Recenzja z nieograniczoną odpowiedzialnością
Jestem dobrze wychowaną recenzentką i nie mam zwyczaju gwizdać podczas przedstawień, szczególnie gdy odbywają się one w szacownych murach Teatru im. Słowackiego. Ale podczas ostatniej premiery w tymże przybytku sztuki palce same cisnęły mi się do ust, a nogi do tupania. I nie tyle sprawiła to atmosfera koncertu rockowego, którą wprowadził na sceniczne deski zespół "Piersi", ile spektakl zwany "Farsą z ograniczoną odpowiedzialnością" Władysława {#au#1205}Zawistowskiego{/#}, za który odpowiedzialność wziął reżyser Andrzej Kierc.
Ale zacznijmy ab ovo. Najpierw przed zgromadzoną publicznością, która z czasem znacznie się uszczupliła, wystąpił znany z prowokacyjnych tekstów Paweł Kukiz ze swoim zespołem o wdzięcznej nazwie "Piersi". Popijając ulubiony napój muzyków rockowych, noszący w potocznej mowie miano "czystej", zaśpiewał popularne wśród młodzieży przeboje, takie jak np. "My już są Amerykany", które zabawnie kontrastowały ze złoceniami i historycznymi lożami teatru. Uznałabym ten koncert za świetny dowcip, gdyby jego buntowniczy nastrój przeniósł się na dalszą część przedstawienia.
Niestety, tak się nie stało. Zamiast dalszego protestu przeciwko tradycjonalizmowi tej sceny, zaprezentowano rzeczoną farsę, która w założeniu miała być parodią współczesnej telefaksowej i automatycznosekretarskiej rzeczywistości, a stała się skandalicznym nieporozumieniem. Już sam tekst owej sztuki, w którym nie zabrakło kpiny z nieuczciwych firm, agencji towarzyskich, wypraw po zabrane niegdyś majątki na Podolu, głupich pracowników UOP i wielu innych symptomów kapitalizmu, okazał się nie najlepiej napisaną komedią. Rozumiem, że ten lekki gatunek wcale nie musi przekazywać wielkich, odkrywczych myśli, ale gdy staje się banalny, aż do granic przyzwoitości, to wzbudza jedynie niesmak i zażenowanie.
Tym bardziej kiedy zagrany jest w równie pozbawionej gustu scenografii autorstwa Urszuli Sipińskiej, przedstawiającej klasyczne biuro dzisiejszego biznesmena, z obowiązkowymi sztucznymi roślinami i całym nowobogackim wystrojem. I trudno w tym przypadku mówić o aktorstwie, gdyż wszyscy artyści, nie wyłączając znanej ze znakomitych ról komediowych Geny Wydrych (Anastazja), podporządkowali się poziomowi granego utworu.
Podczas trwania spektaklu miałam nadzieję, że wyjdzie w końcu Paweł Kukiz i przerwie mękę aktorów oraz widzów, określając to co się dzieje na scenie swoistym powiedzeniem "wiocha! ", jak wcześniej wyraził się o nowych, dostosowanych do warunków teatru aranżach swoich piosenek. Daję słowo, że byłaby to wreszcie prawdziwa farsa, za której polecenie Państwu wzięłabym odpowiedzialność.