Artykuły

Bóg nas stworzył i zostawił

- Zrozumiałam, że śpiewanie to mój najbardziej organiczny sposób wyrażania siebie, i przeniosłam punkt ciężkości z aktorstwa na muzykę. Muzyka zawsze była blisko, tylko ja nie myślałam, że to jest to - mówi MARIA PESZEK, aktorka Teatru Studio w Warszawie.

Maria Peszek, aktorka, piosenkarka: Jestem idealistką, wierzę, że przesuwamy się w tej podróży tylko dzięki ludziom, którzy mają marzenia i je realizują, ale jestem też realistką i czuję się silnie zakotwiczona w życiu. Dlatego metafizyczny jest dla mnie moment, kiedy np. jem ciastko posypane cukrem pudrem i ten smak przenosi mnie do dzieciństwa, i sprawia, że płaczę nad bezpowrotnie utraconą niewinnością. Odbieram świat bardzo zmysłowo. Oglądam, wącham, dotykam. Wynika to z mojego głębokiego przekonania, że życie jest tutaj. Co dalej, nie wiem, ale jeżeli nawet jest coś dalej, to nie dotyczy sfery ciała, więc ja tego nie posmakuję.

Życie jest dla mnie największym olśnieniem. Nie sztuka, jak do niedawna myślałam, ale zwykła codzienność. Czas gorączki i intensywnej pracy nad projektem "miasto mania" się zakończył. Spełniłam swoje marzenie i teraz pozwalam sobie na luksus życia, na cieszenie się codziennością. Przez chwilę... Najnowsze dwa wersy, jakie napisałam, brzmią: "Nie mam najmniejszych złudzeń co do przyszłych przebudzeń". To "tutaj" jest najważniejsze. Jestem teraz w momencie bardzo przyziemnych decyzji - urządzam mieszkanie. Kupuję kafelki, decyduję, gdzie wykuć rurę i postawić wannę. Podczas ostatniej rozmowy z tatą o rurach i kafelkach Jan Peszek powiedział: "Bóg nas stworzył i zostawił". To bardzo dojmujące, ale też prawdziwe: człowiek jest sam. Nie przeraża mnie to, lecz daje siłę. Do życia i tworzenia.

Teraz jest również ważny moment artystycznej przemiany. Zrozumiałam, że śpiewanie to mój najbardziej organiczny sposób wyrażania siebie, i przeniosłam punkt ciężkości z aktorstwa na muzykę. Muzyka zawsze była blisko, tylko ja nie myślałam, że to jest to. Miałam nianię, prostą kobietę, która śpiewała ludowe pieśni, tysiące pięknych i okrutnych zwrotek o miłości. Śpiewałam też w ludowym zespole Małe Łowiczanki, chodziłam na balet, grałam na pianinie. Uwielbiałam fugi Bacha. Potrafiłam grać po 4-5 godzin dziennie. Osiągałam wtedy stan transu, całkowitej harmonii ze światem.

Gdy miałam dwa lata, wymyśliłam pierwszą piosenkę. Mam jej nagranie do dziś. Tata na kasecie mówi: "Zaśpiewaj coś, Maniu", a Mania odpowiada: "To ja zaśpiewam Białą piosenkę"". I zaczynam: "Biała piosenka, biała piosenka...", dwa wyrazy i dwa dźwięki, a potem wyliczam: "mleko, śnieg, cukier"... Ten poziom abstrakcji to cała Maria Peszek i "miasto mania".

Żyję w dwóch rzeczywistościach, jak gdyby falami. Regularnie zakładam nowe notesy, w których zapisuję swoje pomysły, jem zdrowo, śpię długo, chodzę na spacery. Ale po chwili wciąga mnie wir twórczości i to wszystko znika zassane w otchłań pracy, i nic nie jest od niej ważniejsze, nawet ja sama. Tajfun się kończy i wracam do zwykłego życia. Chciałabym pogodzić te dwa światy. A z drugiej strony może właśnie dzięki temu rozdarciu mogę zrobić coś, co da ludziom dreszcz?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji