Artykuły

Najważniejszy jest krupnik

- Nigdy własnej żony nie reżyserowałem. Beata Rybotycka przekraczając próg teatru przestaje być moją żoną - mówi KRZYSZTOF JASIŃSKI, dyrektor Teatru STU w Krakowie. - Ale mnie jest całkiem dobrze, kiedy reżyseruje mnie pan Krzysztof Jasiński - dodaje BEATA RYBOTYCKA, aktorka.

Bardzo trudno się z Państwem umówić. Jak Pani kończy próbę, to Pan znowu zaczyna. Albo odwrotnie. Zawsze się tak mijacie?

Krzysztof Jasiński - Nie mijamy, ale teraz zbliża się premiera "Biesów" i rzeczywiście jesteśmy bardzo zajęci. Poza tym Beata dużo ostatnio śpiewa, gra w teatrze. Ale jest właśnie w takim dobrym dla aktorki wieku, kiedy powinna pracować jak najwięcej. Bo ma jeszcze na to siłę. A ja staram się jej pomagać, na ile mogę.

To znaczy jak?

K.J. - Jestem rodzinnym kierowcą, a poza tym usiłuję zgrać wszystko, co w momentach, kiedy jesteśmy bardzo zajęci, staje na głowie - czyli dwa koty, dziecko, które chodzi do szkoły i całą resztę domowych rzeczy. Muszę dodać, że te dwa koty w hierarchii rodzinnych wartości mojej żony stoją na pierwszym miejscu.

A jak to jest reżyserować własną żonę?

K.J. - Nigdy własnej żony nie reżyserowałem. Beata Rybotycka przekraczając próg teatru przestaje być moją żoną.

Beata Rybotycka - Ala mnie to jest całkiem dobrze, kiedy reżyseruje mnie pan Krzysztof Jasiński. Jestem artystką, która musi długo przyzwyczajać się do reżysera. A on dokładnie wie, który guzik przycisnąć, żeby uzyskać odpowiedni efekt. Poza tym po tylu latach wspólnej pracy już lżej niż na początku znoszę krytykę z jego strony. Ja trochę się zestarzałam, a dyrektor Jasiński na tyle dojrzał, że potrafi powściągnąć zbyt emocjonalne reakcje. Choć jego uwagi wciąż są złośliwe. Ale równocześnie bardzo dowcipne. On naprawdę potrafi mnie rozśmieszyć. Gdyby było inaczej, to pewnie bym się z nim rozwiodła.

A gdy wracacie do domu, to rozmawiacie o tym, co zdarzyło się w teatrze?

B.R. - Zazwyczaj nie. Choć zdarzyło się to przed premierą "Szczęśliwych dni" Becketta, w których grałam główną rolę, a pan Krzysztof Jasiński mnie reżyserował. Kiedy wracaliśmy po próbie do domu i Beckett pojawiał się przypadkiem w rozmowie, to zaraz zmienialiśmy temat.

K.J. - Bo ja nie wracałem do domu z żadną aktorką. Ja nie mieszkam z żadną aktorką. Ja mieszkam z moją żoną i najważniejsze jest dla mnie to, że ugotowała mi właśnie krupnik. Zresztą najlepszy na świecie, który może ugotować tylko śląska żona. Żadna aktorka nie ugotowałaby takiego krupniku.

I co Pani na to?

B.R. - Nie uważam się za wybitną kucharkę. Ale krupnik rzeczywiście chyba mi nieźle wychodzi. Ostatnio za to ugotowałam rosół z recepturką. Zapomniałam zdjąć gumkę z warzyw, więc zupa miała dodatkowe walory smakowe.

Ale to chyba normalne, że czasami gdy wraca się do domu, to ma się ochotę porozmawiać z kimś bliskim o tym, co wyszło czy nie wyszło w pracy.

B.R. - Tak, kiedyś pan Krzysztof Jasiński zapytał mnie podczas kolacji, jak mi poszła próba. I dodał, że pyta jako mąż a nie reżyser. Długo się z tego śmialiśmy.

Czuje się Pani w teatrze dyrektorową?

B.R. - Nie, on nigdy w życiu nie dałby mi na to szansy. To nie jest dyrektor, który pozwoliłby sobą rządzić.

Od początku Pani to wiedziała?

B.R.-Tak.

A Pan co poczuł na początku, kiedy pierwszy raz zobaczył Pan Beatę Rybotycka?

K.J. - To było jak uderzenie pioruna. Trzeba przeżyć taki stan, żeby wiedzieć, o czym mówię. Zanim spotkałem panią Beatę Rybotycka myślałem, że już jestem z tych spraw wyleczony. Miałem za sobą różne związki, trójkę dzieci i uważałem się za faceta z odzysku, którego już niewiele w życiu czeka. I tak właśnie planowałem swoje życie. Gospodarstwo na Mazurach kupiłem sobie tylko dlatego, żeby spędzać wolny czas w ciszy i spokoju. Wyobrażałem sobie, że będzie to miejsce, w którym schowam się na starość. Ale Beata Rybotycka przyjechała tam i objęła całe gospodarstwo. Tak jest od szesnastu lat i mam nadzieję, że będzie już tak zawsze.

B.R. - To nieprawda z tym obejmowaniem. Ja w tym gospodarstwie nie mam nic do powiedzenia. Ja w nim tylko pielę. Wszystko tam zostało przepięknie przez Krzysztofa wyreżyserowane. On, gdy przyjeżdża na Mazury, przebiera się za ogrodnika, albo za Kmicica i goni przez las na koniu.

A w Panią na początku też strzelił taki piorun?

B.R. - Nie, we mnie nic nie strzeliło. Za to teraz codziennie, kiedy rano wstaję i go widzę, to czuję uderzenie tego piorunu. I tak jest od 16 lat.

Owocem tych piorunów jest piętnastoletnia córka. Czy ona chce iść też w Wasze ślady?

K.J. - Zocha kocha teatr, spędziła w nim mnóstwo czasu, a na "Hamlecie", który trwa cztery godziny, była wiele razy. Ale jak na nastolatkę przystało, zachowuje się całkiem naturalnie, czyli co pół roku zmienia plany na przyszłość. Rok temu chciała być aktorką, wcześniej tancerką, a ostatnio jest na etapie psychologa. Aha, pamiętam, że chciała być jeszcze weterynarzem.

To dlatego te dwa koty w domu?

K.J. - Nie tylko. My w ogóle mamy dużo zwierząt. W Krakowie są dwa koty, ale na Mazurach jest ich z dziesięć. Poza tym mamy konie. Do niedawna było ich osiem, teraz już jest pięć. Jednak one zostały już zaanektowane przez moją średnią córkę, która jest zootechnikiem, kończy Akademię Rolniczą w Krakowie i jest największą koniarą w rodzinie. Pewnie niedługo plany Zochy na przyszłość też będą musiały się wyjaśnić, bo w tym roku będzie zdawała egzamin do liceum i powinna określić przynajmniej kierunek, który ją interesuje.

B.R. - Na Mazurach jeszcze mieliśmy kiedyś stado kóz, które zżerały wszystko, co udało nam się wyhodować. Staraliśmy się oddać je w dobre ręce, ale nikt ich nie chciał. Aż w końcu zginęły śmiercią bohaterską, podczas walki, która wybuchła na tle erotycznym.

Nie ma już kóz, ale na święta wielkanocne pewnie wyjeżdżacie Państwo na Mazury.

K.J. - Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Robimy to od 15 lat, bo to jest przecież święto wiosny, a wiosna tam jest przepiękna. Nie uznaję świąt, podczas których w Wielką Sobotę nie poszedłbym ze święconką do wiejskiego kościółka. Prowadzi do niego prawdziwa wiejska droga. Ma ona ze dwa kilometry. Czasami, jak jest brzydka pogoda, to dowożę całe towarzystwo bryczką.

A lany poniedziałek. Kto kogo oblewa?

K.J. - To jest domena dzieciaków. Mam już wnuka, który jest jeszcze młody, dlatego musimy uważać, żeby nie przesadzał z wiadrami. W naszym gospodarstwie są dwa stawy, więc straszę dzieci, że jak się nie uspokoją, to wszystkich powrzucam do zimnej wody.

Ugotuje Pani na święta swój wybitny krupnik?

B.R. - Nie, bo na Mazurach jest pani gospodyni, która opiekuje się gospodarstwem i to ona zawsze przygotowuje świąteczne potrawy. Poza tym ona ma męża, który jest pochodzącym ze Śląska rzeźnikiem. Nikt lepiej niż on nie zajmie się wędlinami i mięsami. Ja przygotuję tylko moją jedyną świąteczną specjalność, czyli buraczki z chrzanem i czerwonym winem. Na pewno będą pyszne.

No to życzę wesołych świat.

BEATA RYBOTYCKA skończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. Zadebiutowała w roku 1988. Występowała w Starym Teatrze, Teatrze Ludowym w Nowej Hucie (1990), Teatrze Muzycznym w Gdyni, no i w Teatrze STU, gdzie możemy oglądać ją w wielu przedstawieniach. Gra też w "Tangu Piazzolla"w Teatrze im. J. Słowackiego i śpiewa m.in. w Piwnicy pod Baranami.

KRZYSZTOF JASIŃSKI jest aktorem, reżyserem teatralnym i telewizyjnym, absolwentem wydziału aktorskiego PWST w Krakowie. Założył Teatr STU, który zaczął się pojawiać na największych festiwalach na świecie. Był współtwórcą spektakli okrzykniętych manifestem pokolenia: "Spadanie" "Sennik polski" "Exodus". Znany jest z realizacji widowisk plenerowych. Reżyserował m.in. "Harfę Papuszy" na krakowskich Błoniach, "Halkę" w krakowskich Skałkach Twardowskiego i "Giocondę" nad brzegiem Odry we Wrocławiu. Był także reżyserem oper Verdiego - "Makbeta" i "Rigoletta" w Teatrze Wielkim w Poznaniu, a także musicalu "Chicago" w Teatrze Komedia w Warszawie. Reżyseruje również widowiska telewizyjne. Jest twórcą m.in. znanych z TVP benef isów w krakowskim Teatrze STU. Grał także w kilku filmach i serialach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji