Artykuły

Ja pierniczę, otwórzmy te archiwa

Każdy ma prawo do obecności w życiu publicznym. Także aktor - były współpracownik SB. Niech gra, niech zabawia publiczność. Jeśli znajdzie widzów, nam nic do tego. Ale niech nie kłamie - pisze Michał Karnowski w Dzienniku.

W artykule Tomasza Butkiewicza o agenturalnej przeszłości Macieja Damięckiego największe wrażenie robią zaprzeczenia bohatera. Te jego: "Słowo honoru, jak Boga kocham, to były tylko spotkania z Panem Telesforem". Jak wielu przed nim, jest wierny agenturalnemu szkoleniu i zobowiązaniu - zaprzecza do końca. I nie chodzi o żadne nieścisłości co do poszczególnych faktów notowanych przez esbeków. Ale o elementarną zdolność powiedzenia prawdy.

Gdyby więc przyszło komuś do głowy zapytać, po co dziennikarze odkrywają prawdę o dawnych zdradach i świństwach uczynionych kolegom, to kłamstwa Damięckiego powinny być najlepszą odpowiedzią. Bo każdy ma prawo do obecności w życiu publicznym. Także aktor - były współpracownik SB. Niech gra, niech zabawia publiczność. Jeśli znajdzie widzów, nam nic do tego. Ale niech nie kłamie. A jeśli popełnił świństwo, to miał kilkanaście lat, by przeprosić tych, których skrzywdził świadomie i którym być może złamał życie donosem.

Ilekroć czytam historię, jak ta opisywana przez dzisiejszy "Dziennik", tylekroć mam ochotę krzyknąć: To jest nadal żywe! Wciąż trwa układ, z esbekiem, zmieniło się wszystko, a ta tajna umowa trwa.

Tą właśnie świadomością kierowali się Niemcy, kiedy po zjednoczeniu zdecydowali się ujawnić wszystkich agentów. Nie może być mowy o uczciwym życiu społecznym bez pełnej prawdy. Pobrzmiewa mi w uszach opowieść byłego warszawskiego esbeka z III Departamentu zajmującego się opozycją. Rysował przede mną wizję kilku tysięcy akt byłych tajnych współpracowników "zabunkrowanych", czyli schowanych przez niego i grupę jego kolegów. Dawne dzieje? Nic niewarte? - Może i tak - odpowiedział - ale jak potrzeba mieszkania dla córki, wystarczy zadzwonić do pewnego prezesa spółdzielni. Jak syn kolegi nie dostał się na studia, to jest taki jeden dziekan. A nawet jak trzeba biletów do teatru, to mam takiego kolegę w teatrze.

Rzeczywiście tak powiedział. Choć kto sprawdzi, czy to prawda. Może trochę koloryzował.

Ale im dłużej czytam o przypadkach takich jak Damięckiego, tym bardziej chce mi się krzyknąć jego słowami: "Ja pierniczę!". Ile czasu jeszcze trzeba, ilu dowodów, żebyśmy wreszcie otworzyli archiwa byłej SB? Bez wypieków na twarzy i podniecenia, z prostej tylko troski o nasze życie publiczne! Aż tyle i tylko tyle. Opowieść o Macieju Damięckim przekonuje, że czas najwyższy. Na szczerość i wyrzuty sumienia agentów nie ma co liczyć. W końcu za uczciwość i prawdomówność nawet w III/IV RP nie dają koniaków i reporterskich toreb.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji