Artykuły

Tak dla Chin, nie dla Wiednia

"Kraina uśmiechu" w reż. Zbigniewa Maciasa w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Monika Wasilewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Żeby się bawić na operetce, trzeba ją lubić. Ja nie lubię. Ale pracę artystów Teatru Muzycznego nad premierą "Krainy uśmiechu" Franza Lehara doceniam. Miłośnicy operetki będą z tej realizacji zadowoleni.

W świecie moich teatralnych potrzeb operetki mogłoby nie być w ogóle. Skostniały gatunek daje niewielkie możliwości inscenizacyjne i trzeba talentu, żeby błahą fabułką powiedzieć o czymkolwiek sensownym. Ale choć spektakl w Muzycznym nie zrobił formalnej rewolucji, realizując wiernie kiczowato-sentymentalną konwencję, to jednak uczynił to - poza kilkoma wyjątkami - ze starannością i sporym nakładem pracy.

To, co można "Krainie..." zarzucić to nierówność. Spektakl wygląda tak, jakby wszystkie pieniądze zainwestowano w realizację drugiego, "chińskiego" aktu, a z resztek sklecono oprawę części pierwszej. Fabuła "Krainy...", której osią jest nieszczęśliwa miłość Europejki i chińskiego księcia, prowadzi przez Wiedeń do pałacu na wyspach Nefrytu. Odpowiedzialny za scenografię i kostiumy Ryszard Kaja nasycił sceny chińskie z pieczołowitą dokładnością i znajomością tematu. Były barwne maski i nakrycia głowy inspirowane operą pekińską, a scena spływała purpurą i złotem. Natomiast scenografia Wiednia skąpana w jednolitej bieli, mdliła kiczowatą słodyczą jak wielka beza. Podążyli za tą tendencją tancerze, których niechlujność w pierwszym akcie wołała o pomstę. Naprawdę trzeba się bardzo starać, żeby tracić równowagę w najprostszych piruetach i gubić synchronizację w układach dwójkowych! Honor tancerzy ratuje sprawne wykonanie scen aktu chińskiego, m.in. atrakcyjny taniec ze sztandarami czy występ gimnastyczek artystycznych.

Nie zawiedli soliści śpiewacy. Anna Walczak (Liza) i Krzysztof Bednarek (Su-Czong) zbierali głośne brawa po każdej partii. Słabiej wypadły partie mówione. Zdaje się, że zagadnienie aktorskiej interpretacji tekstu jest solistom obce. A ożywienie kwestii postaci jakimkolwiek charakterem jest tu niezbędne. Inaczej dostajemy papkę bezbarwną jak zapowiedź pociągu przez dworcowy megafon. Można by się też pokusić o więcej lekkości i humoru, bo w tej "krainie" rozpoznajemy wszystko prócz tytułowego uśmiechu. Jest zbyt ciężko i topornie nawet jak na niewesołą operetkę.

Pierwsza w tym sezonie premiera Muzycznego jest jednak efektowna i sprawi przyjemność stałym widzom teatru. Ale takich jak ja, sceptycznie do operetki nastawionych, do tego gatunku nie zdoła przekonać...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji