Artykuły

"Kraina uśmiechu", czyli między Wiedniem, Pekinem a kiczem

"Kraina uśmiechu" w reż. Zbigniewa Maciasa w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Tylko najgłębsze przekonanie o tym, że publiczność kocha operetkę, tę w klasycznym sentymentalno-bajkowo-kiczowatym wydaniu, świat baronów i hrabin pokazany "jak żywy", mogło zdecydować o śmiertelnie poważnym potraktowaniu libretta "Krainy uśmiechu".

Operetka Lehara o miłości Europejki i chińskiego księcia oraz niemożliwych do przekroczenia barierach kulturowych, weszła na afisz Teatru Muzycznego w wyjątkowo starannej oprawie. Poprzedziły ją wystawy (,Chiny wczoraj i dziś" w Muzeum Miasta i fotogramy chińskich kostiumów teatralnych w foyer teatru), warsztaty, pokaz sztuki walki, do tego sobotni spektakl został też przekazany na telebimie przed teatrem.

Reżyser Zbigniew Macias (szef artystyczny sceny z ul. Północnej) znalazł celny sposób na wprowadzenie w klimat opowieści. W uwerturę wpisał, przedstawioną bez słów, historię starszej pani (Danuta Łopatówna) pochylonej wraz z wnuczką nad kufrem z pamiątkami. Za chwilę przedmioty pojawią się w akcji będącej powrotem do młodości Lizy.

Szkoda, że reżyser tym obrazkiem nie zastąpił całego pierwszego aktu! Niestety, pojawił się wiedeński salon pełen gości nie mających w sobie wiele z elegancji wyższych sfer. To raczej galeria postaci z sitcomu. Jeśli ten efekt był zamierzony, to się udał, tylko ani trochę nie pasował do całości i stylu bajki.

Część druga widowiska, rozgrywająca się w Pekinie, należała do scenografa. Ryszard Kaja wyczarował egzotyczny świat. Artysta znający się świetnie na kulturze i sztuce chińskiej nie pozwala oderwać wzroku od sceny. Kostiumy urzekają. Wystrój chińskiego pałacu podkreślają tylko lampiony, ruchome zastawki, kilka sprzętów, więc udało się uciec od "chińskiej cepelii". Scena wygląda jak zbiór stylowych obrazów.

Sobotni wieczór był szczególny. Partią zakochanej Lizy, która wychodzi za mąż za chińskiego następcę tronu, 20-lecie pracy artystycznej świętowała primadonna Teatru Muzycznego Anna Walczak. Wdzięk i urok artystki dopełniały aktorskich i wokalnych powinności. Jako książę Su Czong wystąpił jeden z najznakomitszych polskich tenorów Krzysztof Bednarek. Solista Teatru Wielkiego obchodził jubileusz na scenie, na której debiutował 25 lat temu. Stworzył dramatyczną postać mężczyzny i władcy wykorzystując środki wyrazu godne operowej sceny. Dobre wrażenie zostawiła artystyczna młodzież - Agnieszka Gabrysiak jako mała Mi, siostra Su Czonga, oraz Tomasz Rak w roli Gucia - utracjusza zainteresowanego Lizą.

Baletowi bardziej sprzyjała uroda kostiumów, niż pomysłowość choreografa (Artur Żymełka), a orkiestra pod batutą Lesława Sałackiego, nie zdoła przekonać do muzyki Lehara chwalonej za pomysłowe rozwiązania instrumentalne, nawiązującej m.in. do Richarda Straussa, chociaż solo skrzypcowe z II aktu towarzyszące pożegnaniu głównych bohaterów zabrzmiało pięknie.

Liryczna klamra, powrót starszej pani mającej przed oczami obraz swojego Su Czonga, zamyka całą opowieść spod znaku "twoim jest serce me", w której o pierwszeństwo walczą (mający wielu zwolenników) kicz i chińska bajka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji