Artykuły

Bardzo prosty teatr

Zaczykiewicz proponuje widzowi szalenie prosty teatr, w którym najtrudniejszym artystycznie zadaniem zdaje się być wykreowanie zwierzęcych ról, z czym cała piątka aktorów radzi sobie doskonale - o "Bardzo prostej historii" w reż. Bartosza Zaczykiewicza w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu pisze Aleksandra Konopko z Nowej Siły Krytycznej.

Kameralna przestrzeń wyznaczona kilkoma charakterystycznymi rekwizytami. Dwie drewniane skrzynie, grabie, wiklinowy kosz, wiadro. Z boku drabina prowadząca do niewielkiego składu siana. Prowizoryczne zagrody dla krowy, kobyły i świni. Podłoga i drzwi z surowych desek. Nieskomplikowana, dostosowana do klimatu opowieści, scenografia autorstwa Izy Toroniewicz. Prosta wiejska obora. Bardzo prosta historia. Tak prosta, że autorka sztuki nadała jej właśnie taki tytuł. Nie potrzebne były zbędne słowa. Marija Łado pokazała fragment zwykłego wiejskiego życia na rosyjskiej prowincji. Nie ma tu jednak większego znaczenia czy jesteśmy w Polsce, w Rosji, czy w jakimkolwiek innym miejscu. Sztuka mówi o uniwersalnych wartościach, najzwyklejszych codziennych zdarzeniach, z którymi zmaga się człowiek niezależnie od tego, gdzie mieszka. Akcja rozgrywa się w skromnym gospodarstwie, a dokładniej w oborze. Jest to bowiem przestrzeń, w której świat ludzi współistnieje ze światem zwierząt, a te z kolei są w tym przypadku pełnoprawnymi bohaterami opowieści. Potrafią kochać, odczuwać strach i współczucie tak samo jak ludzie. Mówią i myślą. Bywają mądrzejsze niż człowiek.

Polska prapremiera "Bardzo prostej historii" została wystawiona na deskach opolskiego Teatru im. Jana Kochanowskiego przez Bartosza Zaczykiewicza. Reżyser prostotę sztuki uznał za punkt wyjścia dla swojego przedstawienia i na nim oparł budowanie scenicznych obrazów. Publiczność ogląda zatem historię zilustrowaną w prosty i miły sposób. Konsekwencją tego jest zbyt duża dosłowność niektórych rozwiązań. Tak jest chociażby w przypadku scen z latającą po śmierci świnią (Iwona Głowińska), która, aby być rozpoznawana jako anioł, zaczyna nosić pierzaste białe skrzydła rodem z jasełkowych inscenizacji. Uderza też końcowe dopowiedzenie z plastikową lalką-bobasem udającą nowonarodzone dziecko, co przy tak nieskomplikowanej fabule wypada zbyt naiwnie. Operowanie prostymi, ale nie do końca dopowiedzianymi środkami jest natomiast bardzo korzystne w przypadku scenografii i zwierzęcych kostiumów, które subtelnie i pomysłowo sugerują wyznaczone role unikając jednocześnie zamknięcia aktorów w infantylne kostiumy zwierząt. Krowa Zorka (Beata Wnęk-Malec) oczekująca na narodziny swojego małego cielaczka, stara Kobyła Siostrzyczka (Elżbieta Piwek), ciekawa życia Świnia (Iwona Głowińska), wesoły Pies Bury (Przemysław Kozłowski) i Kogut "intelektualista" (Andrzej Czernik) nie są w tym przedstawieniu drugoplanowymi bohaterami. To dzięki ich obserwacji, wrażliwości i działaniu zdarzenia mogą zmienić bieg na lepsze.

Poddawane w spektaklu refleksji problemy są właściwie odwieczne. Widzimy mentalność małej zamkniętej społeczności, miłość młodych ludzi pochodzących z dwóch różnie usytuowanych materialnie rodzin, niezgodę rodziców na ich ślub, niechcianą ciążę, decyzję o jej przerwaniu po to, by uniknąć społecznego skandalu. Dylematy stare i uniwersalne. W dzisiejszych czasach trudno uniknąć wrażenia, że może już nawet nieco przerysowane, chwilami groteskowe, czy banalne. Z drugiej strony, nad czym warto się zastanowić, wciąż jeszcze aktualne. Tym, co natomiast może przyciągnąć uwagę widza, jest na pewno rodzaj baśniowości i aura magicznych ludowych opowieści. Nic nas tu jednak, od początku do końca, nie zaskoczy. Zaczykiewicz proponuje widzowi szalenie prosty teatr, w którym najtrudniejszym artystycznie zadaniem zdaje się być wykreowanie zwierzęcych ról, z czym cała piątka aktorów radzi sobie doskonale. Warto w tym miejscu szczególnie wyróżnić wyjątkowo uroczą i sugestywną postać Świni stworzoną przez Iwonę Głowińską.

Spektakl odpowiada na powszechnie istniejącą wśród ludzi potrzebę prostych wzruszeń i oderwania się choćby na chwilę od znacznie mniej bajkowej i często bardzo skomplikowanej rzeczywistości. To właśnie może stanowić o sile tego przedstawienia, które ujmie za serce na pewno wszystkich tych, którzy szukają w teatrze rozrywki, relaksu i odrobiny humoru. Ci, którzy oczekują od artystycznej sceny jednak czegoś więcej, będą rozczarowani. Pozostanie im na pocieszenie wzruszenie wywołane pięknym i wyważonym opracowaniem muzycznym przygotowanym przez Tatianę Sopiłkę. Tradycyjne wielogłosowe pieśni pasują do "Bardzo prostej historii" jak żadne inne. Same w sobie są już wyjątkowym spektaklem. Niby zwyczajne jak cała opowieść, a jednak zupełnie odmienne, bo poruszające najgłębiej skryte w duszy emocje. Jest to bez wątpienia ogromny atut opolskiego przedstawienia. Warto nawet na moment przymknąć oczy i po prostu poddać się tej muzyce, aby ta bardzo prosta historia mogła wnieść coś więcej, czego może po samym scenicznym obrazowaniu początkowo się nie spodziewamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji