Artykuły

Krakowskie Reminiscencje Teatralne. Dzień czwarty

Zbyt dużo gry z cierpliwością widza. Pisze Iga Dzieciuchowicz z Nowej Siły Krytycznej.

Na ostatni dzień festiwalu zaplanowano trzy pokazy, które okazały się podróżą w trzy różne wymiary rzeczywistości. Najpierw "Baal" w reżyserii Marka Fiedora - spektakl, w którym sześciu aktorów wciela się w postać tytułowego Baala i ukazuje kilka wariantów niespokojnej, diabelskiej duszy poety. Spektakl Fiedora, mimo, że podzielony na siedem epizodów (podtytuł sztuki brzmi: "Siedem aspektów baalicznego odczucia świata") okazuje się zaskakująco spójny dzięki konsekwentnie konstruowanej metaforze życia Baala jako upadku, a także psychologicznej grze aktorskiej. W spektaklu pojawia się przynajmniej kilka rewelacyjnych momentów, między innymi scena sporu poety-grzesznika z księdzem czy sceny przypominające rytualne, pierwotne tańce albo walkę zapaśników. Co ciekawe, tajemniczy baaliczny świat stworzony przez Fiedora osiąga swoją pełnię dopiero po spektaklu, z dystansu, w pamięci widza.

Tuż po "Baalu" publiczność obejrzała "The Real Fiction" - przedstawienie Cuqui Jerez z Madrytu. Na białej podłodze namalowano kilka małych i większych kwadratów, prostokątów. Rozmaite przedmioty, ustawione w obrębie figur geometrycznych - aparat fotograficzny, rakieta tenisowa, walizka, magnetofon, taboret. Wchodzi ubrana w dżinsy i niebieski t-shirt dziewczyna, ustawia samowyzwalacz w aparacie i wychodzi. Zdjęcie. Po chwili na scenie pojawia się inna dziewczyna - w czarnej bluzce i zielonej spódnicy, puszcza piosenkę z magnetofonu. W ręku trzyma zeszyt, przewraca kartki, na których widać kolejno 5, 4, 3, 2, 1, 0. Wyłącza piosenkę, wychodzi, a za nią kilka przyczepionych do buta rekwizytów. Głównymi przedmiotami okazują się kamera i aparat fotograficzny. Każda, nawet najbardziej absurdalna czynność jest filmowana i fotografowana (nawet wnętrze reklamówki przyczepionej do drabiny, w którą dmucha elektryczny wiatrak). Cuqui Jerez tworzy senną rzeczywistość, w której każde działanie ma swoje ukryte znaczenie. Po pewnym czasie aktorki wydają się zaniepokojone, zdezorientowane. Schodzą ze sceny, proszą o pomoc asystenta reżyserki, potem pojawia się sama reżyserka. Okazuje się, że kamera została uszkodzona. Reżyserka wyjaśnia publiczności, że naprawa kamery chwilę potrwa, jednak przedstawienie trzeba zacząć jeszcze raz, bo inaczej będzie pozbawione sensu. Publiczność cierpliwie czeka kilka minut.

Tak więc przedstawienie znów się zaczyna - aktorki wykonują te same czynności, jednak są tak zdenerwowane nieoczekiwaną sytuacją, że przedmioty wypadają im z rąk. Podrzucana piłka znika w przestworzach teatru, marker przestaje pisać, coca-cola rozlewa się po podłodze. Kamera znów się psuje, wszystko się powtarza - aktorki schodzą ze sceny, przedstawienie trzeba zacząć jeszcze raz, bo inaczej będzie pozbawione sensu. Publiczność cierpliwie czeka kilka minut...

Trzecia część spektaklu przedstawia właściwie śmierć teatru - oczywiście kamera znów się psuje, jednak tym razem, by umilić widzom czas oczekiwania, na scenę wkracza jeden z widzów i śpiewa piosenkę Abby. Aktorka z rozbitą głową potrzebuje lekarza - na widowni pojawia się lekarz w białym kitlu. Okazuje się, że na scenie jest też kilku innych statystów. Ściana z tyłu sceny i kurtyny umieszczone po bokach zaczynają spadać, z góry zwisa reflektor, następuje wybuch. Ciemność. Finał to opowieść reżyserki o tym, co by się wydarzyło, gdyby publiczność miała więcej czasu i nie musiała iść na następny pokaz. Otóż na aktorkę spadłby meteoryt, a straż pożarna ewakuowałaby widzów z teatru.

Hiszpańska reżyserka skonstruowała świat pełen pułapek, który wystawia teatralne przyzwyczajenia widza na pośmiewisko, naigrawa się z teatralnej maszynerii, obnaża wszelką iluzję. Do pewnego momentu tak budowana rzeczywistość manipuluje publicznością, narzuca jej swe własne reguły. Jednak taki eksperyment miałby sens, gdyby przerwać go w odpowiedniej chwili, tak, by widz nie potrafił rozstrzygnąć co w spektaklu było fikcją, a co wydarzyło się naprawdę. Tymczasem projekt "The Real Fiction" z początku wydawał się interesujący, jednak pod koniec należało wziąć głęboki oddech i liczyć do stu, by nie wpaść w szał. Niemal pozbawiony słów spektakl okazał się jedynie przewrotną, irytującą grą z cierpliwością widza.

Najbardziej kontrowersyjny ze wszystkich propozycji festiwalowych to argentyński "Projekt Filoktet: Lemnos w Krakowie." Akcja odbyła się już między innymi w Buenos Aires i Berlinie. Przez cztery dni w godzinach 7-13 uczestnicy akcji zostawiali w różnych publicznych miejscach w Krakowie manekiny ludzkiej wielkości, upozowane na bezdomnych - leżących, śpiących, bądź zmarłych. Wolontariusze z ukrycia filmowali i fotografowali reakcje przechodniów, następnie objaśniali im rodzaj przedsięwzięcia. Funkcjonariusze policji i pogotowia byli poinformowani o trzynastu miejscach, w których umieszczone są lalki (m.in. pod Teatrem Bagatela, przy bibliotece na ulicy Rajskiej), mimo to interweniowali kilka razy. Po zakończeniu akcji zorganizowano wystawę zdjęć i pokaz filmów - schyleni ludzie dotykający kukły, przypatrujące się dzieci, osoby dzwoniące po karetkę lub ci, którzy nie reagowali wcale. To oczywiste, że taka akcja zakłada dwa możliwe sposoby zachowań - reakcję lub jej brak. Jaki jest zatem cel tych działań? Miałam nadzieję, że dowiem się tego podczas dyskusji z twórcami - Emilio Garcia Wehbi i Maricel Alvarez.

Niestety twórcy nie mogli się zdecydować - najpierw usiłowali przekonać publiczność, że "Filoktet" to projekt artystyczny i nie ma żadnego celu, oprócz tego, że sam w sobie jest sztuką. Z kolei uczestnicy akcji, wśród których znaleźli się na przykład studenci psychologii, potraktowali wydarzenie jako akcję społeczną. Lalki ubrane w brudne, zniszczone kostiumy wywoływały jedno skojarzenie - bezdomni, być może alkoholicy. Nic zatem dziwnego, że tematem dyskusji stał się problem bezdomności i reakcji społeczeństwa. Uczestnicy dyskusji zwrócili uwagę na wszelkie niebezpieczeństwa akcji: być może osoba, która dała się nabrać na leżącą w środku miasta kukłę nie zareaguje następnym razem, gdy ktoś rzeczywiście będzie potrzebował pomocy. Okazało się, że stałą reakcją na odkrycie mistyfikacji był gniew: człowiek czuje się jak dureń. Chciał pomóc, a jego odczucia ktoś bezczelnie obśmiewa, na dodatek fotografuje i filmuje. Na niewiele zdadzą się tłumaczenia, że "to taka akcja". Gdy leżący człowiek okazuje się lalką przechodzień jest zszokowany, po chwili uświadamia sobie, że dał się uwikłać w jakieś makabryczne widowisko, w którym gra rolę przysłowiowego głupka. Jednak argumenty publiczności zostały odparte przez twórców stwierdzeniem, że cel akcji to w istocie przybliżenie tematu śmierci, umieszczenie martwego ciała w przestrzeni miejskiej i obojętność społeczna na śmierć (zdaniem Emilio Garcii Wehbi my Polacy, w porównaniu do Argentyńczyków, reagujemy bardzo spokojnie). Jeśli takie jest zadanie projektu, to nie ma ono sensu - nie zdarza się, by umarli leżeli na ulicach właśnie dlatego, że ludzie reagują natychmiast. Akcja "Filoktet" wydaje się szkodliwa - to nie stary dowcip z portfelem przyczepionym do nitki, a wywoływanie niedobrych emocji, ośmieszenie dobra. A już najgorsze jest to, że twórcy nie przyjęli krytyki, nie potrafili też jasno określić celu i znaczenia przedsięwzięcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji