Artykuły

Najgorsze przedstawienie mijającego sezonu

"Niepokoje wychowanka Törlessa" w reż. Kuby Kowalskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.

W Teatrze Dramatycznym zaprezentowano jeden z najgorszych spektakli tego sezonu - "Niepokoje wychowanka Törlessa".

Czerwiec, upały, a to znak, że jak co roku o tej porze gorąco też i pod szkołami teatralnymi. W tym roku znów zgłaszają się tam setki, jeśli nie tysiące młodych ludzi pragnących kariery na lekkim teatralnym chlebie. Że chleb ten stał się ostatnio naprawdę lekki - to widać, gdy przejdziemy się na przedstawienia (na szczęście nie wszystkich!!!) trzydziestolatków.

"Niepokoje wychowanka Törlessa", czyli adaptacja słynnej prozy Roberta Musila nie jest przedstawieniem zawodowym. Wygląda raczej na niezbyt udany egzaminacyjny popis Jakuba Kowalskiego, który nie wiedzieć czemu, jako dorosły już pan wciąż podpisuje się "Kuba".

W popisie tym towarzyszy mu grupa aktorów, którzy grają tak, jakby właśnie starali się o miejsce w pewuestach, czyli teatralnych akademiach. Po "Törlessie..." można mieć wątpliwości, czy takie miejsce będzie się im należeć. Bardzo łatwo wyreżyserowało się to przedstawienie. Jak kamfora wyparowała złożoność prozy Musila, pozostała za to historyjka o grupce sadystów i seksualnym molestowaniu kolegi. Przedstawienie Jakuba Kowalskiego charakteryzuje się za to tzw. tajemnicą. Tajemnicze światła w kluczowej scenie oświetlające wszystko, ale nie aktorów, których oświetlać powinny. Marcin Tyrol jako Beineberg cedzący słowa z miną "ja coś wiem, lecz nie powiem", nagłe ataki milczenia, dźwięki telefonu komórkowego, który nagle postanowił grać sygnał "mayday", przeplatane z nieokreślonymi bliżej odgłosami, czyli coś, co pan Michał Gorczyński podpisał jako muzykę do przedstawienia - czy to nie jest aby do czegoś podobne?

Miłośnicy teatru powiedzą zapewne po tym przedstawieniu: Wyreżyserowane, jakby ktoś zobaczył Lupę, tylko zapomniał, o co Lupie chodzi. Jak na wprawkę reżyserską może to i wystarczy, ale nazywanie reżyserii pana Kowalskiego dziełem zawodowym byłoby działaniem na wyrost. Może wystarczy na egzamin wstępny - o niepewnym wyniku. Nie można przecież powiedzieć, że jest to przedstawienie, które ma widza znużyć, bo ma w sobie kilka ryzykownych atrakcji. Gra w nim przecież gwiazdor serialu "M jak miłość", który na scenę przeniósł wszystkie środki wyrazu z filmowego planu. Jakub Snochowski obnosi na małej scenie nieco już znoszoną modę, czyli udostępnia nam swój akt, możemy też podziwiać znaną aktorkę podobną do znakomitej Katarzyny Figury.

Prawdziwą jednak ozdobą przedstawienia Kowalskiego jest Paweł Tomaszewski, który w roli Törlessa bawi się z widzami w grę losową. Polega ona na umieszczaniu kropek i przecinków w zdaniu w taki sposób, że w napięciu czekamy, gdzie i kiedy zechce je wstawić.

"Niepokoje wychowanka Törlessa" nie są jedynym przykładem rozczulającej nieudolności reżyserskiej i aktorskiej, wtórności pomysłów i zanudzania publiczności w tym teatrze. I mała to pociecha, że przedstawienie "Leonce i Lena" wystawione trzy miesiące temu na tej scenie było gorsze. To fakt niezaprzeczalny, tylko czemu zaczynamy równać do poziomu gleby?

Zdjęcie z próby "Niepokojów wychowanka Törlessa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji