Artykuły

Bronię życia i nie lękam się

- Dla wielu ludzi kariera jest dziś najważniejsza. Przez to bardzo wiele osób ma jałowe sumienia - mówi HALINA ŁABONARSKA, aktorka Teatru Ateneum w Warszawie.

Wzięła Pani udział w Marszu dla Życia, w którym uczestniczyło wiele tysięcy osób z całej Polski, pragnących dodać odwagi parlamentarzystom pracującym nad wzmocnieniem konstytucyjnych gwarancji dla życia człowieka. Dlaczego?

- Organizatorzy zapytali mnie, czy zechciałabym przeczytać świadectwo pewnej osoby, która napisała o swoich doznaniach podczas dokonywania aborcji. Było to świadectwo pielęgniarki. Jednocześnie odebrałam to jako zaproszenie do wzięcia udziału w tej manifestacji. Zdecydowałam się od razu. Zresztą nawet gdybym nie była zaproszona w ten sposób przez organizatorów, to i tak udałabym się na tę manifestację. Już wcześniej planowałam wybrać się pod kościół św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży w Warszawie, żeby wziąć udział w Marszu razem z tymi, którzy bronią życia. To, że poproszono mnie, abym odczytała to świadectwo, było dla mnie szczególnym podkreśleniem mojego wcześniejszego wyboru, że decyzja, aby tam być, jest dobrą decyzją. Podczas Marszu dla Życia przeczytałam także apel matki ks. Jerzego Popiełuszki. Muszę przyznać, że uczyniłam to z wielkiego szacunku dla mamy ks. Jerzego, a również przez pamięć dla tego kapłana męczennika, którego znałam osobiście i często uczestniczyłam w odprawianych przez niego Mszach Świętych za Ojczyznę. Nie ukrywam, że to też miało wielki wpływ na moją postawę w kwestii obrony życia.

W środowisku aktorskim można dostrzec bardzo różne poglądy na temat aborcji. Aktorzy często proszeni są o komentarz w związku z obecną debatą nad zmianą Konstytucji w zakresie ochrony życia. Zdania są podzielone: są zwolennicy, jak i przeciwnicy nowelizacji.

Wydaje mi się, że wielu aktorów nie ma odwagi, żeby powiedzieć, jaka jest ich prawdziwa postawa. Moim zdaniem, wpływ na to ma układ, jaki jest w tym środowisku; być może również chęć zrobienia kariery jest tak duża, że przyznawanie się do takich odważnych, zdecydowanych poglądów stało się niemodne, niepopularne. Trudno jest mi wypowiadać się za innych. Myślę, że istotna jest tutaj sprawa sumienia. Wydaje mi się mianowicie, że wielu uśpiło swoje sumienie i nie może się zdecydować na to, czy stanąć po jednej, czy po drugiej stronie. W konsekwencji wiele osób przybiera postawę konformistyczną, neutralną, która moim zdaniem jest najgorsza z możliwych. Trudno być kimś, jeśli się człowiek nie opowie, po jakiej jest stronie.

Ja wyraźnie opowiedziałam się po stronie życia, ponieważ w pewnym momencie zdecydowałam, iż będę realizować to, czego nauczał Ojciec Święty Jan Paweł II, który często powtarzał nam, że życie ludzkie jest wartością nadrzędną i podstawową. Nie widzę zatem innej możliwości, jak stać po tej stronie i wyrażać to w sposób publiczny.

A czy brak jasnego stanowiska w tak fundamentalnej sprawie nie świadczy przypadkiem o kryzysie moralnym?

- Wydaje mi się, że mamy tu do czynienia z kryzysem moralnym, który dotyka nie tylko naszego środowiska, ale w ogóle ludzi. Często wmawia się nam, że wszystko jest dopuszczalne. Akceptacja przerywania ciąży stanowi przejaw takiej postawy, gdy człowiek uważa, że nie stać go na odróżnianie tego, co jest dobre, od tego, co jest złe. Ewidentnie widoczny jest tu więc kryzys moralności, który polega też na tym, że nie widzi się dobra płynącego z obrony życia. Tym bardziej, że na mocy prawa naturalnego prawo do życia przynależy każdemu człowiekowi, toteż nie sposób zaakceptować sytuacji, w której jeden człowiek już istniejący decyduje o życiu tego, który się począł, i który nie może się bronić. Wiele na ten temat powiedział nam prof. Bernard Nathanson, który przyjeżdżał do Polski ze swoim przesłaniem, świadectwem. Mówił, że sam był kiedyś aborcjonistą, ale kiedy zobaczył, jak małe dziecko broni się przed uśmierceniem, to całkowicie zmienił swoją postawę. Stał się chrześcijaninem i bardzo oddanym obrońcą życia.

Skąd czerpie Pani inspirację i siłę w obronie prawa każdego człowieka do życia?

- Potrzeba pewnej odwagi, żeby powiedzieć: bronię życia i nie lękam się. Pamiętajmy jednak o tym, że sam Jan Paweł II zaczął swój pontyfikat od słów: "Nie lękajcie się!". Jeżeli człowiek weźmie to naprawdę na serio, to wszystko staje się bardzo proste i jednoznaczne. Z pewnością nie jest to łatwe, ale tą drogą trzeba iść. Staje się to jeszcze bardziej aktualne w kontekście ostatnich dni, kiedy szczególnie wspominamy Ojca Świętego. Dziwny byłby chrześcijanin, który płacze, wspominając naszego wielkiego rodaka, a jednocześnie nie pamięta, że ten, którego opłakuje, krzyczał wszędzie, pisał w swoich encyklikach, a także w wielu książkach, chociażby w "Przekroczyć próg nadziei", że prawo do życia jest dla człowieka prawem podstawowym. Ponadto uczył nas tego przez cały swój pontyfikat - w którymś momencie trzeba to więc usłyszeć i zacząć realizować.

Niektóre kobiety, w tym także aktorki, twierdzą, że są przeciwne zabijaniu dzieci poczętych, ale zaraz dodają, że jeśli dziecko zostanie poczęte w wyniku gwałtu bądź istnieje podejrzenie, że jest nieuleczalnie chore czy też jego obecność zagraża zdrowiu matki, to te szczególne okoliczności - ich zdaniem - usprawiedliwiają działania aborcjonistów.

Myślę, że tu nawet nie trzeba wyszczególniać, że to są aktorki, wystarczy spojrzeć na to, że wszystkie feministki, które podparły się teraz przykładem pani Alicji Tysiąc, właśnie w ten sposób mówią. Ale jest to hipokryzja, postawa absolutnie chora, która buduje taki obraz człowieka, że z jednej strony, postrzegany jest on jako dobry, a z drugiej strony, ten sam człowiek pozostawia sobie furtkę, żeby być panem życia i śmierci, żeby móc o tym decydować, czyli przejmować takie funkcje, które zupełnie nie przynależą człowiekowi. To zakłamanie. Sądzę, że to jedna z najpoważniejszych chorób naszej cywilizacji, w której człowiek zatracił wrażliwość na wartości. Wydaje mi się, iż to kwestia chorego sumienia, które zabija się po to, aby móc korzystać ze wszystkich wygód życia, w dodatku bez żadnych wyrzutów. A wiadomo, że życie jest drogą pełną cierpienia, na której powinniśmy podejmować takie decyzje, aby nie krzywdzić drugiego, tym bardziej tego niewinnego i małego, który tak jak wcześniej powiedziałam, nie może się bronić.

Jak Pani świadectwo oceniają koledzy i koleżanki?

- Nie zwracam uwagi na to, co inni o mnie myślą, ponieważ w momencie, kiedy człowiek podejmuje już pewną decyzję, wybiera konkretną drogę, wtedy wszelkie opinie nie mogą mieć na niego wpływu. Odnoszę wrażenie, że inni patrzą na mnie z pewnym niedowierzaniem, a jednocześnie z szacunkiem. Budzi się w nich refleksja, że oto mnie stać na takie radykalne, jednoznaczne wybory. Uważam, że to nie jest złe. Trzeba dawać świadectwo i nie bać się niczego, po prostu niczego.

Halina Łabonarska to także matka trzech synów, a wiadomo, że zawód aktorski wymaga wielu poświęceń. Jednak nie można też zapominać o tym, iż macierzyństwo stawia przed kobietą wymagania największej rangi. Jak udało się Pani połączyć te dwie role: matki i aktorki?

- To wymagało ode mnie i cierpienia, i wysiłku. Jestem bardzo szczęśliwa, że mam trzech synów, a wręcz mogę powiedzieć, że jestem dumna, iż jestem ich matką. W moim życiu moje dzieci są dla mnie największą wartością i znajdują się na samym szczycie innych wartości. Dlatego też wybór, aby iść na marsz w obronie życia, nie jest w moim przypadku czymś zaskakującym. Po prostu byłam tam, gdzie powinnam być.

W jaki sposób zachęcać innych ludzi, aby w swoich środowiskach mówili wyraźnie, że każdy człowiek ma prawo do życia aż po naturalny kres?

- Istotną kwestią jest to, aby nie było w nas lęku, kiedy mówimy o rzeczach trudnych, które tak naprawdę wcale nie są takie trudne. Bo kiedy mówi o nich człowiek, który jest tak wielkim autorytetem jak Jan Paweł II, to wystarczy tego słuchać. Wówczas będziemy mieć poczucie, że nasze życie ma sens, a podejmowane przez nas decyzje są właściwe. Obecnie trwa nagonka medialna i bardzo natężona dyskusja na temat obrony życia nienarodzonych dzieci. Bardzo często ludzie, nawet ci publiczni, boją się wypowiadać, a nawet wolą się nie wypowiadać, bo to może im w czymś zaszkodzić, np. nie będą zaangażowani do jakiegoś przedstawienia, zostaną pominięci, a, niestety, dla wielu ludzi kariera jest dziś najważniejsza. Przez to bardzo wiele osób ma jałowe sumienia. Te osoby są też strasznie smutne przez to, że nie mogą mówić tego, co naprawdę myślą. Dlatego wielu ludzi nie mówi o tym, bo się boją. Ale ja się nie boję.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji