Artykuły

R@port. Meldunek piąty

Cokolwiek by jednak nie powiedzieć o tegorocznym R@Porcie, był udany. Gdynia przez kilka dni stała się teatralną stolicą. To tu przyjechały najsłynniejsze spektakle współczesnej dramaturgii ostatnich kilku sezonów - pisze Anna Bielecka z Nowej Siły Krytycznej.

Ostatni dzień festiwalowych zmagań koncentrował się wokół patrona II edycji - Tadeusza Różewicza. Tylko konkursowe "Dziady. Ekshumacja" (na zdjęciu) Pawła Demirskiego w reżyserii Moniki Strzępki zburzyły błogą myśl o starym poecie. I w ogóle o sensie nowego teatru.

Zaczęło się obiecująco od najnowszego spektaklu teatru telewizji "Trelemorele" w reżyserii Piotra Łazarkiewicza. Różewicz po jedenastu latach milczenia, po "Kartotece rozrzuconej", w końcu wyraził się w dramatycznej formie. Kilkustronicowy zaledwie tekst znów mówi jednak bardzo wiele o kondycji współczesnego społeczeństwa, diagnozując obecny stan kultury i cywilizacji. To właściwie humoreska, żartobliwy scenariusz przeznaczony "dla telewizji publicznej lub prywatnej", który wyśmiewa kolorowy świat medialnych, sezonowych gwiazdeczek, kpi z głupoty newsów serwowanych przez środki masowego przekazu i z ludzkiej, pożądliwej gonitwy za nimi. W tym natłoku spraw i chaosie myśli trudno zorientować się, co jest prawdą, a co tylko fałszywym złudzeniem. O swoich bohaterach - młodej kobiecie, która jest obiecującą "aktorką, kompozytorką, melomanką" oraz mężczyźnie, polityku albo człowieku biznesu mówi Różewicz językiem telenowel albo reklamowych sloganów. W wersji Piotra Łazarkiewicza w ich role wcielają się Maria i Jan Peszkowie. Aktorzy pojawili się także na scenie Teatru Miejskiego i odczytali tekst sztuki. Ich kreacje były mistrzowskie, ale obnażyły całą tajemnicę Różewiczowskiego tekstu, którą widz miał zobaczyć na ekranie. W wersji telewizyjnej intrygująca pozostała więc tylko przestrzeń osadzona gdzieś między niebem a ziemią, ale jak najbardziej rzeczywista, pełna wyrazistych barw, obrazów i kształtów. Całość stworzyła jednak wspaniałe, wewnętrznie spójne i zaplanowane w szczegółach wrażenie artystyczne.

Teatralne spotkanie z Różewiczem w Gdyni zakończył spektakl "Stara kobieta wysiaduje" berlińskiego Teatru Studio w reżyserii Janiny Szarek. Tekst mistrza sprzed czterdziestu lat o śmietnisku świata i zagrożeniach współczesnej kultury jest wierną kopią literackiej wersji. Niczego nie wnosi, niczego nie zmienia, niczego więcej nie próbuje powiedzieć poza autorskimi diagnozami. Gdyby nie był grany w języku niemieckim, aktorska obsada wypełniona pulą bardziej gwiazdorskich nazwisk, a tekst Różewicza wpisany został do kanonu lektur szkolnych, zgromadziłoby się na sztuce kwiat młodzieży, który jak na "Kartotece" Kutza mógłby darować sobie czytelniczą przyjemność, bo to samo pokazano na scenie. Szkolna realizacja "Starej kobiety" nie wypełniła więc widowni po brzegi, a obecnym pozostawiła niesmak przykładnie zrobionego przedstawienia.

Prawdziwym wydarzeniem konkursowym okazały się "Dziady. Ekshumacja". Jeśli na R@Porcie istniałaby kategoria największe niepowodzenie teatralne, spektakl Moniki Strzępki nie miałby konkurenta. Jej obrzęd "Dziadów" to odkrywanie przeszłości polskiego ducha. Czegóż w nim nie ma! Są ukraińskie ofiary kresowe, Czesi z okupowanej w 1968 roku Pragi, Żydzi i ich mord w Jedwabnem, weterani wojenni, IPN, teczki, SB, UB i wiele innych spraw, które pomieści nasza patriotyczna tradycja. Mówisz i masz. Co zostało w tym tyglu z Mickiewiczowskich "Dziadów"? Niewiele. Konrad (dobra rola Marcina Czernika), chcąc wygłosić swoją wielką improwizację, każe wszystkim "wypierdalać", zapala papierosa i mówi od rzeczy, Ksiądz (Rafał Kronenberger) proponuje publiczności show, a jego bieganina po scenie z mikrofonem czyni z niego marnego karierowicza, 44 nie znaczy dziś nic oprócz numeru kierunkowego na Wyspy, a Anioł w parze z Diabłem swoją disco-polową piosenką stylizują się na Ich Troje.

Demirskiego rzeczywiście boli polska mentalność i przy każdej okazji daje temu wyraz, ale jego nagonka na katolicyzm, biedę, politykę, historię jest zwyczajną profanacją. Nawet Konrada Swinarskiego udaje się w tym spektaklu sprofanować ustawiając na scenie drewniany podest w kształcie krzyża, wielki stół biesiadny suto zastawiony jedzeniem, wkładając nadto w usta bohaterów jaja na twardo. Ta sztuka godzi w ludzkie uczucia, a medialne kwestie, które porusza, nazywając je prawdami o polskim społeczeństwie, zwyczajnie przejaskrawia. I nawet nie ma się tu z czego śmiać.

Werdykt zapadł jeszcze przed północą. Zupełnie przewidywalny, nie wywołał zaskoczenia, ale huczne oklaski, bo publiczność Teatru Miejskiego tylko jednemu spektaklowi zgotowała owacje na stojąco. "Bóg Niżyński" Piotra Tomaszczuka wyróżniał się na tle prezentowanych spektakli, choć jurorzy docenili także "Osobistego Jezusa" Przemysława Wojcieszka i "Bombę" Macieja Kowalewskiego.

II Festiwal Sztuk Współczesnych R@Port dobiegł końca. Przyszłoroczna edycja przewiduje konkurs dramaturgiczny, w którym główna nagroda ma wynieść 50 tys. Możemy się więc spodziewać lawiny debiutów, tekstów i młodych twórców, przekonanych o słuszności swego talentu. Cokolwiek by jednak nie powiedzieć o tegorocznym R@porcie, był udany. Gdynia przez kilka dni stała się teatralną stolicą. To tu przyjechały najsłynniejsze spektakle współczesnej dramaturgii ostatnich kilku sezonów. To tu ulicami przechadzały się aktorskie gwiazdy filmowe i teatralne. To tu w końcu zjechały sławy świata nauki, by oddać honory Różewiczowi. Czekamy więc wytrwale na kolejną edycję!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji