Artykuły

To moja podróż przez miłość

- Zapragnęłam wypowiedzieć się w imieniu moich ulubionych artystów, zaśpiewać piosenki, o których wykonaniu marzyłam od lat - mówi OLGA ADAMSKA, aktorka Teatru Polskiego w Szczecinie o swoim pierwszym recitalu "Czerwony element".

Olga Adamska, aktorka Teatru Polskiego, przygotowała swój pierwszy recital "Czerwony element". Recital odbędzie się we wtorek [24.04] w Camarillo Jazz Club. Artystce towarzyszyć będą muzycy: Krzysztof Baranowski (instrumenty klawiszowe, programowanie), Maciej Kazuba (gitara), Szymon Orłowski (gitara basowa) i Radek Wośko (perkusja). Początek o godz. 20, bilety 25 zł.

Ewa Podgajna: Jaki wybrała Pani repertuar?

Olga Adamska: Zapragnęłam wypowiedzieć się w imieniu moich ulubionych artystów, zaśpiewać piosenki, o których wykonaniu marzyłam od lat. Wybrałam między innymi Mirosława Czyżykiewicza, Hankę Ordonównę, Kayah czy Wojtka Waglewskiego. Wszystkie piosenki są w nowych aranżacjach, które opracowaliśmy ze współpracującymi ze mną przy recitalu muzykami. Piosenki są mało znane i o miłości. Ale podobno wszystkie piosenki są o miłości. Jak mówił Jaroszy do Ordonówny: "Hanka, śpiewaj o miłości, o miłości ludzie będą chcieli słuchać zawsze". Naszym zamierzeniem, moim i zespołu, jest przekazanie publiczności jak najróżniejszych emocji: radości i smutku, nadziei, tęsknoty i bólu. Jak to w miłości.

Pierwszy raz mierzy się Pani z formą recitalu. Po co to Pani?

- My aktorzy nie gramy "do szuflady", wyłącznie dla siebie i sztuki. Aktor ma tę wspaniałą możliwość spotykania się z odbiorcą i uzyskania jego oceny zaraz po spektaklu. Myślę, że są w Szczecinie osoby, które znają mnie z dziesięcioletniej pracy na scenach teatrów, i że zechcą mi towarzyszyć w tej mojej podróży przez miłość.

Przygotowania to dla Pani bardziej chęć podzielenia się fascynacją tymi utworami czy nowe wyzwanie aktorskie?

- Jest w tym i fascynacja i aktorskie wyzwanie. Bo gdy słucham piosenki i się nią zachwycam, od razu myślę, jak bym ją zaśpiewała. Zależy mi, żeby te utwory jak najgłębiej przefiltrować przez siebie.

A role teatralne, te dla Pani najważniejsze?

- Takie, kiedy człowiek dowiaduje się o sobie czegoś nowego jako aktor. Rola księżnej Iriny Wsiewołodownej w "Szewcach" Witkacego, którą grałam zaraz po studiach. Harriet w "Prywatnej klinice", moja pierwsza wiodąca rola, dwie godziny niemal cały czas na scenie, postać łącząca wątki, zagrana już 130 przedstawień. Kabaret "Sufit Jonasza Kofty", gdzie odnalazłam nowe barwy swojego znajdowania się w piosenkach. A teraz ciekawa dla mnie Hrabina Hrr. w "Stacyjce Zdrój".

Czy nie szufladkują Pani w rolach pięknych, demonicznych kobiet?

- Zawsze jest tak, że dla reżysera aktor mniej czy bardziej do jakiejś postaci przystaje. Ale ja nie mam poczucia obciążenia powtarzalnością.

Nie wszyscy widzą szansę rozwoju w tym mieście, Pani ją znalazła?

- Kojarzenie rozwoju z miejscem jest błędem z założenia. Równie dobrze można być w Warszawie i się nie rozwinąć. O tym, że się związałam ze Szczecinem, trochę zadecydował los. Z perspektywy czasu wiem, że to miejsce daje szansę realizacji zawodowej Moja praca nad recitalem jest dowodem na to, że mam ochotę stawiać przed sobą nowe wyzwania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji