Artykuły

Kraków wydaje rocznie na kulturę 114 mln zł. Większa część tej kwoty trafia do 26 miejskich instytucji kultury - teatrów, muzeów, ośrodków kultury. Już wkrótce mają powstać nowe. Ale czy miasto na pewno na nie stać? - zastanawiano się we wczorajszym wydaniu "Gazety Wyborczej - Kraków". Dziś publikacje kolejnych głosów w tej sprawie.

Jerzy Fedorowicz [na zdjęciu]

radny, przewodniczący Komisji Kultury, Promocji i Ochrony Zabytków Rady Miasta Krakowa

Generalnie jestem przeciwny mnożeniu miejskich jednostek kultury. Bardziej skłaniałbym się ku temu, by nawet zmniejszać ich liczbę, powodując przekazywanie zarządów stowarzyszeniom, fundacjom, a nawet osobom prywatnym. Żyjemy w mieście, w którym odbywa się wiele imprez kulturalnych. Powinniśmy więc raczej wydawać pieniądze na konkretne projekty, a takich - sprawdzonych przedsięwzięć na wysokim poziomie - jest w Krakowie wiele i wciąż powstają nowe.

Nie rozpędzajmy się natomiast z tworzeniem nowych instytucji, ale skupmy się bardziej na weryfikacji tych, które już istnieją.

Zastanówmy się na przykład, czy powołane niedawno Balet Dworski Cracovia Danza i Biblioteka Polskiej Piosenki się sprawdzają. I czy na pewno muszą to być instytucje na garnuszku miasta?

Trzeba też przemyśleć sprawę działalności teatrów miejskich, które mają spore budżety. Może warto by pomyśleć o stworzeniu jednego teatru z kilkoma scenami, co znacznie ograniczyłoby miejskie wydatki?

Już wkrótce nasza komisja przeprowadzi dyskusję dotyczącą formuły funkcjonowania Krakowskiego Biura Festiwalowego, które może i organizuje ciekawe przedsięwzięcia, ale jednocześnie ma olbrzymi budżet.

Nie wyobrażam sobie ponadto, by w budynku dawnego kina Związkowiec miasto stworzyło Teatr Variete, którego impresariat miałaby prowadzić jakakolwiek jednostka miejska. Budynek ten należałoby raczej wynająć jakiemuś stowarzyszeniu, które wcześniej przedstawi solidny biznesplan i dopiero wtedy można u niego zamawiać spektakle i po części je też dotować.

114 mln zł to ogromna kwota, ale trzeba się zastanowić, czy faktycznie jest wydawana jak należy. Komisja kultury już jutro rozpocznie analizę wydatków na kulturę.

Małgorzata Jantos

radna, zasiada w Komisji Kultury, Promocji i Ochrony Zabytków Rady Miasta Krakowa

Nie jestem zwolennikiem mnożenia bytów, a raczej tego, co robią wielkie ośrodki na całym świecie - opiniują i dotują konkretne projekty. Podobnie działają też teatry. Nie opierają się na zatrudnionych na etacie aktorach, ale organizują castingi do danego przedsięwzięcia. Idąc tym śladem, Kraków nie powinien tworzyć nowych instytucji, nad którymi będzie musiał objąć opiekę finansową, ale powinien postawić na budowanie dobrego zaplecza oceniającego projekty. Stworzyć komisję, która w rzetelny sposób będzie oceniała, opiniowała i dotowała projekty. To powinien być najważniejszy element funkcjonowania miasta w dziedzinie kultury.

Tymczasem okazuje się, że Wrocław stanie się wkrótce kompleksem Krakowa. Wyprowadza się tam lub pracuje dla niego coraz więcej osób z Krakowa, których pomysły są w świecie kultury uważane co najmniej za niebanalne. Dlaczego tak się dzieje? Bo we Wrocławiu w bardzo wielu wypadkach przyznaje się poważne dotacje, a nie rozdrobnione pieniądze na ich projekty. W Krakowie rozproszenie tych środków jest ogromne. Ktoś na przykład wycenia swój projekt na 20 tys. zł, a dostaje 2 tys. zł dotacji.

Kraków nie może się pozbywać wybitnych osobowości, ale powinien zdobywać kolejne, nawet za duże pieniądze. Bo to właśnie nazwiska przyciągają świat kultury. Zaprosimy wybitnego reżysera czy dyrygenta, to za chwilę znajdą się twórcy, którzy chcieliby się z nim spotkać i współtworzyć tę wysoką kulturę.

W tej chwili buduję mały zespół, który dokona jeśli nie oceny, to przynajmniej podsumowania działalności krakowskich instytucji. Sprawdzamy, ile zatrudniają osób, czego dokonały w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat, jakie są ich dodatkowe koszty poza honorariami i obsługą...Trzeba się też przyjrzeć, co z ich działalności miało środowisko czy miasto. To taka mała inwentaryzacja na początek.