Artykuły

Znak równości

"Transfer!" w reż. Jana Klaty w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Pisze Marcin Hałaś w Gazecie Polskiej.

"Transfer!" Jana Klaty we wrocławskim Teatrze Współczesnym to przedstawienie chwilami przejmujące. Ale jako całość - najzwyczajniej nużące. Bardziej akademia niż spektakl teatralny. W dodatku odnoszę nieodparte wrażenie, że twórca zastosował coś, co nazywa się "reklamą podprogową".

Zacznijmy od samego spektaklu: reżyserii jest w nim bardzo mało. Ot, tyle co na szkolnej akademii, kiedy kolejni deklamatorzy wychodzą przed szereg, by wypowiedzieć swoje kwestie, jedyny pomysł inscenizacyjny to umieszczenie na podniesionej platformie polityków "Wielkiej (dla Polaków raczej parszywej) Trójki". Churchill, Roosevelt i Stalin raz po raz wypowiadają lalka kwestii albo chwytają w dłonie instrumenty muzyczne i raczą publiczność ostrym rockowym brzmieniem. Właściwie nie bardzo wiadomo, czemu ma ono służyć: czy idei przyciągnięcia do teatru młodzieży, trawiącej tylko koncerty rockowe, czy raczej mamy do czynienia z zabiegiem bardziej utylitarnym: gwarancją wybudzenia przysypiających widzów. Zainteresowanie budzić może jedynie pomysł scenograficzny: scena wysypana jest świeżą ziemią, która po każdym wyjściu postaci do przodu staje się coraz bardziej zdeptana. Reszta to już tylko akademia, chwilami mocno nużąca, albo telewizyjne studio "gadających głów". Tym samym recenzent zwolniony został przez samego twórcę z obowiązku analizy warstwy teatralr nej widowiska. Bez wyrzutów sumienia mogę więc zająć się skomentowaniem jego niektórych pozaartystycznych kontekstów.

Nie było bardziej oczekiwanej, nie było głośniejszej premiery w tym sezonie. Nic dziwnego - spektakl o "wypędzonych" musiał budzić emocje. Sprzyjają im chyba czasy, w których Erika Steinbach i Powiernictwo Pruskie robią wszystko, by sprawa niemieckich wysiedlonych była w ich kraju żywym przedmiotem publicznej debaty. I kiedy równocześnie większość działających w naszym kraju mediów zdaje się zabiegać różnymi sposobami, by trwało w naszym społeczeństwie wrażenie, że polscy ekspatrianci i ich potomkowie są wstydliwym ciężarem, że nie mają prawa do niczego: ani do jakichkolwiek roszczeń, ani nawet do upominania się o elementarną prawdę historyczną.

"Transfer!" to raczej projekt społeczny, parateatralny, dokumentalny niż przedstawienie sensu stricto. Do opowiedzenia losów własnych rodzin Jan Klata zaangażował autentycznych przesiedleńców: Polaków i Niemców, którzy przeżyli dramat roku 1945. Opowiadają o nich w swoich ojczystych językach, spektakl jest więc dwujęzyczny. W tych opowieściach są - z pewnymi wyjątkami - naturalni i poruszający. Trudno pozostać obojętnym wobec starej kobiety w chustce na głowie, która z kresowym akcentem śpiewa zapamiętaną z młodości piosenkę, a potem odczytuje nazwiska mieszkańców rodzinnej wioski wraz z ich narodowością. Nie sposób żadnemu z bohaterów "Transferu" odmówić autentyczności oraz indywidualnej racji. Tyle że te pojedyncze racje tworzą taką mozaikę, która raczej nie przedstawia prawdy historycznej.

"Transfer!" mógłby równie dobrze nosić inny tytuł: "Znak równości". Bo chyba "tezą do udowodnienia" było stwierdzenie o równości losu: wypędzenie Polaków z naszych przedwojennych województw wschodnich tyle samo znaczy, co wysiedlenie Niemców z ich ziem zachodnich. Jedna krzywda, podobne cierpienie. Tymczasem nie: to co można wykazać na podstawie pojedynczych, wypreparowanych losów - pozostaje fałszem w sensie zarówno historycznym, jak i metahistorycznym.

Istnieje coś takiego jak pojęcie "reklamy podprogowej". Oznacza ono przekaz, który ma oddziaływać na podświadomość odbiorcy. W spotach telewizyjnych są to np. hasła wyświetlane tak krótko, że nie jest ich w stanie zarejestrować obciążone bezwładnością ludzkie oko. Jednak wyłapuje i przyswaja ich treść podświadomość. Podobna zasada działa w "Transferze !". Gdzieś w deklaracjach polityków nakreślona została niewątpliwa prawda: trudno mierzyć jedną miarą los Polaków i Niemców. Ci pierwsi są ofiarami, ci drudzy - sięgając do znanego zupełnie skądinąd cytatu - sami sobie zgotowali swój los. A jednak podświadomość widza cały czas bombardowana jest zupełnie innym przekazem: "Wujka Hugo zabili Polacy w obozie" - stwierdza Niemiec. "Niemcy, biedni ludzie tak samo jak my" - mówi Polak. "Moi rodzice nie byli nazistami. Dlaczego musieliśmy cierpieć" - pyta Niemka. Polak opowiada, jak na niemiecki rozkaz Ukraińcy wyprowadzali Żydów z ich mieszkań, a sąsiedzi już rabowali żydowski dobytek. Oto dwie kobiety ciągną pożydowską pierzynę, każda chce ją zdobyć dla siebie. "Jedna była Ukrainką. Druga Polką. Wiem na pewno, że była Polką - była matką mego kolegi" - mówi Polak. Dodajmy, że stwierdzenia dotyczące prawdy historycznej padają z ust aktorów, którzy grają polityków Wielkiej Trójki w zgoła kabaretowej tonacji. Drobne wyimki jednostkowych losów opowiadają ludzie, którzy naprawdę to przeżyli. I oczywiście oni są bardziej wiarygodni.

Być może rzeczywiście jest to "Transfer!". Tyle że transfer w polityczną poprawność, a zaraz potem w fałsz - na tyle delikatny, że może grać rolę prawdy. W końcu jesteśmy w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji