Artykuły

Joanna Bogacka trzyma pion

"Dar z nieba" w reż. Tomasza Obary w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Grażyna Antoniewicz w Dzienniku Bałtyckim.

Widać, że zbliża się letnia kanikuła i czas teatrów ogródkowych, w których to grywane są lekkie komedie. Teatr Wybrzeże zafundował nam bowiem "Dar z nieba" Alana Ayckbourna. To już druga w tym sezonie farsa tego cenionego komediopisarza.

Jak wiadomo, wystarczy wziąć błahy konflikt, dodać żywą akcję pozbawioną konieczności angażowania intelektu i mamy farsę. Jej celem - tak jak łaskotania - jest żywiołowy śmiech. Ta definicja byłaby jednak zbyt prosta. Trzeba jeszcze dodać błyskotliwe dialogi, spiętrzenie perypetii i wyborną grę aktorów.

A tego w "Darze z nieba", niestety, nie ma. Postacie ledwo naszkicowane. Sytuacje, łatwe do przewidzenia. I byłby to raczej stracony wieczór, gdyby nie... pewna nietrzeźwa dama - zabójczo piękna i smukła, w wysokich szpilkach, która wtacza się na sztywnych nogach pod koniec pierwszego aktu, elektryzując widownię. To Arabella Lazenby, matka głównego bohatera, w tej roli olśniewająca Joanna Bogacka. Arabella, zanim dotarła na przyjęcie urodzinowe syna, zaliczyła po drodze kilka barów.

Zagrać pijaną kobietę, żeby nie przerysować, nie ośmieszyć postaci, nie jest łatwo. Bogacka w mistrzowski sposób wzbogaciła swoją rolę o przemyślane, finezyjne gesty, spojrzenia. Kapitalna jest kiedy ze wstrętem otrząsa się na widok narzeczonej syna, gdy uwodzi Mickiego - lirycznego boksera (Zbigniew Olszewski) lub stara się trzymać pion, mimo "odrobineczki koniaku", którą właśnie wypiła.

Tego wieczoru zadebiutowali nowi aktorzy teatru Wybrzeże - Justyna Bartoszewicz, jako śliczna Paige Petite, młodziutka tancerka go-go i Piotr Łukawski w roli narzeczonego Anny Jobson (Magdalena Boć). Trzeba przyznać, że to obiecujące entrée. Zwłaszcza Piotr Łukawski pokazał się od jak najlepszej strony. Rola zagrana w dobrym tempie, ładnie zarysowana i konsekwentnie poprowadzona. Z ogromną przyjemnością oglądałam znów na gdańskiej scenie pełną temperamentu Wandę Neumann w roli wybuchającej śmiechem mamuśki Jobson, choć aktorka zbyt wiele do zagrania nie miała.

Magdalena Boć, jako Julie-Ann Jobson, posłuszna córeczka i jednocześnie żałosna, drobnomieszczańska pedantka, była irytująca w swej infantylności. Niestety, wciąż taka sama. Nie dziwi nas, że narzeczony ma jej dosyć, widzowie momentami też. Sądzę, że nie jest to winą aktorki, lecz reżysera Tomasza Obary, który tak poprowadził rolę. Tomasz Obara grzechów ma na sumieniu jeszcze kilka, lecz niech mu będą wybaczone za zaskakujący finał.

Wielkie brawa za scenografię, którą stworzyła z rozmachem, choć skromnymi środkami - Anna Sekuła. Wspaniały był nawet deszcz za oknem. Dawno nie widziałam na scenie tak świetnie ubranych aktorek (oprócz czerwonej sukienki tancerki).

Cóż, mimo zastrzeżeń ci, którzy wybiorą się do teatru Wybrzeże na "Dar z nieba", bezpretensjonalny śmiech mają zapewniony. A jak wiadomo, szczery śmiech jest najlepszym antidotum na katar i grypę, wzmaga odporność organizmu, tworząc barierę przeciw niepożądanym wirusom - więc leczmy się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji