Artykuły

W poszukiwaniu straconego tańca

Gdy na zakończenie przed­stawienia "Tańce w Bally­beg" w reżyserii Bogdana Hussakowskiego na scenie Teatru im. J. Słowackiego krę­cił się dziecinny bączek, pu­szczony ręką dorosłego męż­czyzny, odczułam wielki nie­dosyt. Miałam ochotę ponow­nie go nakręcić, aby jeszcze raz, w rytm spokojnej muzyki Krzysztofa Szwajgiera, odwi­nąć nić wydarzeń ze szpulki czasu oddalającego się świata.

Sztuka Briana {#au#1238}Friela{/#} - ir­landzkiego dramaturga - jest opowieścią o przemijaniu, o odchodzeniu w przeszłość dzie­ciństwa, spędzonego przez nar­ratora Michaela w prowincjo­nalnej dziurze, wśród pięciu starzejących się, samotnych ko­biet, które tęsknią za lepszym, ciekawszym życiem.

Symbolem tych tęsknot jest radio, stanowiące centralny punkt ubogiego domostwa. To ono rozładowuje najwięk­sze napięcia i dostarcza ma­łych radości mieszkan­kom. Scenograf Grzegorz Ma­łecki oddał znakomicie atmo­sferę tradycyjnego, irlandzkie­go domu, budując na scenie biedne, ale czyste wnętrze, upiększone starymi obrazka­mi, czy makatkami. W tym ła­dzie i porządku czuć kobiecą rękę.

Wprowadzenie narratora na teatralne deski zawsze wzbu­dzało moje obawy, gdyż taki opowiadacz świadczy o niepo­radności autora. Jednak za­bieg ten jest w spektaklu uza­sadniony. Michael Macieja Jackowskiego jest równocześ­nie stojącym z boku, dorosłym człowiekiem, przywołującym przeszłe i przyszłe losy boha­terów, a także postacią dra­matu, małym chłopcem, przy­glądającym się z nieukrywa­ną ironią matce i ciotkom. Dystansuje się on do rozgry­wanych wydarzeń, nie prze­kraczając nigdy progu rodzin­nej izby. W roli tej zabrakło mi bardzo nostalgii i melancholii, jaka powinna towarzy­szyć wspomnieniom z dzieciń­stwa.

Podobną nieprawdę dostrze­głam w grze kobiet, które jak na stare panny były za mięk­kie. Nie miały one w sobie oschłości i zawiści - tych cech, które muszą narodzić się w końcu u niewiast pozbawio­nych męskiej miłości. Każda z aktorek stworzyła charaktery­styczną postać, na zewnątrz może i atrakcyjną, ale nie mającą w sobie żadnej głębi. Jedynie Chris (Dorota Godzic) i Agnes (Hanna Bieluszko) by­ły bardziej skupione i poka­zywały swój wewnętrzny świat, niewolny od cierpień i subtelnych przeżyć.

A gdy o paniach mowa, to wydaje mi się, że Hussakow­ski nie wykorzystał jeszcze jednej możliwości insceniza­cyjnej tkwiącej mocno w tek­ście sztuki. Tego niewidoczne­go napięcia, jakie musi po­wstać, gdy w jednym pomie­szczeniu przebywa kilka sa­motnych kobiet, czekających całe życie na mężczyznę. Kie­dy w końcu on się pojawia, powinno się coś między nimi stać, wybuchnąć jak gejzer ich niezaspokojony erotyzm. Ale może reżyser, będąc mężczyzną, inaczej widzi kobiety; i nie wiem już czy chwalić go, czy ganić za to.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji