Artykuły

Kaprys komisarza

Źle się stało, że komisarz Jarosław Schabieński z PiS zmienił z dnia na dzień patrona Teatru Dramatycznego. Gdyby nawet były po temu jakieś powody, decyzję powinien podjąć sejmik województwa, a nie tymczasowy zarządca, którego rolą jest jedynie bieżące administrowanie. Sejmik zostanie wybrany za kilka dni, więc ten pośpiech dowodzi tylko niewiary, że PiS po 20 maja będzie w stanie w samorządzie wojewódzkim realizować swoją wolę i swoje fobie. I oby tak się stało, bo przykład z Aleksandrem Węgierką świadczy o braku roztropności tej partii - pisze Jan Kwasowski w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Nie ma żadnych powodów, by nasz teatr przestał nosić imię wybitnego reżysera i aktora, cenionego przez przedwojenną publiczność Wilna, Warszawy i Krakowa. Mądra władza wie, że nie wszystko jej wolno. Jeśli jest to władza tymczasowa, w dodatku nie z mandatu wyborców - wolno jej jeszcze mniej. Komisarz nie chce o tym pamiętać. Zlekceważył opinie środowiska artystycznego i wielu białostoczan, którzy są tej zmianie przeciwni. Co chciał udowodnić? Chyba tylko to, że jego kaprys może być prawem.

Na usprawiedliwienie samowoli podaje, że gmach teatru wybudowali z własnych pieniędzy piłsudczycy, mają więc prawo nazwać go imieniem Marszałka. To oczywista nieprawda. Dom Ludowy im. Józefa Piłsudskiego - a więc jeszcze nie teatr - ufundowało społeczeństwo Białegostoku w latach 30., dzisiejsi zaś piłsudczycy nie mają z tym nic wspólnego. Gmach służył do organizowania imprez, w tym występów trup teatralnych, bo na stały teatr władz miasta nie było stać. To Węgierko pierwszy sprowadził się z Grodna z całym zespołem. Zrobił to w skrajnie niesprzyjających warunkach, bo pod okupacją sowiecką. Żaden jednak człowiek nie wybiera sobie czasów, w których przychodzi mu żyć. Węgierko też wolałby na pewno, żeby nie było wojny i nie przyszli do nas najpierw bolszewicy, a potem hitlerowcy, z których rąk zginął. Jako założyciel pierwszego stałego teatru powinien mieć trwałe miejsce w historii miasta.

Tymczasem zmianie patrona towarzyszy obrzydliwa szeptanka, że Węgierko był agentem NKWD. Dowodów na to nie ma, ale dekomunizatorzy wiedzą lepiej. Dobrego imienia poprzednika broni gorąco dyrektor Piotr Dąbrowski, przypominając, że w okupowanym Białymstoku rzekomy zdrajca wystawiał wieszczów narodowych i że śpiewano tu polski hymn. Ale na nic argumenty, kiedy chodzi o demonstrację, kto tu rządzi. I już nie tylko dniem dzisiejszym, ale historią.

Zanim rzuci się kamieniem, dobrze byłoby zadać sobie pytanie: a co ja bym zrobił na miejscu Węgierki w 1940 roku? Rzucił się pod czołg z czerwoną gwiazdą? Jakoś nie pamiętam, by dzisiejsi bohaterowie odważyli się czcić Marszałka za Gomułki i za Gierka, a były to czasy znacznie mniej ekstremalne niż sowiecka okupacja. Nie składali kwiatów i nie wybudowali Piłsudskiemu pomnika. Zrobił to dopiero na przełomie lat 80. i 90. profesor Adam Dobroński, który wedle ustawy lustracyjnej - szczęśliwie uchylonej przez Trybunał Konstytucyjny - również nie zasługuje na dobre imię.

Panie komisarzu i panowie piłsudczycy! Pewnie znacie wypowiedzi Marszałka o takich jak wy bohaterach.

Na zdjęciu: Aleksander Węgierko (1893-1941 lub 1942).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji