Artykuły

Kolekcjoner kartek-premiera w teatrze Pod Gryfami

Po kilku minutach "Historii pew­nej miłości" Tomasza Mana zaczy­namy kojarzyć, że jego bohater opowiada o równie niespełnionej namiętności, jak ta, którą pamię­tamy z "Łagodnej".

W sobotnim spektaklu bohater w inter­pretacji Grzegorza Młudzika, aktora teatru Współczesnego w Szczecinie, wzbudził umiarkowane oklaski na sali. Artysta wrósł w maleńką scenkę, dość monotonni gadał, po pół godzinie wyjął kilka kartek z kieszeni, od­czytał, przekartkował notes, odczytał kil­ka stronic, utarł nos i wyszedł. Ale nie­podważalną zaletą monodramu napisane­go i wyreżyserowanego przez Tomasza Mana jest wyrafinowana dramaturgia - umiejętność stworzenia thrillera ze zwy­kłych scen z życia małżeńskiego.

Bohater "Historii pewnej miłości" jest witrażystą bez artystycznych ambicji. In­teresuje go ustabilizowane życie - dobra praca, uporządkowany dom, przyzwoi­tość małżeńska. Powinowactwo sztuki Mana z "Łagodną" Dostojewskiego to wątek fatalnego zauroczenia mężczyz­ny, który ulegając porywowi zmysłów, nie pojmuje, że miłości nie da się kupić. Że kobiety nie można do niej zmusić. Że nadmierne przywiązanie do mieszczań­skiej przyzwoitości rodzi bolesne kon­flikty. Czasem - jak w przypadku Ewy, żony bohatera - skutkuje samobójstwem.

"Historia pewnej miłości" to dramat "asymetrycznych" wrażliwości. Bohate­rowie poznali się przez przypadek. On, jadąc samochodem, potrącił dziewczy­nę. Po kilkunastu spotkaniach wspólne wakacje, dość przypadkowy seks w po­koju hotelowym. Dziecko. Wreszcie ślub. Pierwsze niesnaski zdarzają się po narodzinach córeczki. Dziewczyna zo­stawia niemowlę. Wyjeżdża. Z dnia na dzień ich wspólny świat rozłazi się jak sparciała tkanina. Przestają ze sobą roz­mawiać. Wreszcie ona zaczyna do nie­go pisać. On kolekcjonuje te kartki, by podsycać w sobie gorycz, nie by zrozu­mieć. Zgorzkniały ulega swoistemu opę­taniu. Myśli i czuje za Ewę i co gorsza, nie dostrzega, że ją osacza.

W "Historii" brak wielkich namiętno­ści. On pedantycznie układa rzeczy w sza­fach i szufladach, kobieta rozrzuca ciuchy na środku pokoju. O takich nieporozumie­niach słuchamy przez trzy kwadranse opo­wieści naturalnej niczym plotki w pocze­kalni u dentysty. Prędko orientujemy się, że dzień po dniu egoizm mężczyzny zmie­nia miłość najpierw w serię uszczypliwo­ści, potem w pogardę, wreszcie w totalne piekło nietolerancji.

Trudno w spektaklu Mana odnaleźć wyraźne konkluzje. To, że nie należy przeciętności zderzać z nieposkromioną wolnością, wydaje się zbyt wątłą puen­tą wobec śmierci Ewy. Bądźmy zawsze ostrożni i czuli w miłości - chyba brzmi lepiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji