertynencko. Napisałam, że temat jest głupkowaty, bo wtedy społeczeństwo nie czytało. Matury mi nie dano.

Siostry myślały, że będę rozpaczała, a ja przyjechałam do mamy, powiedziałam, że nie mam matury i złożyłam dokumenty do szkoły teatralnej. Napisałam zobowiązanie, że maturę szybko zdam. Dowiedziałam się, że milicjanci z Komendy Głównej MO zdają maturę i postarałam się, by z nimi zdawać. Egzamin był miły. Dostałam kartkę, na której były pytania i... odpowiedzi. Chodziło przecież o to, by wszyscy zdali.

Zrobiono mi przysługę

Nie myślałam o aktorstwie, ale Antoni Bohdziewicz powiedział: "Pracowałem nad tobą tak długo, a ty chcesz zdawać na inne studia?!".

Na egzaminy do PWST poszłam kompletnie nieprzygotowana. Na korytarzu minął mnie profesor Bardini. Spojrzał, rozpoznał, że grałam w filmie, bo wtedy było ich mało, i spytał: "Kto ty jesteś?" Ja na to: "Polak mały" i poszłam na egzamin. Wyrecytowałam wierszyk Brzechwy "Do biedronki przyszedł żuk" i zdałam.

Po roku wyrzucono mnie. Zrobiono mi wielką przysługę. Chciałam grać w filmach, zarabiać pieniądze i być niezależną. A studentom szkoły teatralnej nie wolno było występować. Kiedy więc moje koleżanki uczyły się, ja w praktyce poznawałam tajemnice aktorstwa. Zdążyłam utrwalić się widzom, gdy one dopiero zaczynały karierę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji