Artykuły

Biesy i czas zamętu

- Dostojewski pisał "Biesy" przed Rewolucją Październikową i coś tam przewidział. A teraz historia zatacza koło - mówi KRZYSZTOF JASIŃSKI , dyrektor Teatru STU w Krakowie, który przygotowuje sceniczną realizację powieści.

Dlaczego właśnie teraz, na tym etapie drogi artystycznej, sięga Pan po "Biesy" Dostojewskiego?

- Bo właśnie przyszła na to pora. Kiedy przyjrzy się Pani repertuarowi naszego teatru i ułoży w kolejności ostatnie trzy moje premiery, to najpierw jest "Hamlet", później "Wielkie kazanie księdza Bernarda", czyli taka wprawka do "Biesów", a po drodze beckettowski teatr śmierci, czyli "Szczęśliwe dni". To było takie przygotowanie artyleryjskie do obecnej premiery.

Czy jest coś w dzisiejszej rzeczywistości, co prowokuje do wystawienia "Biesów" właśnie w tym momencie?

- Przede wszystkim zamęt, jaki charakteryzuje nasze czasy i naszą, rozumianą wielopłaszczyznowo, rzeczywistość. Można tu oczywiście użyć także słowa "relatywizm", ale ono kojarzy się z moralnością. A mnie chodzi nie tylko o moralność. Dlatego to, co się dzieje, to nie jest już relatywizm, tylko zamęt. A jak zamęt, to mętna woda, w której ktoś łowi sobie ryby. To wszystko ma oczywiście również odniesienie do procesu historycznego. Dostojewski pisał "Biesy" przed Rewolucją Październikową i coś tam przewidział. A teraz historia zatacza koło.

O czym będą więc "Biesy" w Teatrze STU?

- O tym, że wszyscy powinniśmy się poddać zbiorowemu oczyszczeniu ze zła, które w nas jest. Bo to my za nie odpowiadamy, nie bolszewicy, nie faszyści, tylko my, Polacy, którzy żyjemy tu i teraz. Ta wolność, którą zdobyliśmy jakimś cudem, powinna być dla nas najistotniejszą wartością, a ciągle nie zdajemy sobie z tego sprawy. Teatr jest po to, by nam o tym przypominać.

Przygotowując adaptację musiał Pan zdecydować się na wyciągnięcie z ogromnej powieści poszczególnych wątków. Które dla Pana były najważniejsze?

- Wszystkie. Ja robię "Biesy", a nie na przykład historię Stawrogina. Moja adaptacja jest wierna. Mogłem sięgnąć oczywiście po adaptację Alberta Camusa. Siedem lat temu, kiedy zacząłem pracować nad "Biesami", zastanawiałem się nad nią, ale w końcu wydała mi się anachroniczna.

Czym różni się Pana adaptacja od adaptacji Camusa?

- Różni się zasadniczo. Jego adaptacja jest agnostyczna. Stwierdziłem, że nie można mówić o diabłach tylko przez pryzmat polityki, problemów społecznych, historii.

A jak będzie wyglądała realizacja teatralna?

- Tego nie mogę zdradzić. Powiem tylko tyle, że nie znoszę w teatrze postmodernizmu, w szczególności w jego niemieckiej odmianie. To na szczęście powoli przemija. Mam na dodatek nadzieję, że moje "Biesy" przyczynią się do tego, iż do teatru wróci autor.

Kto zagra w Pana "Biesach"?

- Aktorzy z całej Polski. Częściowo będą to aktorzy, którzy dziesięć lat temu zaczynali ze mną pracę nad "Hamletem". To aktorki i aktorzy, którzy wtedy debiutowali, byli zaraz po szkole teatralnej, a teraz już mają status gwiazd. W roli Stawrogina wystąpi Radek Krzyżowski. Zobaczymy także Urszulę Grabowską, Annę Cieślak, Grzegorza Mielczarka, Krzysztofa Globisza, Jerzego Święcha, Annę Tomaszewską, Maję Barełkowską, Krzysztofa Pluskota, Dominikę Figurską, Roberta Koszuckiego, Beatę Rybotycką, Dariusza Gnatowskiego... Zadebiutują studenci PWST. Wystąpi również prawdziwy chór cerkiewny "Woskresiennia" z Równego na Ukrainie. Tak więc w spektaklu będzie muzyka cerkiewna i tam, gdzie to konieczne, muzyka ludowa. Opracowanie muzyczne precyzyjnie wiąże się z Triduum Paschalnym.

Kiedy premiera?

- Jesienią, pewnie na początku października. Ale pierwsze pokazy odbędą się już w kwietniu i w maju.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji