Artykuły

Jestem częścią ulicy

- Nigdy nie miałam poczucia bycia aktorką w takim sensie. Aktorką byłam, kiedy grałam i czego mi - nie ukrywam - coraz bardziej brakuje - mówi JOANNA SZCZEPKOWSKA, aktorka Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Rozmawiamy z Joanną Szczepkowską, aktorką i pisarką, która wydała ostatnio tomik poezji "Ludzie ulicy i inne owoce miłości".

Kiedy Pani odkryła, że poezja jest ważna w życiu?

- Raczej musiałam odkryć, że to proza ma wielkie znaczenie w życiu - o poezji wiedziałam wcześniej. Urodziłam się przecież w domu teatralnym, mieszkałam w kamienicy aktorskiej i od dzieciństwa słuchałam, jak ojciec uczy się wierszy. "Ingę Bartsch" Gałczyńskiego znałam na pamięć już jako pięciolatka, niewiele z niej rozumiejąc. Z większym zrozumieniem mówiłam "Panią Twardowską", którą potraktowałam jako elementarz. Uczyłam się liter znając ten wiersz na pamięć.

A czy pisała Pani, wzorem nastolatek, wiersze? W rodzinie był nie tylko ojciec-aktor, ale i dziadek-pisarz Jan Parandowski.

- To była ogromna, realizowana potrzeba. Zaszczepienie poezji w dzieciństwie jest zaszczepieniem konieczności ujęcia tego, co się myśli i odczuwa, jako pewien rytm, formę. Powstaje wówczas jakiś rodzaj wyzwania, żeby te myśli ułożyć w sens powiedziany albo niedopowiedziany. Na początku był to rodzaj zabawy, ale pamiętam takie swoje natchnienia, kiedy odchodziłam od obiadu, bo musiałam coś zapisać.

Czy przetrwały jakieś Pani wiersze z czasów wczesnej młodości?

- Część tych rzeczy była podarowana mojemu dziadkowi na jego imieniny, więc być może znalazła się w jego papierach, przekazanych już do archiwum. Chciałabym, żeby moje wiersze zachowały się w tych archiwaliach, ale nie jestem tego pewna, czy przetrwały. W domu mam jedynie strzępy, jakby wyrwane z kontekstu fragmenty utworów.

Pierwsze Pani publikacje to były jednak formy prozatorskie: felietony i opowiadania. Czy to znaczy, że dojrzewała Pani do pisania poezji?

- Czym innym jest pisanie wierszy, a czym innym myślenie o wydaniu ich. Przed dwoma laty wydałam malutką, skromną próbkę poezji. Z tamtego zbiorku w wydanym właśnie tomiku "Ludzie ulicy i inne owoce miłości" znalazło się zresztą kilka wierszy. Tamta skromna książeczka umknęła uwadze czytelników, co mogę zrozumieć, gdyż nie ma większej ufności do pisarskiej twórczości aktorów.

Ma na to wpływ zalew tzw. literatury pamiętnikarskiej, często skandalizującej.

- A przecież inny jest koszt twórczy działalności pisarskiej i takiej, która ma służyć bulwersowaniu własnym życiem. W moim przypadku wydawałam felietony nie publicystyczne, ale literackie - pisane z potrzeby poezji. Dopiero z biegiem czasu felietony stały się bardziej prozatorskie, są prozą poetycką.

Stała się Pani bardziej Joanną Szczepkowską piszącą niż grającą. Nie żałuje Pani?

- Wybór jest świadomy, głównie ze względu na fakt, że doba ma 24 godziny. Samo pisanie, akt fizyczny, zajmuje jedną czwartą tego czasu. Pisanie nie jest dla mnie tak męczącym aktem, jak to bywa u pisarzy, ponieważ planuję wszystko podczas spacerów. Jestem raczej chodzącym pisarzem. Pies jest pomocnikiem w pisaniu, bo dzięki niemu rodzi się nieustający ruch, równocześnie radosny i bezpieczny. Inspiruje mnie i park, i ulica.

Właśnie, w Pani wierszach widzimy prawdę o ulicy. Wydawałoby się, że aktorka zapatrzy się tylko w piękno.

- Nigdy nie miałam poczucia bycia aktorką w takim sensie. Aktorką byłam, kiedy grałam i czego mi - nie ukrywam - coraz bardziej brakuje. Natomiast nigdy nie czułam się osobna od ulicy. Nie czułam, że naturalną rzeczą jest, gdy ktoś podchodzi do mnie, prosi o autograf. Aktorzy uważają to za jakąś część swojego istnienia, potwierdzenia swojej wartości. Na mnie nigdy nie robiło to wrażenia i nie potwierdzało wartości. Tak, jestem częścią ulicy. Nie mam samochodu. Chodzę dużo po mieście. Czuję się częścią społeczeństwa.

Pamiętamy Panią z obywatelskiego zaangażowania w okresie przemian. Dlaczego w wierszach go brakuje?

- To, co się obecnie dzieje, jest bardzo trudne do określenia. Mamy obraz kraju tak różny medialnie od tego, który można zobaczyć jadąc przez Polskę późnym wieczorem. Moje dotychczasowe przemyślenia na ten temat z pewnością nie złożyłyby się jeszcze na tomik. Obawiałabym się też o jego aktualność po latach.

Czy więcej Pani zyskała z aktorstwa dla swojego pisarstwa, czy też odwrotnie?

- Myślę, że to, czego nie mogłam przekazać jako aktorka - ponieważ rola jest zawsze wynikiem jakiegoś kompromisu - mogę osiągać pisząc. Na kartce mogę opisywać swój świat, taki jakim go czuję.

Pani wiersze nie są kobiece, ale liryczne. Po prostu dla ludzi wrażliwych. Czy bała się Pani łatki, że uprawia kobiecą literaturę?

- U mnie adresatem, podświadomie, nie jest kobieta, co być może z marketingowego punktu widzenia jest błędem. Czytelnikami są bowiem głównie kobiety. Ale ja nie narzekam. Najbardziej kobieca kobieta i najbardziej męski mężczyzna mają w sobie trochę kobiety i trochę mężczyzny. Myślę, że to, co dochodzi do głosu w momencie, kiedy staram się pisać, to pewien męski gust literacki. Pewnie dlatego rzeczy, które piszę nie mają cech literatury kobiecej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji